14 czerwca 2009

„before & after party”

To już chyba tradycja, że impreza w M25 bez "before & after party" w zaprzyjaźnionym domu obejść się nie może. Reguła została potwierdzona. Ze względu na "oczywistą oczywistość" podejścia organizatorów plan gry obejmował spotkanie uczestników na dłuuuugo przed imprezą, szybki wyskok na Mińską w okolicy pierwszej w nocy celem wizji lokalnej i ewakuacja na z góry upatrzone pozycje zaraz po pokazach. Z tego punktu widzenia zamierzenie zrealizowane w 100%.

Jakże miło było zobaczyć znajome pysie, a dodać należy, że niektórzy przybyli z daleka. Prawdę mówiąc nic (absolutnie nic!) nie zmusiłoby mnie do ruszenia czterech liter z poznania czy Wrocławia dla FF2. Dla niektórych magnesem, który ich przyciągnął był pokaz nurbiki (a dokładniej mówiąc jego zapowiedź). Na szczęście było "before & after party" - milutkie i udane.

Dość powiedzieć, że z ubioru, w którym przybyłam zostały jedynie buty, reszta została radykalnie zmieniona. A wszystko oczywiście za sprawą Tanyi, która nieodmiennie jest jedną z tych kobiet, do których mam niegasnącą słabość. Tego dnia smakowała jeszcze egipskim słońcem, ubrana w słoneczne złotobrązy. Oblekana w cyklamenową drugą skórę wywołała we mnie nieodpartą chęć dotykania. Nie ma co ukrywać kiedy pokrywa skórę błyszczącą śliskością nie sposób zostać obojętnym. Krople rozcierane palcami nabierającymi nieograniczonej śmiałości. Lateks przejmujący ciepło skóry, tarcie bez tarcia – zmysłowe przesuwanie zachłannych dłoni po ciele. Pośladki wtulające się w podbrzusze. Mogłabym ja po prostu zagarnąć dla siebie, zamknąć ramiona i zatrzymać dla tego nieziemskiego doznania. Zmiana temperatury lateksu jest niesamowita, w jednej chwili z chłodnego zaczyna parzyć, ale kiedy przesuwam dłoń gdzieś obok zastyga w oczekiwaniu na rozgrzewający dotyk. Nie sposób przestać kiedy zaczyna się czytać ciało palcami przez napiętą delikatną membranę. To nie jest doznanie, które człowiek jest w stanie sobie wyobrazić bez kontaktu organoleptycznego.

Przygotowania ewoluowały w takim tempie, że pod rozwagę poddany został nawet pomysł, żeby zostać w przytulnym wnętrzu i małym gronie. Nie mniej jednak przybycie kilku setek kilometrów dla zobaczenia nurbiki w akcji wymagało uszanowania determinacji gości.

Czas leniwie przybliżał nas do wyjścia kiedy Gospodyni poddała pomysł zagumowania także mojej osoby, co pozostali skwapliwie podtrzymali. Chwilę później zdejmowałam, kawałek po kawałku, swoją garderobę. Stojąc nago wiedziałam już, że oto właśnie przekraczam kolejny Rubikon. Ale nie przypuszczałam wtedy jeszcze, że będzie to ten moment mojego żywota, po którymi już nic nie będzie takie jak wcześniej. Po raz kolejny przekraczałam granice pod czujnym okiem doświadczonego przewodnika. Dłonie Tanyi pokrywały moją skórę silikonem, żeby chwilę później pomagać mi wejść w moją drugą skórę. Po raz pierwszy. Doskonały balans między czułością a nieznoszącym sprzeciwu nakazem. Cierpliwością i uśmiechem. Centymetr po centymetrze przechodziłam metamorfozę. Nogi, pośladki, ręce a na koniec cichy szelest suwaka. Wciąż jeszcze byłam brzydkim kaczątkiem nie świadomym potęgi drzemiącej wewnątrz gumowego kokonu. Maska dopełniła dzieła. Poczułam się jakoś tak kociosprężyście. Czułam na ciele powiew powietrza kiedy szłam, bezwstydnie owiewający mnie jęzorem oddech nieznanego. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że druga skóra wniknęła tak głęboko. Jeszcze nie. Włożywszy buty poczułam się kompletna i zdolna zawojować świat. Owinęłam się płaszczem, który bardziej powiewał niż chronił przed chłodem i na czele podobnych mi czarno błyszczących ludzi opuściliśmy gościnne progi Gospodarzy.

1 komentarz:

Unknown pisze...

Witaj w gumowym świecie gdzie dotyk czujesz jak delikatne i zarazem miłe iskierki przepływające między dawcą i biorcą dotknięcia.