23 czerwca 2008

Być jak James

Fascynacja przychodzi o wschodzie słońca. Wtedy, kiedy otwieram oczy zawołana z krainy morfeusza przez delikatna jeszcze słoneczną poświatę poprzedzająca pojawienie się złotej tarczy. I kiedy zastanawiam się przez chwilę co robiłam wczoraj i co robić będę dziś cieszę się jak dziecko z nadchodzącego dnia. Niecierpliwie wyglądając czy ktoś już stąpa po pokładzie. W takich chwilach czuję się jak nastolatka – zafascynowana, bezgranicznie ufająca, bezkrytyczna i całkiem zakochana. W atmosferze, w nurkowaniu, w Nauczycielu. I co mi tam nawet mało przyjemny proces wciągania na siebie pięciu milimetrów neoprenu nie jest w stanie zmącić tego radosnego oczekiwania pełnego podniecenia. Ba, nawet perspektywa przemieszczania się zodiakiem i fikołek do tyłu z butlą na plecach nie może mi zaszkodzić (a szczerze nie lubię takiego fikania). Po prostu wiem, że za chwilę zobaczę dobrze mi znaną sylwetkę wślizgująca się w neopren i wskakującą do wody. I później – te kilka znaków, kilka słów i już puszczamy srebrne kuleczki. Mogłabym patrzeć na niego bez końca. Jest równie naturalnym elementem rafy jak ryby. I na równi z nimi emanującym opanowaniem spokojem i zwinnością. Chciałabym bym tak umieć…

Na razie jednak trzeba będzie wziąć manatki na basen i poćwiczyć bo tylko tak dochodzi się do perfekcji. Mając jednak w głowie obraz tego młodego Posejdona wiem gdzie chcę być, po części wiem także jak to zrobić. Teraz tylko czas i samozaparcie. Ile czasu to może zająć? Niewiem. Ale sprawdzę to!

Brak komentarzy: