16 września 2011

Między nami jaskiniowcami


Kiedy nie ma pod ręką ciepłej, przejrzystej wody pełnej kolorowego drobiazgu i dużych srebrzystych kilerów trzeba ocenić atrakcyjność dużo chłodniejszego i mniej bogatego w faunę akwenu. Morze Śródziemne na głębokości 40m ma tylko 17 stopni Celcjusza, a to na 5 mm neoprenu bez kaptura i rękawic zdecydowanie za mało. Z jaką rozkoszą witałam 22 stopnie przy wynurzaniu to tylko ja wiem. 

Nurkowanie na ściankach zawsze sprawia mi przyjemność, bo świadomość otchłani pode mną jest niesamowita (choćby ta głębia miała jedynie 100m). To trochę tak jak spacer po galerii obrazów – można się powoli przesuwać od jednego obiektu do drugiego. Skaliste wybrzeże z pionowymi krawędziami to wymarzone miejsce. To konkretne miało jednak jeszcze jedną cechę – ogrom szczelin i jaskiń. Po pierwszym zanurzeniu stało się jasne, że to właśnie one staną się przedmiotem eksploracji.

Na pierwszy rzut oka to kamienne pustynie bez życia - ciemne, szare, puste, przerażające (zwłaszcza jak się człowiek naoglądał filmów z kategorii „fikszyn” rozgrywających się w jaskiniach). Trudno było skompletować grupę chętnych na te atrakcje więc w rezultacie nurkowaliśmy parą w porywach do dwóch par.Kilka zwierzaków udało się wypatrzeć i uwiecznić w kadrze, choć faktycznie większość na brzegu grot niż we wnętrzu samych jaskiń.







Niewiele to miało wspólnego z wyprawą spaleologiczną, ale dla mnie wystarczyło, żeby poczuć dreszcz na kręgosłupie i to nie koniecznie od zimna. Niektóre wejścia były bardzo wąskie i na tyle blisko powierzchni, że pływy telepały człowiekiem na boki lub w przód i tył (wtedy odczuwa się najbardziej jak niewiele ma człowiek do powiedzenia wobec siły i fizycznej przewagi natury). Inne był łagodnymi wąwozami opadającymi w dół. Ale były i takie, które sprowadzały się do dziury-studni w skale i trzeba było wsunąć się pionowo twarzą w nieznane.


 
 
To co bywa w środku może zaskoczyć i przytłoczyć, może zachwycić i przerazić. Nie dziwota, że takie obrazy mogły zainspirować twórców wspomnianych już filmów. Niektóre formacje skalne przywodzą na myśl wyłącznie istoty z innego świata lub ich pozostałości.
 
 
 


Pierwszą chwilą, która zapiera dech w piersiach (na szczęście nie w automacie) jest moment wpłynięcia do jaskini. Kolejnym to, co można zobaczyć wewnątrz. Ale nie ma bardziej wzniosłego i radującego niż na powrót ujrzeć światło dzienne – choćby tylko jako przebłysk za załomem skalnym. I chwilę później kiedy dobrze widoczny staje się otwór wejściowy.





  

 




2 komentarze:

Dave pisze...

śliczne zdjęcia ... jest co podziwiac
Też miałem okazje widzieć takie widoki ... tez osobiście i na żywo ...może nie aż tak głęboko jak Ty...
ale wiem co znaczy zobaczyć to na własne oczy i dociskac dłoń do "tlenomierza" kiedy tlenu Ci brak brak a nagle staję sie go za dużo .. jedno i drugie z wrażenia ...

Ale pytanie za sto pkt .. tym postem i jego długością chciałąś zaćmić małą dyskusje dotyczącą wrażeń z Sin City? ... bo tak mi to niestety troche wygląda...

Anonimowy pisze...

no to jej nie znasz Dave. A wystarczy przejrzeć historię, by wiedzieć, że takie posty nie to wyjątek :)

Wierny czytelnik