19 maja 2012

Kolejna klamka zapadła

Wczorajszy wieczór to kolejny krok w stronę osiągnięcia celu. Tym razem w temacie sprzętowym. Trzeba było podjąć decyzję o kompletowaniu nowej konfiguracji. I ja podjęłam. A wczoraj odebrałam większość zabawek.
Nie ukrywam, że trochę mnie to przerażało poprawka nadal mnie przeraża. I tak w ciągu 72 godzin stałam się dumnym ale przerażonym posiadaczem Halcyona i zamiast ukochanego i znanego nawet z zamkniętymi oczami Zeagle'a muszę szybciutko przyswoić obsługę nowego ubranka.
Na dzień dobry zabawa w małego majsterkowicza czyli płyta, taśma, śruby i składamy. Na szczęście wszystko w komfortowych warunkach pod czujnym okiem Szeryfa. O ile łatwiejsze byłoby moje nurkowe życie gdyby którykolwiek z instruktorów, którzy mnie uczyli był choćby w połowie Nim. Najwidoczniej jednak zapisane było, że powinnam Go spotkać w tym roku :).

Chwilę później świecidełka czyli szybki kurs obsługi Led Maxima. Wielkie to i ciężkie bydlątko, ale widziałam je w akcji na Yukatanie - mucha nie siada. Z przyjemnością patrzyłam jak w szeryfowych dłoniach kolejno pojawiają się kolejne elementy zestawu. Wsłuchiwałam się w słowa o dbaniu o gwinty, uwagi odnośnie ładowania trybie ostrzegawczym. Gdyby mówił w obcym, nieznanym mi języku z tonu głosu wywnioskowałabym, że opisuje pieszczoty. Słowa wypowiadane z takim namaszczeniem, że nie sposób mieć innego skojarzenia.



W końcu przyszedł czas na Posejdony. Wiedziałam, czułam, że celowo zostawił je niejako na deser. Wszystko w kawałkach, do poskładania, wykręcane zaślepki, które robiły miejsce wężom, odkładane pieczołowicie w bezpiecznym miejscu. Chirurgiczne cięcie w obszarze osłonki membrany - żółta do pudła czarna na miejsce. Parząc na pewne, szybkie ruchy wyobraziłam sobie jak seksownie wyglądałby rozkładając i składając pistolet. Mniam. W końcu moje automaty połączone zostały z jego twinsetem. Kiedy odkręcił zawory a Posejdony wydały pierwsze tchnienie aż podskoczyłam. Ten dźwięk, ta wibracja do złudzenia przypominały... wystrzał z pistoletu. Nieprawdopodobne ale to ta sama reakcja ciała, którą znam z przekraczania progu strzelnicy. Ależ ja jestem pokręcona jeśli chodzi o reakacje na dźwięki i zapachy.



Poskładany sprzęt trzeba było jeszcze dopasować, a później zostało już tylko wziąć twina na plecki i mentalnie przekroczyć kolejny Rubikon. I tu naszły mnie wątpliwości. Ciężkie to bydle, ledwie wstałam z podłogi a już Szeryf ciągnął mnie do luster. Bałam się tego, co tam zobaczę. Bałam się ale poszłam. Szpej założony na batystową bluzkę wyglądał dość kuriozalnie, ale moje obawy sięgały dalej. Po głowie kołatało się pytanie czy to nie jest przerost formy nad treścią. Bo posiadać nie oznacza umieć używać. Szeryf rozwiewał moje obawy swoim czarującym głosem, ale nie wszystko dało się ułagodzić. Dość powiedzieć, że w poniedziałek planowane pierwsze zwodowanie basenowe. To ostatni gwizdek przed planowanym na przyszły weekend wypadem do Zakrzówka... A tam zimna i ciemna woda oddzieli tchórzy od zdeterminowanych. Mam nadzieje, że dołączę do tej drugiej grupy.

Brak komentarzy: