Kiedy nie ma pod ręką ciepłej, przejrzystej wody pełnej
kolorowego drobiazgu i dużych srebrzystych kilerów trzeba ocenić atrakcyjność
dużo chłodniejszego i mniej bogatego w faunę akwenu. Morze Śródziemne na głębokości
40m ma tylko 17 stopni Celcjusza, a to na 5 mm neoprenu bez kaptura i rękawic zdecydowanie
za mało. Z jaką rozkoszą witałam 22 stopnie przy wynurzaniu to tylko ja wiem.
Nurkowanie na ściankach zawsze sprawia mi przyjemność, bo
świadomość otchłani pode mną jest niesamowita (choćby ta głębia miała jedynie
100m). To trochę tak jak spacer po galerii obrazów – można się powoli przesuwać
od jednego obiektu do drugiego. Skaliste wybrzeże z pionowymi krawędziami to
wymarzone miejsce. To konkretne miało jednak jeszcze jedną cechę – ogrom szczelin
i jaskiń. Po pierwszym zanurzeniu stało się jasne, że to właśnie one staną się
przedmiotem eksploracji.
Na pierwszy rzut oka to kamienne pustynie bez życia -
ciemne, szare, puste, przerażające (zwłaszcza jak się człowiek naoglądał filmów
z kategorii „fikszyn” rozgrywających się w jaskiniach). Trudno było
skompletować grupę chętnych na te atrakcje więc w rezultacie nurkowaliśmy parą
w porywach do dwóch par.Kilka zwierzaków udało się wypatrzeć i uwiecznić w kadrze,
choć faktycznie większość na brzegu grot niż we wnętrzu samych jaskiń.
Niewiele to miało wspólnego z wyprawą spaleologiczną, ale
dla mnie wystarczyło, żeby poczuć dreszcz na kręgosłupie i to nie koniecznie od
zimna. Niektóre wejścia były bardzo wąskie i na tyle blisko powierzchni, że
pływy telepały człowiekiem na boki lub w przód i tył (wtedy odczuwa się
najbardziej jak niewiele ma człowiek do powiedzenia wobec siły i fizycznej
przewagi natury). Inne był łagodnymi wąwozami opadającymi w dół. Ale były i
takie, które sprowadzały się do dziury-studni w skale i trzeba było wsunąć się
pionowo twarzą w nieznane.
To co bywa w środku może zaskoczyć i przytłoczyć, może
zachwycić i przerazić. Nie dziwota, że takie obrazy mogły zainspirować twórców
wspomnianych już filmów. Niektóre formacje skalne przywodzą na myśl wyłącznie
istoty z innego świata lub ich pozostałości.
Pierwszą chwilą, która zapiera dech w piersiach (na szczęście
nie w automacie) jest moment wpłynięcia do jaskini. Kolejnym to, co można
zobaczyć wewnątrz. Ale nie ma bardziej wzniosłego i radującego niż na powrót
ujrzeć światło dzienne – choćby tylko jako przebłysk za załomem skalnym. I
chwilę później kiedy dobrze widoczny staje się otwór wejściowy.
2 komentarze:
śliczne zdjęcia ... jest co podziwiac
Też miałem okazje widzieć takie widoki ... tez osobiście i na żywo ...może nie aż tak głęboko jak Ty...
ale wiem co znaczy zobaczyć to na własne oczy i dociskac dłoń do "tlenomierza" kiedy tlenu Ci brak brak a nagle staję sie go za dużo .. jedno i drugie z wrażenia ...
Ale pytanie za sto pkt .. tym postem i jego długością chciałąś zaćmić małą dyskusje dotyczącą wrażeń z Sin City? ... bo tak mi to niestety troche wygląda...
no to jej nie znasz Dave. A wystarczy przejrzeć historię, by wiedzieć, że takie posty nie to wyjątek :)
Wierny czytelnik
Prześlij komentarz