2 lipca 2005

Emocje, uczucia, chemia i rzeczywistość

Dziś w nocy zastanawiałam się nad tym jak bardzo opinie innych ludzi potrafią determinować sposób postrzegania rzeczywistości. Na ile takie ‘wprowadzenie’ potrafi nowopoznaną osobę zdyskredytować w naszych oczach. Na ile własne pierwsze wrażenie jest silne i potrafi być odporne na gadanie z zewnątrz.

Ta, która była moją Panią, pamiętnej listopadowej nocy jest osobą kontrowersyjną. W zasadzie z wielu różnych źródeł słyszałam o Niej niepochlebne opinie, jeszcze przed naszym pierwszym spotkaniem. Ostatnio nawet zaproponowano mi obejrzenie zdjęć, dowodzących zachowania nazwijmy to nieodpowiedniego. Ale to dla mnie nic nie znaczy. Dla mnie Ona pozostanie jedyną Panią jaką miałam, jedyną jaką chciałbym mieć. I nie ma znaczenie to, co ktokolwiek mówi. Byłam z Nią a Ona była ze mną. To, co się dla mnie liczy to chemia, która wówczas między nami zagrała. To niesamowite rozumienie bez słów. To ogromny wzajemny szacunek dla każdego z uczestników tego spotkania. A zdjęcia dowodowe, hmm sama mam kilkadziesiąt zdjęć z tamtej nocy. Czego one dowodzą? Cudownego przeżycia i ekstatycznej rozkoszy. Moja próżność podszeptuje mi, że to ja jestem w jakiś sposób wyjątkowa i to jest odpowiedź na pytanie dlaczego było tak pięknie. Ale tak naprawdę to nie widzę powodu, żeby nie powiedzieć rozmówcy ciekawe jest to co mówisz, ale ja znam Ją z zupełnie innej perspektywy. Nie zamierzam ukrywać swojej sympatii, bez względu na stosunek otoczenia. Widziałam przerażenie w oczach osoby, która dowiedziała się planowanym spotkaniu moim i LA. Przerażenie tak wielkie, że mogło zostać zwerbalizowane jedynie stwierdzeniem ‘zooza tylko nie ona, proszę tylko nie ona..’ Otóż właśnie, że nie. Ona. Ona. I tylko Ona. Nie wyobrażam sobie, żebym mogła kiedykolwiek służyć jakiejkolwiek innej Pani. Taka ewentualność w ogóle nie wchodzi w rachubę. I wiem, że te emocje są zwrotne. I to, co jest istotne to to, że było nam dobrze razem.

A może to ja jestem w jakiś sposób inna… inna niż wszyscy… Możliwe. Tak już jest, że moje decyzje i wybory, choć przemyślane, są niesamowicie nacechowane emocjami. Nie wstydzę się swoich emocji, wręcz przeciwnie cieszę się mogąc je podarować komuś, kto potrafi się nimi cieszyć. A Ona potrafi, jest jedną z tych osób, dla których warto oddać siebie. A może to także kwestia szczerości i otwartości. Dla mnie uległość nie jest grą, zabawą czy łóżkowym urozmaiceniem. To moja natura - taka jestem. Więc spotykając ludzi, z którymi nawiązuję relacje na tym właśnie poziomie porozumienia staję się pełniejsza, działają na mnie stymulująco.

Ktoś bardzo mi bliski takiego użył porównania w stosunku do moich reakcji„…nie umiem odpowiedzieć ci prosto i w dwóch słowach... to było jak gra na doskonałym instrumencie... jakby ktoś dał mi do ręki magiczne, najwspanialsze skrzypce stradivariusa... takie które są jedyne w swym rodzaju i jakbym dzięki tej samej magii nagle potrafił na nich grać... one jakby same grały - wystarczyło dotknąć...”.

Może każdy jest na swój sposób niezwykły, tylko nie znajduje swojego dopełnienia, które pozwoliłoby tę niezwykłość oswoić i oswobodzić. Ja mam to szczęście, że odnalazłam kilka ze swoich dopełnień. Czy wszystkie? Nie wiem. Ale tych, które spotkałam będę bronić, choćby mi przyszło Rejtana naśladować.

Brak komentarzy: