3 stycznia 2011

Kocia dzikość

Nieznajoma, a odniosłam wrażenie, że znam ją od zawsze. Zmysłowe usta, w których mogłabym zatopić własne. Roześmiane oczy. Brunetka rzecz jasna. Ale to wszystko mogę jednym ruchem dłoni zrzucić ze stolika na podłogę i uznać za nieznaczące. Kiedy dotykała swojego przedramienia mówiąc o latexie, kiedy pocierała palce przywołując wspomnienie liny emanowała z niej ta elektryczność, którą posiadają wyłącznie osoby oddychające dotykiem. Jestem przekonana, że w chwili uniesienia zapomina oddychać i wyłącznie przez pory skóry utrzymuje kontakt z rzeczywistością. Silna, drapieżna, prowokująca. A pod czaszką pulsujące pragnienie, żeby posmakować jej skóry. Poczuć jak elektryzuje powietrze kiedy się jej dotyka. I jeszcze to, żeby zamknąć ją w vacbedzie i dotykać. Powoli, przesuwać opuszki palców po każdym centymetrze jej ciała. A między nami jedynie cieniutka warstwa latexu i odrobina płynnego silikonu. Na samą myśl robi mi się miękko-mokro.
Nieznajoma.
Elektryzująca.
Żywa.
Ciekawe jaka jest w dotyku. Mam nieodparte wrażenie, że sypie iskrami jak głaskany pod włos kot. Tyle, że koty chadzają własnymi drogami…

Brak komentarzy: