17 grudnia 2004

Łania

Cieszyłam się wolnością, oto biegłam przed siebie widząc już skaj lasu. Jeszcze tylko przeskoczyć parów, jeszcze tylko wzniesienie maleńkie i oto będę na skraju jeziora. Wiatr nucił cichutką piosenkę, trawy kłaniały się przede mną... oto dotarłam do wody. Schyliwszy pyszczek do jej powierzchni ujrzałam odbicie własnych oczu, a w nich nie było już głębi bezdennej jak zawsze. W moich oczach odbijały się ogniki. Maleńki i żywe. Przykrywam oczy powiekami, żeby zatrzeć ten obraz. Ale ciągle tam są ogniki... echo ognia, przy którym widziałam Myśliwca. Potrząsam głową i zanurzam chrapki w chłodnej wodzie, wszak nie oprze się ogień wodzie... Teraz już ogniki nie tylko w oczach ale i całym jeziorze migoczą zdradliwie. Potrząsam i tupię kopytkami w taflę. Krople wody rozpryskują się wokół, ale obraz nie ginie... każda kropla powtarza motyw ognia, ogień w wodzie otacza mnie i woła... Uciekam. Zrywam się do biegu i uciekam. Od siebie, od wody i od tego ognia... Od tej myśli dziwnej, która we mnie.Biegnę, znowu skaczę przez zwalony pień, wypłoszone zające pierzchają spod nóg, nie zważam na nie... biegnę... uciekam... byle dalej od tego miejsca, od tego wspomnienia... Nagle w biegu chwytam w nozdrza zapach. Dziwny... słodkawy... niby znany... ale i obcy za razem. Niczym pętla na szyi zatrzymuje mnie ta ulotna woń. Co to? Znam ten zapach, już go kiedyś spotkałam... Nie wiem... nie mogę sobie przypomnieć... Oto znowu biegnę. W oddali widzę postać na skaju lasu stojącą, postać wyciągającą do mnie ręce... Znowu się zatrzymuję... Ale woła mnie ta postać swoim milczeniem... Kto to? Uciekam znowu uciekam... Kiedyś... we śnie chyba widziałam Myśliwca, siedział pośrodku polany, przy ogniu. Oczy miał otwarte ale wzrok spuszczony. Siedział z wyciągniętą przed siebie dłonią. Czekał. Chyba czekał... To wtedy po raz pierwszy poczułam ten zapach. Słodki... karmelowy... obezwładnia mnie ten zapach... We śnie szłam za tym zapachem, ostrożnie stawiając kroki ... we śnie... ale teraz czuję ten zapach znowu. Kim jesteś i dlaczego mnie osaczyłeś. Nie jestem już wolna, chociaż mi nikt wolności nie odebrał. Mogę odejść, ale coś mnie ciągnie do tego ognia. Wbrew wszelkim instynktom podchodzę, coraz bliżej... O oto już miałam sięgnąć chrapkami wyciągniętej dłoni kiedy jednak serce tak głośno zabiło, że spłoszyło łanię ... wszak jestem tylko łanią... nawet jeżeli w mojej głowie myśli są ludzkie... jestem tylko łanią... Uciekam, znowu uciekam. Będę kluczyć żebyś zgubił mój ślad, chce zapomnieć, chcę uciec... Dlaczego nie mogę? Co mnie zatrzymuję? Że nie potrafię ni zostać ni odejść? Zamknij dłonie... nie czekaj... w myślach jeno podchodzę do Ciebie bez leku, w myślach czujesz mój oddech na dłoniach, w myślach pozwalam spojrzeć Ci w oczy... Teraz jednak uciekam... Przed czym... Przed sobą chyba jedynie... Uciekam, żeby nie myśleć... wszak jesteś tu w bezruchu w czuwaniu i czekaniu... Kogo czekasz Myśliwcze...?

Brak komentarzy: