5 czerwca 2009

Vicki Cristina Barcelona czyli poszukiwanie wierzchołka

Film prawie spada z afisza, wieczór, niemal pusta sala – jakieś dziesięć, może dwanaście osób. Innymi słowy komfortowe warunki do delektowania się obrazem – żadnych pogaduszek i szeleszczenia nie-wiadomo-czym.

Oczarowana, wzruszona, wzruszona i jeszcze wzruszona na dodatek. I trochę smutna na wspomnienie. Serio serio – oczy mi się zaszkliły i coś za gardło złapało na samo wspomnienie, jak to drzewniej fajnie bywało w wersji dwa plus. Co raz bardziej odczuwam brak jednego wierzchołka. Jakoś tak sobie radzę drobnymi działaniami ale daleko temu do pełni szczęścia. Johanson była słabo przekonywująca całując Penelope ale niech tam, nie będę się czepiać szczegółów. Swoją drogą w zależności od preferencji seksualnych film przenosi do odbiorcy zupełnie inne przesłanie. Jednym wzruszenie, innym zazdrość, komuś irytację a innemu "łyżka na to – niemożliwe". Co ciekawe nie spotkałam osoby, która miałaby negatywne odczucia po obejrzeniu tej historii. Innymi słowy pochwała odwagi sięgnięcia po tabu, choćby tylko wewnętrzna to jednak pochwała.

Gdzie się podziały wszystkie wierzchołki….

Brak komentarzy: