30 września 2011

Aborcja słowa


Jedna wiadomość – krótka, techniczna, konkretna. I podpisana tym imieniem z metryki. I do mojego metrykowego skierowana. I prośba, którą… spełniłam. Aborcja słowa. Kiedyś, dawno temu kiedy myśli ubierały się w słowa z mgły i futra, pachniały płomieniem i bólem przyprawione karmelem zdarzało się, że metrykalni zwracali się do siebie. Ale wówczas oboje używaliśmy kursywy… Czy dziś światy zamieniły się miejscami? Nie wiem. Czy kursywa stała się normalnością? A didaskalia prozą życia? Jeśli nawet tak jest to słów nikt i nic nie odbierze. I magii. 

Czuwa nad wspomnieniami Feniks.  

Na dnie szuflady namacalność – białym strzępkiem przewiązany kosmyk wewnątrz okopconego papieru. I pytanie czy dziś jeszcze płomień wyłowi wyznanie? Nie będę sprawdzać. Jeśli kiedykolwiek płomień poliże te pamiątki to nie po to, żeby mówić słowami ale po to, żeby wskrzesić Feniksa, który zabierze z powrotem Słowa. Nieodwołalnie. Ale… Ale to jeszcze nie dziś. Dziś są bezpiecznie na dnie szuflady.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

jak i skrawek szaty... mglistej, nieziemskiej... wciąż jest... wciąż pachnący...

wspomnienia... są tak miłe... a przy tym wzbudzają tęsknotę... aż do bólu.

Nie myślę o Niej na co dzień... lecz przecież brązowy cukier słodszy mi niż wszystko inne, a żywy ogień nadal porywa mą duszę w nieziemskie krainy.

Kiedyś były słowa - osobiste, pełne dotyku. Dziś słowa są nadal - inne, lecz wciąż pachną magią. Niech będą słowa. Teraz i zawsze.