12 marca 2007

Audytowe apogeum

Otwieram oczy i proszę sama siebie, żebym znalazła siłę do kolejnej rozgrywki z audytorem. Nie jeden audyt już mam za sobą ale takiego kuriozum jeszcze nie spotkałam. Facet przekonany o swojej nieomylności, agresywny frustrat negujący wszystko na cokolwiek spojrzy. Niby biegły, a wykłada się na przepisach o CIT, bo za nowe są. Niby biegły, a rezerwy chce kalkulować jak aptekarz, bez uwzględniania jednego z dwóch istotnych elementów jakim jest prawdopodobieństwo wystąpienia zdarzenia. Niby biegły a… lista jest długa. Takiego indywiduum jeszcze nie spotkałam. A do tego pełen przeświadczenia, że to, co powie jest święte. Nie wiem skąd w audytorach taka wiara, że są czymś w rodzaju świętej krowy, a ich wyroki są ostateczne. Swoje wiem i będę bronić. Rozbroił mnie totalnie, kiedy chciał czegoś z czym mógłby się sprawdzić, ale na pytanie czego konkretnie oczekuje odpowiadał rozbrajająco – nie wiem. Przyzwoitość nie pozwala mi napisać, co to za firma i co to za biegły. Ale wiem jedno – w przyszłym roku nie ma mowy, żeby to on robił badanie – nie ma takiej opcji! Już bliżej niż dalej, jeszcze trochę kosmetyki i widać koniec. Byle do trzydziestego.

Brak komentarzy: