27 stycznia 2008

Knajpiano-atwistyczno-salomonowe

Przyśniła mi się nieoczekiwanie i rozbudziła potrzebę, którą ułożyłam do snu miesiące temu. Najpierw zagrała cichym chiloutem, zaszemrała wielobarwnym głosem ludzi, zapachniała dymem i cytryną gdzie niegdzie zaakcentowanym mocnym zapachem perfum. Potem otworzyła przede mną drzwi, za którymi gwar nabierał twarzy i życia. Emocje krystalizowały się w oddechach, a prąd płynął między dotykającymi się palcami. Lekcja fizyki i chemii w praktyce. Mogłabym tak siedzieć godzinami. Po prostu siedzieć i chłonąc otoczenie przez skórę. Sycić się Nocnym Życiem Miasta. To jest to, czego mi brakuje. I nie chodzi wcale o to, żeby coś skonsumować. To nie potrzeba „mieć” tylko „być”. Kolejna noc i kolejne drzwi, które otwiera przede mną Pani Noc. A potem jeszcze jedne. Narastająca tęsknota…

Miałam całkiem inne plany na wieczór, z żalem odrzuciłam propozycję spotkania się z Ludźmi, z którymi spotkałabym się z największą przyjemnością. Ale… No właśnie… Było już późno… a ja byłam w Mieście. Wiedziałam, że siedzą tam wśród wszystkich symptomów Nocnego Życia. I poszłam tam Musiałam pójść. Cudowny wieczór, bez jednego grama alkoholu, na który tak bardzo miałam ochotę. Takie zasady BHP ustalone z Panią Nocą – ona pozwala mi napawać się atmosferą, a ja przyjeżdżam samochodem, żeby nie przekroczyć magicznej granicy. Jestem Kopciuszkiem, który co prawda nie gubi pantofelka, ale ma swoją karocę, wyczarowaną z dyni. Trywialny, namacalny element życia, które jest poza Nocnym Życiem. Papieros, kto trzymam w palcach przez cały wieczór jest symbolem tego, co mogę czuć, widzieć, wąchać a czego nie wolno mi posmakować. Tym razem nie stracił wypełniającego go tytoniu. Hołubiłam go w palcach jak najcenniejszy z klejnotów, odsuwałam od siebie jak zarazę, której potrafiłam się oprzeć. To kolejny cichy układ z Panią Nocą. Przedmiot, który pozwala mi się nie zapomnieć. Jest jak okruszki rzucane przez Jasia i Małgosię, jak nić Ariadny. Ale mnie potrzebny nie po to, żeby wrócić do domu, ale po to, żeby nie wejść w Mrok. Pragnienie zadurzenia się upojną wonią Nocy jest we mnie tak duże, że potrafiłabym się zapomnieć. To bardzo silny głód, namacalny, konkretny. Płomień, którego pragnę, spopieliłby mnie w mgnieniu oka, a nie wiem czy feniks we mnie potrafiłby się odrodzić do życia poza Nocą. Nie chcę próbować. Prośba o papierosa nie zawsze jest prośbą o ogień. Bo o to chodzi, żeby gonić Ogniczka…

Powrót do rzeczywistości. Zdejmuję z siebie ubranie, z każdym skrawkiem materiału odkładam świeże jeszcze wspomnienie gościny u Pani Nocy poza zasięg fizyczności. Woda zmyje te drobiny, które przedarły się aż do skóry i oblepiły ją lubieżnymi oddechami. Zdejmuję z siebie zawieszone w kroplach potu spojrzenia i rozmowy, powitalno-pożegnalne buziaki i uściski, zapach prochu. Wyjałowioną cielesność składam w pościeli. Budzi mnie gorący oddech na karku i woń męskiego pożądania. Atawistyczna, odwieczna męska żądza znaczenia terytorium. Bezceremonialnie posiadł moje ciało, wyganiając z wnętrza te drobiny Nocy, które oparły się kąpieli. Samczo bezwzględny, władczy i nieznoszący sprzeciwu napełnia mnie sobą, dezynfekuje spermą i piętnuje swoim zapachem. Dopiero teraz jestem czysta. Dopiero teraz czuję się czysta. To spowiedź i rozgrzeszenie w jednym akcie. Zwierzęca siła przeciw bezradności. Najbardziej pierwotne z praw dominacji. Może właśnie dla takich poranków tak bardzo pożądam Nocy.

Ten wieczór, noc i poranek były jak krótkie wakacje w raju. Kiedyś znowu odwiedzę Panią Noc i powrócę z jej objęć, żeby odnaleźć swoje miejsce u boku Pana Męża. Życie na krawędzi. Mieć i nie mieć zarazem. Być i nie być. Ale móc i chcieć, oto klucz to życia na krawędzi światów.Salomon powiedział „Jeśli coś kochasz, daj mu wolność. Jeżeli wróci do Ciebie, jest Twoje. Jeżeli nie wróci, oznacza to, że nigdy od początku Twoje nie było”. Kocham wracam.

Brak komentarzy: