11 listopada 2005

Piętnaście lat głupoty

Są takie noce kiedy spokojny sen przyjść nie chce. Są takie dni, kiedy zamiast spokojnej stonowanej muzyki włączam coś na całą dostępną moc. Kiedy klatka piersiowa przejmuje funkcje pudła rezonansowego, kiedy drgają wszystkie komórki ciała. Ktoś powiedział ‘to basy’. Możliwe. Ale to co gra we mnie to stres tańczący opętańcze wywijasy z bezsilności. Skąd to się bierze? Sama nie wiem I kończy się utwór a ja zamiast zciszyć, zamiast zmienić muzykę zaczynam od początku. Dookoła mnie setki ludzi w setkach samochodów stoją w tym samym korku. A ja? Ja zapadam się w siebie i nie widzę nic, co działoby się dookoła mnie. Korek? No trudno – mogę z nim żyć? Pacan zajeżdżający drogę? Trudno – dziś miał więcej szczęścia niż rozumu. Z każdym słowem oddalam się od świata, w którym żyję. Z każdym bum. Jak długo? Tyle ile potrzeba. I tylko kiedy dojeżdżam na miejsce trzeba wyłączyć to wszechogarniające dudnienie. Trzeba wysiąść, wyuczonym teatralnym niemal gestem obciągnąć spódnicę, wziąć do ręki torbę z laptopem i nałożyć na twarz służbowy uśmiech. Coś się we mnie buntuje, coś pyta dlaczego? Jak małe dziecko, dla którego pytanie ‘dlaczego’ jest podstawową drogą poznawania świata. Dlaczego więc nie może być inaczej? Dlaczego nie założę na siebie czegoś w czym czuję się dobrze? Dlaczego nie napiszę na drzwiach głupcom wstęp wzbroniony? Dlaczego wreszcie nie mam na tyle siły, żeby powiedzieć do widzenia i nigdy więcej nie wrócić w to miejsce?Mam siłę. Najgorsze jest to, że mam siłę, ale zdrowy rozsądek zamknął ją w ciemnym lochu i nie pozwala wyjść. Życiowy bagaż także jest dla tej siły niezłą barykadą i kneblem. Są takie dni, że żałuję, że mój rozsądek jest tak czujny, tak bardzo panujący nad sytuacją. Może gdybym miała na swoim koncie jakieś ekscesy czasów wczesnej młodości dziś byłoby mi łatwiej. A tak? Mam świadomość, że potrzeba mi kontestacji i zachowań czysto anarchistycznych ale nie bardzo już wypada, nie bardzo mogę sobie na to pozwolić.

Po co brnąć w coś czego się nawet nie lubi? Dziś wypowiedziałam coś co mnie tłamsiło od dawna. Powiedziałam w końcu komuś, że moja kariera zawodowa jest jedną wielką pomyłką. Przez piętnaście lat wykonuję pracę, której nie znoszę. To nie to, że nie daje mi satysfakcji. Ja jej nie cierpię. Jest nudna bardziej niż flaki z olejem, monotonna jak linia ciągła na autostradzie, rutynowa jak czynności fizjologiczne. Jest niewdzięczna, nieszanowana, takie zło konieczne. Wszyscy wiedzą, że trzeba ją zrobić ale bardzie z tej przyczyny, bo to zło konieczne, po ustawa, bo skarbowy, bo… błeeeeeeeeeeeeeeeeeeee.

I pomyśleć, że chciałam robić coś zupełnie innego. Jak miło było studiować botanikę i fizjologię roślin. Do dziś pamiętam wykłady z botaniki, kiedy profesor o budowie komórki opowiadał tak, jakby opowiadał historię kryminalną, a sala siedziała słuchając go z rozdziawionymi ustami. Pamiętam wykłady z dendrologii, na które trzeba było przetelepać się przez całe miasto. Dla dwóch godzin wykładu, pamiętam, że to były czwartki. Co z tego, że gleboznawstwo było chemią. A uprawa i nawożenie, albo laborki z mikrobiologii niezpaomniane. I rzucić to wszystko dla cholernych debetów i kredytów. Trzeba być bardzo młodym i wyrachowanym żeby dokonać takiego wyboru. Ale cóż. Lata płyną a człowiek tylko dokłada do swojej torby z doświadczeniami. Tylko po to, żeby piętnaście lat później powiedzieć mam dość. Kora właśnie śpiewa ‘żądza pieniądza’ i to chyba jest właśnie odpowiedź na pytanie dlaczego taka droga. Koszmarnie małostkowe wytłumaczenie.

===============

Raven woman_man@poczta.onet.pl2005-11-16 00:43:33 83.24.15.242
a ja kocham księgową.. mimo, że vanilia jest i avnilią zostanie.. a może właśnie dlatego.. bo wierzy, bo ufa.. bo ma wrodzoną uczciwość i poszanowanie dla zasad.. bo ma etykę.. Hahahahahhaha.. ot i apoteoza etyki księgowego.. Jesteście boskie.. i bez dendrologii;)

Brak komentarzy: