14 czerwca 2009

Niedzielnie i zawodowo

Przyjemność przyjemnością, niedospanie karą, ale trzeba było wziąć się w garść i pojechać na zawody. Z trzydziestu kilometrów dwadzieścia pić to była przebudowa więc wszelkie kalkulacje czasowe (delikatnie rzecz ujmując wzięły w łeb). Kiedy na miejscu okazało się, że zawody kategorii open to w rezultacie są zawody klubowe mina trochę mi zrzedła. Byłam nastawiona na rekreacyjne "ścignięcie" i powrót do domu.

Nie pozostało nic innego jak robienie dobrej miny do złej gry i pójście na całość. Okazuje się, że dzieci nieświadome trudności w ogóle się nie stresują. W każdym razie ten konkretny egzemplarz. Stanęła na słupku, skoczyła do wody i wylądowała na trzecim stopniu podium w biegu na pięćdziesiąt metrów dowolnym, a godzinę później sięgnęła po srebro w grzbiecie na pięćdziesiąt metrów. Co ciekawe skład podiumowej trójki był w obu przypadkach taki sam, zmieniła się tylko kolejność. I tak oto amator sięgnął po dwa krążki domyślnie przeznaczone dla zawodników klubowych.


Ave Córka! Oby tak dalej!

Brak komentarzy: