28 listopada 2006

Nieosiągalne = pożądane?

Wydawać się może, że znam siebie na wylot, ale to tylko złudzenie. Sama siebie potrafię zaskoczyć, a raczej zaskakują mnie własne reakcje. W krótkich żołnierskich słowach można powiedzieć tak – poznałam geja, którego mam ochotę bzyknąć. No dobra wersja pełna jest trochę bardziej obfita w szczegóły. Rzeczony jest kolegą z pracy i coming out ma już za sobą. Generalnie z punktu widzenia fizjonomii nie jest to typ faceta, na którym zawiesiłabym oko, ale w tym konkretnym wypadku został on sklasyfikowany przez mój umysł, jako potencjalnie atrakcyjny partner seksualny. I zastanawiam się na ile świadomość tego, że kobieta nie znajduje się w sferze jego zainteresowań wywołała to moje zainteresowanie.

Nie, żebym miała na celu ‘nawracanie’ go czy coś w tym rodzaju. Po prostu zastanawiam się, czy przypadkiem nie jest tak, że jego nieosiągalność wywołana preferencjami nie stała się przypadkiem swoistym katalizatorem pociągu seksualnego. Jak w klasycznym przykładzie z mikroekonomii – dobra rzadkie stają się dobrami pożądanymi. Jeśli odrzucę motywy nawracania i ciekawości (jak to jest bzyknąć geja) to zostaje tylko pożądanie w czystej formie. Zaspakajać go nie zamierzam (pożądania znaczy), ale zastanawiam się jakie jeszcze ten mój pokręcony rozumek wygeneruje mi pomysły. Wiem jedno - jest nieobliczalny i za to właśnie go kocham. Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga - umysłem

===========

mychowe-pielesze 2006-12-02 23:09:12 81.190.240.168
Eee, czyli lubisz walczyć o coś nieosiągalnego..Zwą Ciebie zdobywczynią? ;)

Brak komentarzy: