Czwartek. Centrum miasta. On, ja i woda. Tak, tak, tam w lustrze (wody)
to niestety ja... Z twinem na plecach wcale nie było łatwo. Ciężkie
diabelstwo jak kamień młyński, i jak kamień pociągnęło mnie do dna.
Strach pomyśleć jaki atak paniki mogłoby mi to zafundować gdybym
odpuściła dzisiejszy basen i swój pierwszy raz odbyła dopiero w sobotę.
Szeryf
jak zawsze pod woda seksowny do bólu, wyciągał ramiona i wtulał się w
wodę. Nawet nie będę próbować zmiany postrzegania jego sylwetki w
środowisku wodnym. Mogę sobie wmawiać dowolne kwestie, ale i tak pod
powierzchnią wody mogłabym go pożreć wzrokiem gdybym się przestała
pilnować. Nie ślinię się tylko dlatego, że mam automat w ustach.
Masakra
numer jeden - całkowity brak kontroli nad pływalnością. Zeagle działał
jak marzenie - dwa wciski inflatora i spokojne, delikatne hamowanie nad
dnem. A teraz cholera wie ile trzeba pompnąć, żeby wór raczył się
napełnić. Jak już w końcu został napompowany to ni mniej ni więcej tylko
pokonując grawitację szybowałam ku powierzchni. I kolejny zonk. Tam
były dwie spłuczki na samej krawędzi worka. Tu nie dość, że tylko jedna
to jeszcze zdecydowanie wyżej, na pionowej części worka. Efektu nie
trzeba opisywać nazbyt szczegółowo - z braku koordynacji ręka-spłuczka
ćwiczyłam czy nadaje się na korek od musującego wina czyli brak
wyhamowania przed powierzchnią. Wściekłość na złośliwość rzeczy martwych
i generalnie na sytuację.
Żadna to przyjemność spaść
na dno, żadna chwała zrobić windę do powierzchni. To, co dobre to
łatwiejsza do zachowania pozycja, brak przechyłów bocznych. Innymi słowy
po ustaleniu pływalności spadochroniarz całkiem zgrabnie wyszedł,
helikopter nieco gorzej ale bez obciachu.
Kilka wizyt na
powierzchni nie tylko z powodu wywalenia ale w celach edukacyjnych czyli
omówienie. Na końcówce Szeryf zaordynował s-drill ze zmiana ról. I
udało się całkiem zgrabnie. Z zaskoczeniem stwierdziłam post factum, że
ani w jednym, ani w drugim przypadku nie użyłam paypassa do
przedmuchania automatu. Czy to dlatego, że w Posejdonie jest on w innym
miejscu? Czy może po prostu bezwiednie przeszłam na wyższy poziom
abstrakcji? Nie wiem - liczy się efekt końcowy.
Później
jeszcze omówienie co wyszło a co nie i dlaczego, na co zwrócić uwagę na
wyjeździe. Dobranoc i w drogę ze sprzętem. Ku przygodzie w zimnej i
ciemnej wodzie, z nową konfiguracją na sobie.
24 maja 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz