11 lutego 2007

Koniec smęcenia

Dokładnie tak – koniec. Do jasnej cholery przecież to ja, która potrafi podnieść głowę i powiedzieć nie. Zwłaszcza przeciwnościom. Czasami – jak teraz – chciałabym pozwolić sobie na luksus powiedzenia ‘trudno’ i pogodzenia się z tym, co przynosi życie. Ale do ciężkiej cholery powiem tylko ‘nie’. I w zasadzie to mam głęboko w poszanowaniu, że nie wypada. Owszem – odkryłam się, pokazałam słabiznę, pokazałam gdzie mam ‘miękkie’. Może dlatego, że dałam się zaskoczył właśnie w czasie wylinki? Może dlatego, że nie schowałam się na ten czas w bezpiecznej przestrzeni czekając aż pancerz stwardnieje. Nie, nie byłabym sobą, gdybym poddała się bez walki. Nie ja. Nie ja. Przespałam się z własnym przygnębieniem. Wylizałam ranę zadaną mojemu nieodmiennemu wierzeniu, że ludzie są z gruntu dobrzy. Będzie jeszcze się odzywać – jak to rana. Będzie przypominać, że łatwowierność jest grzechem przeciw samemu sobie, ale potrafię z nią żyć.Ile razy jeszcze przyjdzie mi podnoście się, przełykając łzy? Ile razy musze jeszcze się sparzyć? Nie wiem dokładnie, może tyle, ile potrzeba. I to właśnie jest odpowiedź. Szkoda. Bo mogłam tworzyć w spokoju i harmonii. Mogłam… Mogłam? A może ja nie potrafię asymilować porządku? Może chaos jest jednak moim żywiołem i ubieranie go reguły i zasady? Może bez walki nie potrafię? Wszak nie od dziś wiadomo, że wojna jest machiną nakręcającą koniunkturę, gospodarkę, ekonomię… Może ja jestem kwintesencją wojny, w której pokój jest jedynie krótkotrwałym rozejmem. Pokój. Stabilizacja. Przewidywalność.Jaki to ma sens? Planowanie w takim środowisku jest po prostu nudne, za łatwe. Co innego planowanie czegoś, gdzie ilość zmiennych przekracza znacząco ilość stałych. To jest wyzwanie.

Stabilizacja i rutyna zabijają inicjatywę i twórcze myślenie. A we mnie burzy się zew. To drżenie wewnątrz mnie, które przywołuje reżim i wyzwala potrzebę działania. Takie szukanie. Przeglądam projekty architektoniczne, myślę o nowym domu, nowym miejscu. Na razie zrobię to, co trzeba w najbliższym otoczeniu. Wzrokiem odeprę wycelowane we mnie palce i postawię na swoim.
DCG nadchodzi, już prawie puka do drzwi. Pójdę otworzyć…

Brak komentarzy: