21 listopada 2005

Była sobie impreza…

A może lepiej powiedzieć miała być impreza. W warszawskim klubie M25. Zapowiadało się milutko, dresscode, pokaz bonadage, performans w wykonaniu grupy Suka Off. A co było? Hmm: jedna wielka PORAŻKA! Tak, organizatorzy dali ciała na całej linii. Zapowiadając szumnie imprezę wyłącznie dla przebierańców wpuścili na nią jakieś 250 tekstylnych osób. Czy to problem? Dla nich nie, od każdego skasowali dwadzieścia pięć złotych, więc raczej nie widzą w tym problemu. A co do przebierańców to cóż, uwierzyli i zostali wystrychnięci na dudka. Nawet 10% obecnych w klubie osób nie posiadało stosownego ubioru. I nie mam tu na myśli lateksu full wypas ale to, że ludzie ci nie zrobili kompletnie nic, żeby w jakikolwiek sposób dostosować się do klimatu imprezy. Wygląda na to, że przyszli obejrzeć przedstawienie (no bo przecież takie ekscentryczne, gołe i sm’owe) a obsługa na tej samej zasadzie wpuściła ich do środka.

Pytanie co było celem organizatorów. Jedynie przedstawienie? Hmm, temu zadaniu także nie sprostali. Nie zostały wyznaczone miejsca dla publiki, w skutek czego ludzie dosłownie oblepili wybieg, na którym odbywał się pokaz. Nawet ta grupa, która weszła nie była w stanie obejrzeć spektaklu w przyzwoitych warunkach. Czepiam się? Nie, pomieszczenie było na tyle duże, że wystarczyło wytyczyć przestrzeń sceniczną linkami czy taśmą rozciągniętymi między filarami. I zamiast tłoczenia się na plecach jedni drugim byłoby możliwe spokojne oglądanie.

Poza zaprezentowanymi pokazami (w warunkach mocno polowych, co podkreślam) organizatorzy nie mieli ŻADNEGO pomysłu na imprezę. Skutek? Prosty do przewidzenia – po spektaklu ludzie sobie poszli. A my jako ta grupk błyszczących czarno-czerwono-gumowych stworków staliśmy się atrakcją do oglądania i pokazywania paluchem. Do tego stopnia, że w szatni zostaliśmy zaczepienie przez tekstylnych widzów z wyrzutem, że nie wystąpiliśmy na wybiegu tylko na uboczu. A to, co tak bardzo interesowało oglądaczy to jedynie kompletowane strojów o maski, porcja błysku na lateksowe wdzianka, i to co Gumisie lubią najbardziej czyli głaskanie i takie tam.

Powstaje pytanie dla kogo był to impreza? Nie dla Gumisiów i im podobnych, to pewne. Nie dla tekstylnych bo ci przyszli popatrzeć a nie się pobawić. I to chyba jest właśnie odpowiedź na pytanie dlaczego z imprezy nic nie wyszło. Nie została określona grupa docelowa. A nawet jeśli tak, to w trakcie dokonano zmiany jej definicji. I w taki właśnie sposób nowy stosunkowo klub sam sobie robi kuku, pozbawiając się wiarygodności. Jedno jest pewne Druga edycja fetysz party z cała pewnością nie zostanie zorganizowana w M25. Dlaczego? Ano dlatego, że przestrzeganie dresscode jest podstawową zasadą fetysz party. A nie można mieć pewności, że organizatorzy ponownie nie wywiną numeru podobnego do sobotniej imprezy. I stara prawda dała o sobie znać – nie ważne gdzie, ważne z kim! A Gumisie to taka nacja, która lubi się bawić. Jest otwarta na nowych i chętnie takowych przyjmuje. A więc impreza będzie na pewno i to wyłącznie w strojach organizacyjnych. Jestem przekonana, że znajdziemy lokal z wiarygodnym właścicielem.

Mimo wszystko niesmak pozostał, ai dla mnie i paru innych osób M25 stał się białą plamą na nocnej mapie stolicy.

Brak komentarzy: