26 stycznia 2005

Niespełnienie kontra milczenie

Czy kara może polegać na niespełnieniu. Odpowiem trochę przekornie... może tylko czy jest karą? Hmm jak dla mnie to raczej element składowy całej sytuacji. Owszem niespełnienie to pozostawienie mnie w stanie permanentnego podniecenia. Ale taki stan to z cała pewnością nie jest kara. Powtarzam to mój osobisty punkt widzenia. Taki stan determinuje mnie do działania, do większego jeszcze (jeżeli takowy istnieje) zaangażowania się w wykonywanie czynności. Czy nie chcę znaleść zaspokojenia? Owszem chcę Ale wcalę nie muszę. Potrafię cieszyć się takim stanem i z cała pewnością nie odbiorę go jako kary, hihi.

Ale jest coś, co jest dla mnie karą większą niż inne. To milczenie Pana. Tak, kiedy odbiera mi swój głos to jest dla mnie karą bardzo bolesną. Może dlatego, że jestem bardzo podatna na bodźce słuchowe. A może dlatego, że słowa działają bardzo stymulująco... i to zarówno czułe jak i ostre... Może w końcu dlatego, że mając doczynienia z czymś co można nazwać kamienną twarzą i nadludzkim opanowaniem wyraz twarzy Pana nie powie nic... A może dlatego, że wydawane niemal szeptem polecenia, tonem spokojnym i opanowanym a intonacją nie odbiegające od rozmowy na dowolny temat nakręcają mnie i to baaardzo... Ale zdecydowanie najgorzej czuję się kiedy "zajmuje" się mną bez słowa. Kto wie może taka jest właśnie genealogia określenia "ciche dni"...

Brak komentarzy: