27 września 2007

PPZN

Nie mylić z PZPN, bo choć litery te same w innym stoją szyku. Potrzeba Podążania Za Nowym. Przekleństwo moje albo napędowa siła – jak kto woli. To jest jak nałóg. Nie, to jest nałogiem. Ciągle dalej, bardziej, szerzej. Więcej wiedzieć, więcej poczuć, więcej doznać, więcej zrozumieć. Ach, człowiekiem renesansu być… I odkąd pamiętam tak właśnie było, nawet w szkole. No, bo kto wymyślił w ogólniaku klasy matematyczno-fizyczne i biologiczno-chemiczne? Mnie się marzyła matematyczabiologizacja. Na ogrodnictwie lubiłam nawet te powalone zadania ze statystyki, gdzie w treści przewijały się ponadnormatywnie wysokie kukurydze albo prawdopodobieństwo wyhodowania zielonych świnek morskich z oczami w kolorze bzu. Pewnie dlatego tak bardzo podobały mi się studia interdyscyplinarne – trochę teatru w prezentacjach, snucia intryg w negocjacjach czy zimnej kalkulacji w ocenie inwestycji. Ale z drugiej strony moja biblioteczka pełna jest książek o seksie, albumów z erotyką, historii penisa czy innej vaginy. Towarzyszom im pozycje, w których przewija się szeroko rozumiana filozofia bata. Galeria zdjęciowych aktów przekracza wszelkie granice. A ciągle mi mało, ciągle niedosyt. I szperanie godzinami po forach przeróżnych, po recenzjach. Wyszukiwanie pozycji niezauważanych. I kolejny zwrot, tym razem polowanie na eCFO. Branżowe, że niby. A kto by się tym przejmował – ciekawe to jedyny parametr. Zachłanny apetyt na wiedzę. Nigdy nie pociągało mnie zgłębianie tematu aż do ostatniej litery. Zawsze szerzej niż głębiej. To ‘odznaczonych’ dziedzin czy tematów zawsze można wrócić, ale takie obok których przejdzie się mimo – umierają. Wszystko ma swój czas – jeden jedyny – później nie smakuje tak dobrze.

Czuję przez skórę, że nadchodzi coś kolejnego. Jeszcze nie ma kształtu ani imienia, ale po prostu wiem, że się zbliża. Niebawem zapuka do drzwi mojego umysłu, a ja pójdę otworzyć. Już czekam. Moja PPZN jest wygłodniała…

Brak komentarzy: