23 lipca 2006

Ja, którego nie znam

Czy kochanki kochanek są naszymi kochankami? Nie wiem, chyba nie do końca mam zdanie na ten temat. Ale wiem, że cudownie jest siedzieć w jednym miejscu całą grupką i móc spokojnie i bez przeszkód dyskutować o wszystkim. Nawet o tym, kto z kim i kiedy spał czy kto kogo suczył. Tym bardziej, że akurat większość obecnych miała ze sobą takie czy inne obcowanie cielesne lub psychiczne na koncie. Uwielbiam taką atmosferę nieskrępowanej rozmowy, retrospekcji, analiz. Brakowało tylko jazzowego tła i długiego papierosa. Od jakiegoś czasu sprawia mi przyjemność trzymanie w palcach i w ustach papierosa, choć nie zamierzam go zapalać. Wyłazi ze mnie to dzikie coś, co chce imprezować długo w noc, przesiąkać dymem i przecierać oczy ze zmęczenia. To coś, co nigdy nie miało możliwości się rozwinąć. To, co powinno było się wykluć dwadzieścia lat temu i pięć lat później zniknąć. Coś, czego w sumie nigdy nie zaznałam – klubowo-knajpowego trybu życia.

Odkrywam małe radości prostych spraw – szumiącego w głowie alkoholu, kołysania biodrami przy barze, butów na obcasie, mentolowego smaku papierosa na języku. Zawsze uważałam, że jeśli się czegoś nie zrobiło w typowym dla danej rzeczy okresie to nie sposób do tego wrócić. Myliłam się. I chociaż mam duże rozterki, ambiwalentne jakieś uczucia po duszy mi skaczą to mam z tego dużą frajdę. Takie małe wakacje od życia. Klub do trzeciej, może czwartej nad ranem. Spojrzenia śpieszących do pracy ludzi podczas gdy ja właśnie wciągam w płuca pierwszy haust niezadymionego powietrza. Sen ze słońcem w tle. Kąpiel, a potem coś uzupełniającego elektrolity. A wieczorem kolejny telefon, kolejna sukienka, kolejny klub.

Proste, małe szczęścia, po które nie wypada mi sięgać. Zastanawiające jest to, że do wielu rzeczy dojrzewam znacznie wcześniej niż inni, wiele jednak w ogóle omijam. Rozsądek – ta bestia, która pozbawiła mnie przyjemności młodości czasami jednak zasypia. I wówczas gdzieś z zakamarków mnie wypełza niewyżyta, niezaspokojona towarzysko dwudziestoletnia pannica. Pannica gotowa założyć szpilki i mini bez majtek. Po co? Ano po to żeby wiedzieć, dlatego, że nigdy tego nie robiła. A potem kiedy leżymy w domku, w ciepłej pościeli wiem, że znowu muszę tę pannicę poskromić, schować przed światem. Czasami chciałabym wyjść z domu z nią, nie wyjść z domu NIĄ, zostawiając to moje analityczne i poukładane ja w szafie. Chciałabym a nie potrafię. Ja nie potrafię. Chyba dlatego, że takiej pannicy nie sposób zaplanować życia, tygodnia, wieczora. A mnie plan jest potrzebny jak powietrze, jak woda. Kiedyś spuszczę ją ze smyczy, żeby mogła się wyszaleć. Chciałabym móc i potrafić spuścić ją ze smyczy. Żeby wróciła złachana, zmęczona i zachłyśnięta wolnością. Tą najdziwniejszą z wolności, nocną, zadymioną, lepką i dudniącą w płucach. Kiedyś… Ze smyczy…

Brak komentarzy: