28 marca 2007

Poznańskie refleksje techniczno-organizacyjne

Festiwal, festiwal i po festiwalu można powiedzieć. Niby tak, ale… Własnie ale istnieje, bo cztery dni po Body Art Performance ciągle jeszcze dyskutujemy o nim. No, może nie o samym festiwalu, ale o tym, co na nim było lub nie było.Przede wszystkim na miejscu zastałam coś innego niż się spodziewałam. Ale to może tez wynika z faktu, że nie drążyłam dokładnie tego, co i gdzie napisane zostało przed wydarzeniem. Z lektury post facum wynikło, że organizatorem festiwalu byli nie tylko Nienormalni.pl ale i SukaOff. Co z tego można zapytać. Ano to, że trochę dziwnie to wygląda kiedy główna gwiazda jest jednocześnie organizatorem. W każdym razie tłumaczyło to zachowania lidera grupy w czasie imprezy. Z jednej strony zapowiedzi, że performance to teatr, w związku z tym zaczynamy punktualnie i zgodnie z rozkładem bez względu na to czy wszyscy się zbiorą czy nie. Z drugiej strony odżegnywanie się od wszelkich namiastek choćby sceny w sensie miejsca, na które teatralna publiczność mogłaby patrzeć i widzieć. Czyli trochę mentalność Kalego – bądźcie zdyscyplinowaną (w domyśle także godną przedstawienia) publicznością i traktujcie nas jak aktorów, z drugiej zaś jak nie będzie widoczności to nie moja sprawa. Nie powiem, na plus organizatorowi (temu Nienormalnemu) zapisać należy, że mimo wszystko stanął na wysokości zadania i warunki oglądalności były bardzo przyzwoite, do tego w niezwykle przytulnych wnętrzach kamienicy, kameralnie i gustownie. Wracając do pierwszego ze wspomnianych organizatorów to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że był zdegustowany publicznością. Tchnęło od człowieka wywyższaniem się. Sposób werbalizacji skierowany do publiczności nosił znamiona, co najmniej pretensjonalnego, czego apogeum było stwierdzenie ‘niech ktoś zawoła resztę ludzi, bo ja nie będę krzyczał’. Niestety jako osoba nie wywołał we mnie dobrego drugiego pierwszego wrażenia (pierwszy raz widziałam go w akcji w M25 dwa lata temu, ale wówczas wyłącznie w roli aktorskiej więc nie było to miarodajne). Nie jest to osobowość charyzmatyczna, nie jest to dusza i motor przedsięwzięcia, raczej skłaniałabym się do określenia ‘głosiciela jedynej słusznej wizji’. Zresztą taki nadęty wizerunek odmalowuje także w swoich wypowiedziach medialnych.

Wracając jednak do formuły imprezy. Jeżeli coś zostaje nazwane przeglądem czy festiwalem body art. Performance to spodziewam się możliwości zobaczenia na żywo szeregu akcji w wykonaniu różnych artystów. Może mam spaczone wyobrażenie, ale tego się spodziewałam. Uważam, że było by miło, gdyby wystąpił tu klasyczny element niemal zawsze stanowiący składową festiwalowo-przeglądową czyli rywalizacja. Przy zaproponowanej konstrukcji nie można było zrobić tego rękoma organizatorów bo skoro połowa organizatorów była jednocześnie połową występujących ciężko o obiektywizm. Ale spokojnie można było pozwolić publiczności na wyrażenie swojego zdania. Przy tej ilości uczestników organizator-artysta miał szansę na co najmniej trzecia lokatę w rankingu. Ilość uczestników to kolejna sprawa. Nazywanie pierwszym w Polsce przeglądem body art. Występu trzech formacji (z czego dwie jednoosobowe) to przerost formy nad treścią. Tym bardziej jeśli się wie, że (co najmniej) Trauma Unit występowała już z SukąOff . Ciśnie się na usta określenie towarzystwo wzajemnej adoracji pod batutą lidera SukiOff.

W agendzie festiwalu były zapowiedzi projekcji wideo i były takowe. O ile pierwsza z projekcji była opowieścią o cudzoziemskich performerach, z ciekawym komentarzem (prawdopodobnie) historyków sztuki, o tyle pozostałe to projekcje wcześniejszych dokonań SukiOff znane z ich strony internetowej i dostępne tam we fragmentach także w wersji video. Czyli niby festiwal ale mało uczestników, niby przegląd ale głownie dorobku jednej formacji. Trochę to naciągane i zgrzyta.Jeden z przedstawionych filmów nie był pokazem zarejestrowanych akcji ale opowieścią o korzeniach pokazywania ciała. Szalenie ciekawa produkcja, pokazująca związki nauki i sztuki body art. Na przykładzie widowisk, jakimi w wiekach ubiegłych były… publiczne sekcje zwłok. W kontekście widowiska dla gawiedzi i arystokracji, w kontekście poznawania anatomii człowieka jako podwaliny anatomii. W kontekście tego jak cierpiące i umartwiane ciało wywalczyło sobie stałą obecność w malarstwie religijnym. Spojrzenie na body art. Jako wielowiekową tradycje usankcjonowaną nawet przez hierarchów kościelnych. Choćby tylko dla tego pokazu warto było tłuc się te parę godzin do Poznania.

Sprawy organizacyjne ponownie. Zgodnie z zapowiedziami na wejściu otrzymaliśmy zaproszenia. Nie mniej jednak fakt kilkukrotnego przesuwania terminu nadsyłania zgłoszeń i uzasadnień (ostatni termin upływał na dwa dni przez imprezą) nasuwa skojarzenia z niewystarczającym zainteresowaniem i ryzykiem małej frekwencji. Zgłoszenia uczestnictwa miały być weryfikowane na podstawie jakości uzasadnienia. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zaproszenia otrzymali wszyscy, którzy zgłosili takie życzenie i nie istniała żadna selekcja. Tym bardziej dziwi fakt ‘odcinania’ się od publiczności przez artystę-organizatora. Jeżeli dokonywał selekcji ludzi na podstawie jakości uzasadnienia chęci/ potrzeby bycia na festiwalu to sam wybrał tych ludzi. Dysonans mnie nie opuszcza. Nie domagam się adoracji ze strony artystów i organizatorów, ale odrobina szacunku nie zaszkodziłaby. Opuszczaliśmy imprezę z przeświadczeniem, że nie jesteśmy tam mile widziani. A przecież nie o to chodziło. Żegnający nas przy wyjściu organizator (ten Nienormalny.pl) wyglądał jak zbity pies, a jego przepraszający ton i słowa dowodzą tego, że nie tak miało być. Znaczy nie było to tylko nasze odczucie.

To, czego zdecydowanie zabrakło w czasie imprezy to jej moderacji oraz braku czasoprzestrzeni na interakcję, na spontaniczne działania ludzi. A to, czym chyba w zamyśle miało być after party nie wypaliło w ogóle. Kiedy opuszczaliśmy lokal ludzie siedzieli grupkami albo snuli się po przestronnych wnętrzach nie bardzo wiedząc co dalej. „Podintelektualizowanie” imprezy przez wernisaż też nie bardzo wypaliło bo organizatorzy nie skierowani na to uwagi obecnych, a samo powieszenie zdjęć na ścianach bez jakiekolwiek wprowadzenia czy komentarza spowodowało, że przeszły bez echa.Relacja, recenzja i przemyślenia na temat pokazów w drugim podejściu.

Brak komentarzy: