21 lutego 2011

Kot(ka) w worku

Czy sprawił to błysk w jej oku czy blik na metalicznym fiolecie – tego nie wiem. Ale kiedy przekroczyła próg sypialni wyglądała jak dziewczynka przytulona do wystawowej szyby sklepu z zabawkami lub słodyczami. To coś, co tak uwielbiam wyciekało jej przez opuszki palców i ulatywało z oddechem. Kiedy dotknęła płaszczyzny fioletu jej skóra stała się elektryczna a ja wciąż nie mogłam się zdecydować czy wole zjeść czy mieć to ciastko. Walka pożądania z powściągliwością. Przecież to takie proste, dwa kroki i wyciągnięcie ręki, złożenie oddechu na odsłoniętym karku. Ale przecież ta elektryczność nie jest jeszcze tym, czy mogłaby być. Czekam. Ona także czeka. I chociaż czekamy na to samo, to jednak oczekujemy czegoś innego.

Pierwsza tama puszcza kiedy odsłania tatuaż na łopatce. Mam tę słabość i każdy tatuaż, którego mogę dotknąć staje się po części moim własnym. Chylę czoła przed każdym z nich bo wiem, że nigdy takie cywilizacyjne znamię nie zakwitnie na mojej skórze. Powstrzymuję jednak niecierpliwe palce, nie to bowiem ma być dzisiejszą ucztą. Chciałabym powtórzyć za Zembatym "(…) lubię patrzeć jak ona się dla mnie rozbiera (…)" choć wiem, że nie dla mnie odsłania skórę zdejmując z niej wszystkie ozdoby i okrycia. Pozostaje naga z jedną tylko ozdobą - jak Dama z łasiczką – ale nie ręku tylko na łopatce. I znowu narastające pragnienie, żeby zasmakować sinych konturów.

I tylko głos w tyle głowy przywołuje mnie do rzeczywistości i wtłacza w rolę przewodnika, podaję dłoń i czuję jak wkracza do mojego sanktuarium. Drżąca, niecierpliwa. Pachnie przedsmakiem podniecenia i strachu – najpiękniejszą z woni. Torturą byłoby zatrzymać ją właśnie w tej chwili, a jednak to właśnie ten zatrzymany w umyśle kadr drżącej nagiej postaci dołączam do osobistej galerii emocji.

Kiedy przekracza magiczną granicę umyka mi. Zaczyna żyć własnym życiem, odkrywać ciemność i prężyć się z niecierpliwości. Wargi i zęby zaciskające się rurce oddechowej kiedy zasuwam zamek. To ten moment kiedy nie wiem co będzie dalej bo zupełnie nie znam jej reakcji ale jednocześnie fizycznie czuję co stanie się za moment. Kiedy szum zasysanego powietrza wypełnia uszy moim oczom ukazuje się kształt wyczarowany z lateksu. Powoli napina się na każdej wypukłości, podkreśla każdą krzywiznę biodra i smukłość łydki. Obciągnięte niczym u baletnicy palce stóp wyglądają perwersyjnie.

Nie powinna zostać sama w tym nowym otoczeniu zbyt długo. Wyciągnąwszy dłoń dotknęłam jej nowej fioletowej skóry, a moje palce śliniły się lubieżnie silikonem. Pierwsze dotknięcie zawsze jest elektryzujące. Nieziemska gładkość latexu a pod nią ciepłe, żywe ciało. Uwielbiam dotykać twarzy, przesuwać palce po zamkniętych powiekach, policzkach i szyi. I dalej przez mostek –zatrzymując się przez chwilę na unoszącej się i opadającej klatce piersiowej – dotykam brzucha. Rozpalony, aksamitny, kuszący. Kiedy palce sięgają uda zaczyna tańczyć. Pręży się – niczym nomen omen kot – podążając za wędrującymi dłońmi. Tak to właśnie ten moment kiedy już wiem, że miejsce strachu zajęła przyjemność. Kiedy widzę, jak nieruchomienie przeszkadza w osiągnięciu moich palców wiem co się musi dziać w jej podbrzuszu. Buzujący gejzer energii. Widok niesamowity. Przez dłuższą chwilę walczę ze sobą, tak niewiele trzeba, żeby zrzucić ciuchy usiąść na wijącym się ciele okrakiem. Żeby przykryć sobą, zjednoczyć będąc oddzielonym. Na to potrzebowałabym godzin nie minut, żeby dotykając stopami łydek, brzuchem brzucha lizać zamknięte powieki i przygryzać brodawki. Trans, z którego tak trudno powrócić. Ale wówczas zaspokoiłabym głównie swoje potrzeby. Ona miała dziś dostać więcej dotyku niż tylko mój, nie ja byłam mistrzem ceremonii.

Z premedytacją omijałam uwypuklone sutki i kuszące łono. Głaszcząc wewnętrzną stronę ud widziałam i czułam jak wypycha biodra w stronę gdzie były dłonie. Symetryczne ruchy burzone przez szybkie pociągnięcia jednej dłoni utrzymywały ją w ciągłej gotowości, żeby popchnąć ciało w kierunku upragnionego dotyku. Wiem jak się czuła – to nieznośne pragnienie osiągnięcia celu wbrew ograniczeniom. Pieszczotę opuszków zamieniałam czasami na paznokcie. Od razu widoczne były inne skurcze mięśni, inne impulsy przenoszone tuż pod powierzchnia latexu. Niby przypadkiem palec zahaczył o wzgórek i pomknął dalej po oleistej ślizgawce na ciele. Potem kolejny raz i jeszcze jeden. Kiedy zamknęłam go w dłoni kipiał, a z rurki do oddychania z oddechem wydobywały się dźwięki – muzyka, której się nie zapomina.

Trudno było oderwać się i zejść piętro niżej. Jeszcze trudniej było dzielić się tą żywą zabawką z innymi dłońmi. Ale tak miało być. Chwila na dostrojenie i zaczynamy koncert na cztery ręce. To nie lada wyzwanie dla jej mózgu, który nagle musi odbierać zwielokrotnione i różne bodźce. Trudno jest się skoncentrować dotyk każdej osoby odczuwa się inaczej. Miałam tę przewagę, że mój dotyk poznała jako pierwszy więc stanowił punkt odniesienia. Ale teraz cała skóra była sensorycznie aktywna i głodna dotyku. Palce stóp miała zimne, krew została zatrudniona do krążenia w bardziej strategicznych miejscach. On miał nade mną przewagę znajomości jej ciała i jej reakcji. Kiedy stymulował łechtaczkę muzyka stawał się głośniejsza. Po dłuższej chwili zeszła ponownie na dół z zaproszeniem dla Pana Męża. Więcej dłoni, więcej różnorodności, więcej dotyku.

Uwielbiam kiedy cała uwaga i działanie kilku osób jest nakierowane na przyjemność jednej osoby. Ale nie potrafię nie uszczknąć nic dla siebie. Stojąc tuż za jej głową przykucnęłam z zaciśniętymi udami i rozkoszowałam się własnym spełnieniem. W tym przypadku nie mogłam odciągać uwagi od Kotki odbierając jej przyjemność więc szczytowałam niemo. Najbardziej perwersyjne było to, że głaszcząc jej twarz czułam jakbym głaskała własna łechtaczkę. To nieprawdopodobne jak bardzo latex eskaluje moje współodczuwanie. Emocji nie daje się przy vacbedzie odczytać z twarzy ale wystarczy dotknąć, żeby poczuć. I dotykałam, i czułam, i syciłam się tym. Co więcej dotykając jej ciała odbierał dotyk tych męskich dłoni, które ją pieściły.

Wszystko wokół stawało się dotykiem. Kiedyś mogłam osiągnąć ten stan wyłącznie będą wewnątrz, dziś wystarcza mi dotyk bez względu po której stronie się znajduję. Latex otwiera w moim systemie nerwowym jakieś dodatkowe kanały, ciało zachowuje się jak synapsa do której skierowano wszystkie bodźce.

Kiedy ustał szum przez uchylony suwak zobaczyłam rozbiegany wzrok, rozmazany makijaż i drżenie. Wracała z dalekiej podróży, otulona ciepłym szlafrokiem, siedząc na stole. Na jedno tylko krótką chwilę sięgnęła wargami moich ust. Były dokładnie takie jak się spodziewałam – ciepłe, silne, drapieżne. Ale i płochliwe. Cudownie kobiece. Musiałam bardzo się starać, żeby nie zacisnąć na nich zębów. Ma nieprawdopodobnie zmysłowe usta, które sama mi podała. Doskonałe Finale Grande.

1 komentarz:

gumonek@o2.pl pisze...

Rzadko się zdarza, że już sam opis powoduje, że człowiek czuje się tak, jakby był w miejscu akcji. Trzeba mistrzowskiego pióra, i Ty Zoozo takie masz. Uwielbiam czytać Twoje wpisy. Więc czytam, przeżywam, i marzę. Marzę, że kiedyś jeden z wpisów będzie o mnie, ukrytym pod miękkim i śliskim latexem. Marzę...