31 grudnia 2010

Wojna polsko-dresscodowa

Na kolejnym forum nieśmiertelna dyskusja o tym czym jest dresscode i po co to komu. Na świecie impreza w klimacie fetish jest klasyfikowana jednoznacznie i nikt nie toczy bojów o temat stroju. Dlaczego? Ano dlatego, że ludzie wola się pobawić niż bić pianę, z której i tak omletu nie będzie. Rozumiem tych, którzy maja pytania (bo np. nie byli na takiej imprezie). Ale nie rozumiem kontestatorów. To trochę tak jakby zadawali pytanie dlaczego mamy w kraju ruch prawostronny, i dodawali gdyby był lewostronny to zrobiłbym/ zrobiłabym prawo jazdy i jeździłbym/ jeździłabym samochodem. Nie ma opcji od chcenia jednego czy drugiej taka zmiana nie nastąpi. Tak samo jest w przypadku imprez dresscodowych – nie ma głosić "prawdy objawionej" o niepotrzebności dresscodu licząc na to, że w miarę mówienia o tym zaniknie jako wymóg wejścia. Dla oglądaczy są strony klimatycznego porno w Internecie – można oglądac do woli nie tylko nie ubierając się specjalnie do wyjścia ale wręcz siedząc na golasa przed komputerem. Wolna droga – sam ustala sobie taki oglądacz "dresscode" ale jeżeli chce uczestniczyć to sorry ale warunek brzegowy spełnić należy.

Święte oburzenie z ust BDSMowców – ja nie mam fetyszu. I w porządku, nie musisz mieć. Ale wówczas po co chcesz iść na taka imprezę? No po co? Po to żeby pokazać, że masz uległą na końcu smyczy? No wybaczcie ale akurat w takim miejscu to ani nikogo nie zdziwi ani nie zaszokuje. Nie jedna uległa czy uległy na smyczy przyjdzie.

Nie wolno stawiać znaku równości między BDSM a zjawiskiem fetish. To drugie jest dużo szersze i pojemniejsze. Owszem miewają części wspólne ale mogą funkcjonować oddzielnie. Mogą być komplementarne ale ni jak nie będą substytutami. Większość dyskusji nie miała by miejsca gdyby każdy przed rozpoczęciem stukania w klawiaturę zadał sobie jedno pytanie: w jakim celu chciałbym pójść na fetyszową imprezę? Jeśli jedyna odpowiedzią jest zobaczyć co się tam dzieje to odpowiedź jest jedna – kup bilet (w tym także ten dresscodowy) idź i zobacz. To ważne, że nie ma tu ograniczeń, że impreza tylko dla "tru fetyszów" także "stażyści" mogą się na niej pojawić, wystarczy, że wykażą trochę inwencji i inicjatywy. Dresscode jest zazwyczaj określony szeroko.

Dłuuugo jeszcze w kraju nad Wisłą nie doczekamy się imprezy "latex only" czy innej wersji monotematycznej bo grupa docelowa spełniająca tak rygorystyczne warunki jest niewielka. Ale to akurat działa na korzyść samych imprez bo zawsze jest szansa, że pozna się nie tylko nowe osoby ale i nowe ich pasje. Gdyby gumoluby bawiły się wyłącznie w swoim gronie to nigdy nie byłoby mi dane poznać dotyku latexu bo mnie do gumy nie ciągnęło, a tak na imprezie z gatunku " integracyjna" mogłam zobaczyć i zakosztować.

I to jest właśnie to, co dla mnie jest kwintesencją klimatu fetish – poznawanie inności innych i dzielenie się własną z tymi, którzy mają ochotę ją poznać. Czego i Wam życzę w Nowym Roku!

30 grudnia 2010

Masz wiadomość…

Przez ostatnią dekadę nazbierało się trochę miejsc w sieci, w których bywam lub bywałam. Fora istnieją i przechodzą w niebyt, wyrzucam ich adresy z ulubionych, zapominam lub po prostu oznaczam etykietką 'nie, dziękuję". I zasadniczo nie mam z tym problemu. Ale pod koniec roku… No właśnie, pod koniec roku widma z przeszłości ożywają. I oto znajduję w skrzynce pocztowej wiadomość, że mam wiadomość na takim to a takim forum. Czasami kasuję od razu a czasami zaskoczona, że coś zostało reanimowane lub wogóle jeszcze żyje wybieram się z wizytą. A skoro już przekraczam progi to owszem sprawdzam zawartość PW ale i przy okazji robię szybki przegląd sytuacji. Tym razem było standardowo bo PW zawierało życzenia od adminów, ale myszkując po wątkach stwierdziłam, że nadal zdarzenia mają swoje drugie życie w na zamkniętych forach.

I tak dla przykładu poznańska Elektrostymulacja, o której głównie superlatywy ujrzały światło dzienne zaczęła się pojawiać w zupełnie innym świetle. Bo brudno, bo ciemno, bo prowizorka, bo bez pomysłu, bo wyciąganie ochotników do działania, bo…, bo…, bo… No cóż jestem w stanie zrozumieć, że jak się ktoś z Warszawy przejechał do Poznania to miał wielkie oczekiwania, które nie wytrzymały konfrontacji z rzeczywistością. Ale aktywność imprezowa klimatyczna nauczyła mnie jednego – im mniejsze oczekiwania tym większe prawdopodobieństwo miłego zaskoczenia lub w odwrotnej sytuacji większe prawdopodobieństwo rozczarowania.

I jeszcze raz sprawdza się powiedzenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Ktoś kto jest na klimatycznej imprezie po raz pierwszy (bez względu na jej standard) będzie podekscytowany z powodu nowości wydarzenia i możliwości obcowania z niestandardowymi zachowaniami. Ktoś kto ma już kilka imprez na koncie (znowu bez względu na ich standard) widzi więcej i ma punkty odniesienia. Każda z osób z tej drugiej grupy przeszła swoja imprezową inicjację, każda. I być może dziś już nie pamięta jak przesiedziała całą w ciemnym kącie nie zamieniając więcej niż dziesięciu zdań z innymi. Być może nie pamięta, jak czuła się obca mając w głowie myśl przewodnią w rodzaju 'i chciałabym/ chciałbym i boję się). Być może nie pamięta już obrazu tych uczestników, którzy ze swobodą przechadzali się wśród gości, rozmawiali, śmiali się, tańczyli czy też prezentowali swoich uległych. A szkoda, bo wszak nie było to tak dawno… 3, 4, 5 lat temu… Jakaż ta pamięć krótka potrafi być.

Sama byłam zdegustowana październikową FF3 (co prawda nie nastawiałam się na nic ekscytującego ale i tak się rozczarowałam). Śląska dominacja - prostacka i ocierająca się o zwykle katowanie osoby występującej w roli uległego to nie moja bajka. Ale jeżeli czytam (a także słyszę) o poznańskiej chłoście, w której operator bata zatraca się w czynności a chłostany traci przytomność to odejmuje mi mowę. A co mają powiedzieć nowicjusze, którzy dostają taki hardcore na przystawkę?

20 grudnia 2010

Matko chwalą nas!

Mowę mi odjęło więc tylko dialog przytoczę znany nie od dziś:

- Matko, matko chwalą nas!
- Kto córuchno?
- Wy mnie matko a ja was!


Wiele rzeczy mój rozum przyjąć jest w stanie ale na przerosty ego i megalomanię mam ataki śmiechu. Obśmiałam się jak widząc jako atrakcję Fetyszomanii pokaz shibari przygotowany i zaprezentowany na Fetyszozie, jeszcze śmieszniej było kiedy na październikowej edycji jako nowum sięgnięto po body sushi, które także pojawiło się na scenie ponad rok temu. Ale okrzyknięcie Fetyszomanii największą imprezą fetyszową w Polsce spowodowało, że oplułam monitor ze śmiechu. Co prawda na żadnym innym forum poza FetLife ten ozdobnik się nie pojawił… Uuuu grubo i bogato i od razu cieplej w ten zimowy poniedziałek.


No to gdzie na imprezę fetish w styczniu? Hmm… wygląda na to, że gdzieś do obcych, tam gdzie na forach nie toczą się kilometry dyskusji o wyższości dresscodu nad jego brakiem. Tam, gdzie ludzie przychodzą, żeby bawić się a nie stękać. Święty Mikołaj bilety pod choinkę wrzucił więc nucąc pod nosem Who Let the Dogs out? odliczam dni i fly…

7 listopada 2010

Poznańska Elektrostymulacja 11.12.2010

Dziewiątego dnia dziesiątego miesiąca anno domini 2010 było sobie FF3. Odnotowane. Wrażenia? No cóż - najgorzej wydane sześćdziesiąt złotówek na wejściówkę. Gdy nie tych kilka osób, z którymi miło było się spotkać byłyby to jedne z gorzej spędzonych godzin. A jeśli już o godzinach mowa to Poznania będzie ich ze cztery… Wersja mniej marketingu więcej klimatu to
zdecydowanie model bliższy mojemu sercu. Tak czy owak trzymam kciuki za SinClub.


31 października 2010

FETYSZ-O-MANIA 3


Data:    2 października 2010  
Lokal:   No Mercy, Warszawa

Innowacje organizacyjne:    
·         brak


Innowacje artystyczne:        
·        gość specjalny Kasia Kropka („SPA pod Czerwoną Latarnią", "PERWERSJA")
 

Publikacje:


       


30 października 2010

FETISH FUCKTORY 3


Data:   9 października 2010    
Lokal:  M25, Warszawa

Innowacje organizacyjne:    
·       przekaz video ze sceny na duży ekran powyżej

Innowacje artystyczne:        
·        dr Manuela & Eshaya FemDom
·        Pepper Sparles (Finlandia)
·        Kodoq Katie & Nathashah (Finlandia/ Polska)

·        Vodrey & Schultz (Francja)
Publikacje:

30 września 2010

John Lennon

"Życie zdarza się kiedy planujesz coś innego "

John Lennon

Dlatego wbrew zasadom, którym hołdowałam przez lata nie planuję jutrzejszego dnia. Po prostu stanę do starcia w samo południe z makijażem, na obcasach i zobaczymy co z tego wyniknie. Ostatnie dwa miesiące to wielka gonitwa myśli i powstrzymywanie się przez wykrzyczeniem prawdy. Ale to także kojący wpływ Adriatyku, kryształowej wody, gorącego powietrza. Powolne oddzielanie planów od realnych zdarzeń. Trudno tak nagle przestać planować, zaniechać tworzenia listy 'to do' i wykreślania z niej kolejnych pozycji. Przede mną przedefiniowanie spontanu… A na początek zamiast planować i realizować wyjrzę przez okno i zobaczę co przyniesie wiatr.

9 lipca 2010

Sic vi pacem para bellum

Nie sądziłam, że do tego dojdzie, a jednak. Czas ogłosić pospolite ruszenie!

22 czerwca 2010

Błysk wspomnienia


Mogą minąć dni, miesiące i lata ale przychodzi noc krótsza od innych kiedy wyrywa mnie ze snu wspomnienie. Błysk i trzask wewnątrz głowy i dusza ulatuje w bezkres trawy. I umysł wie, że to jutro ale dusza podpowiada, że zaledwie wczoraj

http://czwarta-nad-ranem.blogspot.com/2005/06/i-sowo-stao-si-ciaem.html



18 czerwca 2010

Panienki Madame Cleo



Autor: Lucianne Goldberg


Madame to osoba zaufania publicznego, zwłaszcza dla klientów paryskiego przybytku rozkoszy, a w szczególności gdy ten przybytek jest najbardziej ekskluzywnym z możliwych. Status quo zostaje zaburzone, kiedy wychodzi na jaw, że Madame zamierza opublikować swoje wspomnienia


Zwykło się mawiać, że jedynymi pewnymi rzeczami na świecie są śmierć i podatki. U podstawy opisanej historii tkwi ni mniej ni więc tylko francuski urząd skarbowy. A niesubordynowanym podatnikiem unikającym swych powinności jest właśnie paryska Madame. Decyzja o spisaniu i opublikowaniu historii życia wywołuje nerwowe ruchy wśród wielu możnych tego świata – zarówno klientów jak i byłych pracownic.


Irlandzki pisarz namaszczony do spisania wspomnień ze szczątków opowieści próbuje złożyć historię życia Madame. Powieść napisana z ogromnym wyczuciem i dobrym smakiem obfituje zarówno w retrospekcje jak i wątki kryminalne. Stosunkowo niewiele jest scen, których obecność w książce może sugerować tytuł. Ale brak dosłowności jest w tym przypadku niewątpliwą zaletą. Powieść ma swoją aurę tajemniczości przyprawioną odrobiną perwersji i przede wszystkim erotyzmu. Bohaterki to indywidualności, każda nakreślona bardzo starannie i kompletnie. Charakterystyczne ruchy, pozy a nawet akcent. Ekskluzywność i Tajemnica – takie imiona mogłyby nosić… Wciągająca, lekka, letnia lektura – polecam!

17 czerwca 2010

Leonard Drzewiecki

"Nadzieję trzeba żywić, bo zawsze jest głodna."

I właśnie dlatego mam dobrze zaopatrzoną w marzenia spiżarnię. Jeszcze tylko piwniczka na wino i jesteśmy w domu ;)

We śnie

We śnie jesteś moja i pierwsza

we śnie jestem pierwszy dla ciebie

rozmawiamy o kwiatach i wierszach

psach na ziemi i ptakach na niebie


We śnie w lasach są jasne polany

Spokój złoty i niesłychany

pocałunki zielone jak paproć


Albo jesteś egipska królowa

jak miód słodka i mądra jak sowa

a ja jestem dla ciebie jak światło.


Konstanty Ildefons Gałczyński


Ciepłe promienie słońca nastrajają optymistycznie i jakoś tak unoszą ponad rzeczywistość. Pozwalają myślom przezwyciężać siłę ciążenia i szybować na wiatrowych włosach. Ciepło, cicho, sennie. Książka w ręku lub książka pod głową. Książka, z której słowa wmaszerowują przez uszy i oczy do wnętrza umysłu. I ucztują. Tworzą kolejne światy. I niespodziewanie wyciągnięta kartka z wierszem. Zapisana dawno temu. Pożółkła. Spłowiała. Ale słowa wciąż żywe.

15 czerwca 2010

Wniebowstąpienie na Elphinstone Reef


Nazwa tej rafy musiała się obić o uszy każdemu kto puszczał bąbelki w Morzu Czerwonym. Rafa charakterystyczna i nie możliwa do pomylenia z żadną inną – wąska i długa od góry patrząc o ściankach opadających niemal pionowo. Północny i południowy kraniec rafy zwieńczony schodkowo usytuowanymi plateau. Północny kraniec z charakterystyczną 'rysą' – pionową szczeliną, która na kilka metrów w głąb 'odcina' końcówkę rafy. Rafa stoi sobie w szczerym polu (to jest oczywiście w szczerym morzu) więc prądy bywają tu silne ale dzięki temu można poobserwować dużego zwierza. Właśnie na Elhinstone udało mi się sfotografować mantę :).

Nurkowałam na Elphinstone pięć razy, zawsze z zachwytem i satysfakcją. Ostatnie nurkowanie podczas tegorocznego safari sprawiło, że Elphinstone ma teraz dla mnie zupełnie inną twarz. Dzięki bardzo dobrym relacjom z egipskim przewodnikiem i małą, zdyscyplinowana grupą o wyrównanym poziomie umiejętności oraz delikatnym nagięciem przepisów dotyczących dopuszczalnych w Egipcie głębokości nurkowania udało nam się zajrzeć rafie 'pod ladę'. Na południowym krańcu rafy, gdzie ma ona szerokość zaledwie jakieś 4 m, na głębokości 56m+ znajduje się 'brama'. Jest to duże, zbliżone w kształcie do koła o średnicy ok. 8m przejście.


Przed południem (ale nie bladym świtem!) należy wybrać na zanurzenie zachodnią ścianę rafy, tak żeby po przepłynięciu przez bramę wynurzać się po stronie wschodniej. Gra światła jest nie nieprawdopodobna, żeby nie powiedzieć, że nieziemska. Z każdym metrem wynurzania robi się jaśniej i błękitniej. Skojarzenie z wstępowaniem do nieba narzuca się samoistnie! Podejrzewam, że popołudniowy nurek w promieniach zachodzącego słońca (oczywiście w kierunku ze wschodu na zachód) może być równie ekscytujący ale osobiście tego nie sprawdzałam (jeszcze).

Z racji tego, że brama znajduje się pod nawisem rafy bardzo łatwo jej nie zauważyć nawet płynąc już na głębokości 50m. Bez przewodnika, który zna dokładną lokalizację, w odpowiednim miejscu 'zaparkuje' zodiak i rozpocznie zanurzenie w zasadzie niewykonalne bo czasu na szukanie na 56m nie ma a na deep stop i safety stop trochę wiatru potrzeba. Nie mniej jednak jeżeli ktoś będzie miał szansę zrobić takiego nurka to polecam. Z parametrów głębokości jest to miejsce klasy Blue Hole w Dahab ale zdecydowanie mniej znane.

14 czerwca 2010

St. Johns czerwiec 2010











W końcu żaden wulkan ani inny audyt nie przeszkodziły mi w szybkim wypadzie do egiptowa. Wybrana trasa z kategorii SPA łamane na senatorium zaskoczyła silnymi prądami (ale zaowocowała dużym zwierzem). Sporo nurków w rafach o budowie labiryntowej dołożyło porcję adrenaliny a na koniec przejście przez podwodną bramę na głębokości 56,4 m. Mrrrrrr

30 kwietnia 2010

FETYSZ-O-MANIA 2


Data:    23 kwietnia 2010  
Lokal:   No Mercy, Warszawa

Innowacje organizacyjne:    
·         impreza pół-otwarta
·         zniżkowa cena wejściówki po okazaniu biletu z poprzedniej imprezy

Innowacje artystyczne:        
·        brak


Publikacje:



28 kwietnia 2010

Szał


Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona
wrzącej w żyłach rozkoszy warem rozogniona —

gdy ręce moje, węże oszalałe żądzą,
po udach Twych i brzuchu ślepe, gniewne błądzą —

gdy Twe trzewia nasienia opryskuje wrzątek,
gdy krzyczę żeś Ty wieczność, koniec i początek —

gdy wołam: daj mi oczy! daj mi Twoje oczy! —
— ziemia zrywa praw łańcuch i w bezkres się toczy

z świstem, z łopotem, z hukiem! — ziemia—klacz chutliwa
pędzi! tętni! — a nad nią skier pienistych grzywa!

Do grzbietu jej przywarci, przemienieni w jedno,
lecimy w zawierusze gwiazd w groźne bezedno!
Emil Zegadłowicz


Pełne pasji i ekspresji słowa, wzbierające falą emocji i opadające z łoskotem w przepaść. Bez planu, bez ścieżki, na oślep w ostępy. Drogowskaz do hedonizmu w najczystszej postaci. Rytm słów i sylab wykrzyczanych ekstatycznie, gdzieś między jednym a drugim haustem powietrza. Skurcz świadomości nabrzmiałej przyjemnością. Urocza drapieżność. Tu i teraz na ołtarzu rozkoszy dać się złożyć w ofierze i jednocześnie być biesiadnikiem tej uczty. Przez kręgosłup i skronie przegalopowało mi stado wspomnień najdzikszych z uniesień. Rewelacyjny wiersz.

27 kwietnia 2010

Dni Cipki # scena pierwsza # ujęcie drugie

Inicjatywa zatrzymana w pół słowa w związku z okolicznościami w drugi majowy weekend będzie miała drugie podejście. Trzymam kciuki za organizatorów a sama nadal mam w planie nawiedzić kilka z wydarzeń, ze szczególnym uwzględnieniem Wielogłosów.

26 kwietnia 2010

Wulkan i inne okoliczności środowiska bytowania

Urlopik z powodu, że wulkan poszedł się przewietrzyć. Na szczęście udało się temat ogarnąć i można zacząć odliczanie od początku, niestety na liczniku jest jeszcze 30 dni. Tym razem do terminu to ja się musiałam dostosować i niestety koliduje znacząco z Korespondencyjnymi Mistrzostwami Polski w pływaniu. Wrrrr.

Praca robi mi zdecydowanie źle na samopoczucie. W zasadzie to nie sama praca ale dojazd do biura po przeprowadzce, przeciętny dzienny czas spędzany w samochodzie to dwie godziny czterdzieści minut (sic!).

6 kwietnia 2010

Cipko-Obchody-2010

I doczekała kobieca intymność dni ku swojej czci. Już pod koniec tygodnia, w piątek rozpoczynają się Dni Cipki. W programie wszystko co się skojarzyć mogło (nie koniecznie wprost) z ciepłym, sliskim zakamarkiem. Wernisaż rysunków i kolaży, rozmowy sprowokowane Wielką Księgą Cipek i pokazy filmowe. Odczyty, deklamacje, tworzenie szablonów na koszulki i znaczków, pokazy filmów (m.in. "Łechtaczka - piękna nieznajoma", "The Perfect Vagina", "Petals. A journey into self discovery"), warsztaty performensu, warsztaty plastyczne, pokaz mody inspirowany kobiecą seksualnością. A na koniec – jak wisienka na torcie – rozmowy o tym co nas boli i konkurs na najbarwniejszą opowieść.

Gdzie? Kiedy?

9-11 kwietnia 2010r

UFA
ul. Solidarności 82, Warszawa

Obiekt Znaleziony

pl. Małachowskiego 3 (podziemia Zachęty), Warszawa

Program jest ciągle żywy więc najlepiej zerknąć przed wyjściem z domu na jego najbardziej aktualny ROZKŁAD JAZDY


5 kwietnia 2010

Się przelewa

Kropla po kropli dopełnia się garniec z decyzyjnością. I chociaż parowanie jest znaczne i sporo tego co skapie to odlatuje w niepamięć, to jednak zawartość garnka rośnie. I tak się zastanawiam czy wypłynie powolutku nie mówiąc nic nikomu czy może wykipi jak nieupilnowane mleko. Mogę zwalać na wiosenne przesilenie, na zmęczenie zimą, przeprowadzkę, dłuższą drogę do pracy i kilkanaście innych rzeczy, ale prawda jest taka, że bateryjki mi padły. I to ostatecznie. Prawdę powiedziawszy to nie pamiętam żebym miała aż tak wysoki stan 'niechcemisia' i temu podobnych nastrojów.

Wrzuciłam sobie chyba garść piachy w trybiki i powolutku, ząbek po ząbku maszyneria się zaciera i staje. I nie pomogą gesty ludzkiego paniska w postaci wielkiej zielonej rośliny w równie wielkiej donicy, która pojawiła się nagle w moim gabineciku. Ba, nawet fakt posiadania pokoiku na wyłączność mnie nie rajcuje. Jak się traci serce do nie sposób tego nadrobić niczym innym. No dobra czas jakiś jeszcze można zamarkować przy pomocy poczucia obowiązku, ale tak kręcony biszkopt nawet jak urośnie to niebawem opadnie.

Nie mój biurowiec. Nie moje biurko. Nie moja firma. I zmiana ksiąg na inne tez już nie pomoże. Trzeba ruszyć z posad bryłę rzeczywistości i nadać jej zupełnie nowy kształt. Zacznę od zdystansowania się, przeskoku w ciepełko i słoneczko – naładowane bateryjki działają sprawniej J

3 kwietnia 2010

Pisanki erotyczne

Paski, kropki, kurczaczki, zajączki i temu podobne duperele potrafią się przez lata przejeść. I to niejednokrotnie. Ale na szczęście są tacy, którzy potrafią być ponad to i zdobić pisanki w całkiem odmienny sposób. Co więcej są tacy, którzy potrafią to docenić i jeszcze propagować taką awangardę. W Muzeum Historii Regionalnej w Dorfchemnitz odbywają się doroczne wystawy pisanek. Na jednej z wystaw dominowały motywy… erotyczne. Co ciekawe autorzy malunków nie ograniczali się do kopiowania scen z klasyki malarstwa (choć rubensowskich kształtów na skorupkach nie zabrakło). Na pisankach uwieczniono sporo postaci odzianych w zmysłową bieliznę a nawet obrazki bondage.



Ciekawa jestem jakie skojarzenia mogą się pojawić podczas jutrzejszego dzielenia jajkiem ;)


Smacznego jajka zatem!

26 marca 2010

20:70:10

Zloty podział Jack'a Welsh'a zazwyczaj się sprawdza, konsekwentna realizacja tych założeń przynosi wymierne korzyści organizacji. Ci dwudziestoprocentowi posiadający ponadnormatywne przywileje (ujmując to obrazowo dziwki i koks na zawołanie) są bogami. Siedemdziesięcioprocentowi mają ciepłą posadkę, pracują z maksymalnym zaangażowaniem, ale nie ponad standard – dobra płaca za dobra pracę. Dziesięcioprocentowi obibocy rotują jak w czasie wirowania pralki. Sielanka i książkowe wręcz rozwiązanie.

Tylko co się dzieje kiedy zawirowanie na rynku sprawia, że dotychczasowi bogowie nie są nawet półbogami? I to nie dlatego, że zmienili sposób pracy, ale dlatego, że nie mają dla kogo pracować. Ot taka po prostu utrata Klienta. Głównego Klienta dodać należy. Latami wypracowane relacje stają się nagle warte mniej niż zero L.

Obiektywnie rzecz ujmując należałoby wczorajszych bogów strącić do Hadesu. Ba, poszukać nowych bogów wśród populacji 70%. Ale… no właśnie, ale… Iksiński jest tu od zawsze, Igrekowski był mistrzem ubiegłego roku, Zetowski to brat/siostra/ kuzynka (niepotrzebne skreślić), a co do paru innych tez najdą się dziesiątki wytłumaczeń. Kierownicy wskazują, że mają samych najlepszych i zarobionych ludzi . A wytyczne z centrali proste do bólu – zredukować fafnaście osób. I co przeważy? Pragmatyzm Papy Jacka czy lokalne sentymenty? Interes organizacji czy interes sieci? Kolesiostwo czy biznesowa analiza przydatności? Rachunek wyników czy pobożne życzenia? Nie będzie z tego ani kapitalizmu z ludzką twarzą ani kapitalizmu przez duże ka. I oszczędności się znajdą… najwyżej zamiast jednej zredukuje się dwie osoby z backoffice – oszczędności "bajońskie" …

I jeszcze wytyczna nadrzędna – zawołać, poinformować, wręczyć list (w piątek o siedemnastej) i prosto z rozmowy odprowadzić do drzwi. W tym czasie służby techniczne odcinają dostęp do zasobów, blokują karty dostępu. Do widzenia, w poniedziałek już nie przychodź, wszystkie świadczenia dostaniesz razem z wynagrodzeniem. Uwaga – nie chodzi tu o dyrektora zarządzającego przyłapanego na szpiegostwie gospodarczym. Mówimy o prostych pracownikach liniowych: recepcjonistka, programista, account…

Ohyda i paranoja w jednym. Błeeeeeeeeee.

24 lutego 2010

Intelektualnie zapłodniona

Tak właśnie się czuję. Ile przyjemności może dać konwersacja ten tylko się dowie, kto otworzy usta. Osoba z dawna niewidziana, tematów multum a do tego ciekawe punkty widzenia. I empiryczne potwierdzenie faktu, że się człowiek przez całe życie uczy. Dziś na przykład było o uległości atawistycznej i cywilizacyjnej, o reaktywności, o fetyszu i fetyszystach, i o sposobie myślenia charakterystycznym dla dominujących. Nigdy nie postrzegałam tego mojego skrupulatnego planowania i satysfakcji z efektu jako źródła przyjemności odczuwanej przez dominujących. Wszak to nie ja jestem beneficjentem moich puzzli, ale faktem także jest, że to mnie cieszy najbardziej kiedy zaplanowany efekt da się uzyskać. Kiedy twarz jedna czy druga rozjaśnia się w uśmiechu czy zastyga w zaskoczeniu.

Spięcie na synapsach. Trzask, Błysk. I czuję się odświeżona, zupełnie jakbym przewietrzyła czaszkę. Nowa perspektywa starych spraw i nowe pomysły. Mózgu do dzieła!

21 lutego 2010

THE DARK SIDE OF VALENTINE


Data:    13 lutego 2010  
Lokal:   Club 1500, Club Fetish, Warszawa

Innowacje organizacyjne:     
·         bilety dostępne przez www.ticketonline.com.pl,
·         reklama outdoor billboard
·         sponsoring FunFaktory

Innowacje artystyczne:        

Abstrakt:    

http://www.clubfetish.pl/        


  

14 lutego 2010

Żona równoległa


Autor: Rainer Erler


Doskonała lekka i dowcipna lektura na zimowy wieczór. Nieduża objętościowo ni to powieść ni to nowela. Ze względu na podział rozdziałowy oraz sposób umiejscowienia akcji a także rozwój wątków struktura tej książki najbardziej przypomina… sztukę teatralną, z której usunięto didaskalia.


Bardzo dobrze, mocno naszkicowane postacie, ciekawa interakcja, zderzenie purytańskiego sposobu życia rodzinnego z nagła potrzebą emancypacji i nowoczesności pani domu. Pomysł prosty opierający się na wprowadzenie w życie konceptu zalegalizowania kochanki męża przez stworzenie pod jednym dachem trójkąta – stąd tytułowa równoległa żona.


Tekst utrzymany konwencji w szekspirowskiej Komedii omyłek, równie zaskakujące zwroty akcji, absurdalne zbiegi okoliczności oraz postacie targane wewnętrznymi rozterkami. W tle jeszcze jedna równoległość – telewizyjna premiera sztuki o trójkącie właśnie. Najzabawniejsze jest to, że nieświadomi wyświetlanego teatru bohaterowie tworzą własną sztukę równoległą w Tm samym czasie.


Bardzo ładny język, rewelacyjnie dopasowany do wykreowanych postaci, różnorodność zarówno słownictwa jak i postaw. Mnie osobiście książka towarzyszyła podczas trzech wieczornych kąpieli, ale zasadniczo do przeczytania za jednym podejściem. Zdecydowanie polecam bo lekkiej literatury w temacie erotycznym raczej jak na lekarstwo.

24 stycznia 2010

Zoozański

Jest juliański i gregoriański to może być i zoozański. Kalendarz rzecz jasna. W zoozańskim z założenia wycinam styczeń. Po pierwsze moja nieulubiona pora roku charakteryzująca się niskimi temperaturami i upierdliwym opadem stanie się wówczas znośniejsza bo krótsza. Po drugie nie będzie mi lat przybywać skoro urodzin obchodzić nie będę. Po trzecie najbardziej pracowity miesiąc w roku przestanie spędzać mi sen z oczu. Wrrrrr brrrr i temu podobne. Po czwarte roczne statystyki aktywności seksualnej będą lepiej wyglądać skoro wyeliminuję źródło apatii seksualnej .

Parafrazują wypowiedź jednego z partnerów biznesowych – nie drapię się po dupie bo nie mam czasu przypomnieć sobie, że wogóle ją posiadam, o drapaniu nie wspomnę.

Perspektywa na najbliższe pięć tygodni to przeprowadzka do nowego biura, a w międzyczasie audyt finansowy i UKS. Jakieś pytania? Ja mam jedno – a może luty tez usunąć? Profilaktycznie?

Byle do wiosny! Byle do wiosny! Byle do wiosny!