24 maja 2012

Drugie podejście

Czwartek. Centrum miasta. On, ja i woda. Tak, tak, tam w lustrze (wody) to niestety ja... Z twinem na plecach wcale nie było łatwo. Ciężkie diabelstwo jak kamień młyński, i jak kamień pociągnęło mnie do dna. Strach pomyśleć jaki atak paniki mogłoby mi to zafundować gdybym odpuściła dzisiejszy basen i swój pierwszy raz odbyła dopiero w sobotę.

Szeryf jak zawsze pod woda seksowny do bólu, wyciągał ramiona i wtulał się w wodę. Nawet nie będę próbować zmiany postrzegania jego sylwetki w środowisku wodnym. Mogę sobie wmawiać dowolne kwestie, ale i tak pod powierzchnią wody mogłabym go pożreć wzrokiem gdybym się przestała pilnować. Nie ślinię się tylko dlatego, że mam automat w ustach.

Masakra numer jeden - całkowity brak kontroli nad pływalnością. Zeagle działał jak marzenie - dwa wciski inflatora i spokojne, delikatne hamowanie nad dnem. A teraz cholera wie ile trzeba pompnąć, żeby wór raczył się napełnić. Jak już w końcu został napompowany to ni mniej ni więcej tylko pokonując grawitację szybowałam ku powierzchni. I kolejny zonk. Tam były dwie spłuczki na samej krawędzi worka. Tu nie dość, że tylko jedna to jeszcze zdecydowanie wyżej, na pionowej części worka. Efektu nie trzeba opisywać nazbyt szczegółowo - z braku koordynacji ręka-spłuczka ćwiczyłam czy nadaje się na korek od musującego wina czyli brak wyhamowania przed powierzchnią. Wściekłość na złośliwość rzeczy martwych i generalnie na sytuację.

Żadna to przyjemność spaść na dno, żadna chwała zrobić windę do powierzchni. To, co dobre to łatwiejsza do zachowania pozycja, brak przechyłów bocznych. Innymi słowy po ustaleniu pływalności spadochroniarz całkiem zgrabnie wyszedł, helikopter nieco gorzej ale bez obciachu.
Kilka wizyt na powierzchni nie tylko z powodu wywalenia ale w celach edukacyjnych czyli omówienie. Na końcówce Szeryf zaordynował s-drill ze zmiana ról. I udało się całkiem zgrabnie. Z zaskoczeniem stwierdziłam post factum, że ani w jednym, ani w drugim przypadku nie użyłam paypassa do przedmuchania automatu. Czy to dlatego, że w Posejdonie jest on w innym miejscu? Czy może po prostu bezwiednie przeszłam na wyższy poziom abstrakcji? Nie wiem - liczy się efekt końcowy.

Później jeszcze omówienie co wyszło a co nie i dlaczego, na co zwrócić uwagę na wyjeździe. Dobranoc i w drogę ze sprzętem. Ku przygodzie w zimnej i ciemnej wodzie, z nową konfiguracją na sobie.

Brak komentarzy: