1 lutego 2011

Fetish Flae Market

Zanim noc roztoczyła swoje przyjazne skrzydła spacerkiem do Dublinie dotarłyśmy pod wskazany adres. Większa nazwa niż sam market ale i tak fajnie, że komuś się chce. Przepiękne wnętrza mocno zrujnowanej kamienicy, sztukaterie, wytarte drewniane schody, duże okna z wewnętrznymi okiennicami, które odgrodzą od świata w razie potrzeby, ceramiczna podłoga w czarno białe romby.


Sala wystawiennicza na piętrze, wejście przez kafejkę, za barem przesympatyczny starszy pach chętnie wskazujący drogę, przy stolikach pary męsko-męskie i damsko-damskie, kwiatki wręczane z uśmiechem na twarzy, herbata w filiżankach. Domowa atmosfera.

A na pięterku stoliki z wydawnictwami albumowymi bondage, sporo skórzanych ubrań (bardziej dla motocyklistów niż uczestników fetish party ), oficerki i wojskowe buty obok koronkowych gorsetów i knebli, kajdanki zaplątane w pęczki sznurka we wszystkich kolorach tęczy. Sprzedających niewielu, kupujących także, ale ci akurat wchodzą i wychodzą więc liczę trudno oszacować. Piętro wyżej pokój gdzie zawrzeć można małżeństwo dwóch żon lub dwóch mężów a piętro niżej kupić coś na noc poślubną J.

I znowu nie skala, nie lokal ale ludzie tworzą atmosferę tego wydarzenia. I fakt, że można się spotrkać z kimś a kilka godzin później nie poznać go na imprezie. Tego samego dnia odbywały się w Dublinie także warsztaty bondage ale tam już nie dotarłyśmy, nie tym razem.

Brak komentarzy: