1 lipca 2005

Dołek, sentymenty i światełko w tunelu

Kryzys przychodzi zawsze wówczas kiedy jest najmniej pożądany. Wrrr. Takiego ciężkiego tygodnia jak ten, który się właśnie kończy to chyba jeszcze w życiu nie miałam, ale nadchodzący będzie jeszcze cięższy. Jeżeli doczekam następnego piątku bez uszczerbku na zdrowiu fizycznym i psychicznym – będę z siebie dumna.Swoją drogą dziwnie się układają zdarzenia, zawsze wtedy, kiedy jest najciężej pojawiają się jakieś najjaśniejsze migotliwe ogniki. Tak, całe szczęście, że tak się właśnie składa. Że jest jakaś dobra, jasna myśl czy wspomnienie, którego można się chwycić, z którym można choć na chwilę zapomnieć o trudach dnia codziennego. Dla mnie najczęściej to coś związanego z ludźmi. Czasami rozmowa, czasami spotkanie, innym razem wspaniały sex albo zdjęcie, albo list... Wspomnienia… mają cudowną moc stwórczą.

Do dziś zachowałam małe zdjęcia legitymacyjnego formatu. Czarno-białe, małe, nienaturalne, garniturowo-galowe. Takie, którymi w czasach szkolnych obdarowywało się sympatie. Z odręcznym napisem na odwrocie. Czasami imię, czasami data, czasami kilka słów. Pamiątka dziś trochę śmieszna, zwłaszcza w kontekście rozwoju technologii, ale pamiątka. No i cóż z tego, że nie pamiętam nawet imienia tego, który wyznawał mi wakacyjne uczucie na odwrocie swojego wizerunku. Albo za nic nie rozpoznaję sztucznie uśmiechniętej dziewczęcej twarzy. Pamiętam, że wtedy TE zdjęcia były ważne. Podobnie jest z pocztówkami z podróży, z listami. Potrafią się pięknie zestarzeć jeśli są zachowane, pożółkły papier, blaknący ślad atramentu, zagięcia, zapachy... A dziś? Jak przechować maile, cyfrowe zdjęcia…

Technologia idzie do przodu. Miałam zgrane na dyskietkę pliki tekstowe. Dziś są nie do odczytania. 'Rozmagnesowała' się jak powiedział mi ktoś. Inne pliki zapisałam z hasłem, żeby były bezpieczne. Dziś nie pamiętam jakim – są dobrze strzeżone - przed wszystkimi, nawet przede mną. Za dziesięć, dwadzieścia lat dyskietka okaże się nie do odtworzenia, bo wyparta przez inne nośniki wyginie. Tak właśnie przegrywa technologia z szalenie nietrwałym tworem jakim jest papier. Delikatnym płatkiem mokrej masy, wysuszonym i uprasowanym. Nieodpornym na wodę, na płomienie, na zginanie. A jednak potrafiącym przetrwać znacznie dłużej niż cokolwiek innego. List zawsze można otworzyć i przeczytać.

Czasami potrzeba szczyptę technologii – na przykład w formie okularów, wszak wzrok z biegiem lat lubi płatać figle. Ale emocje skreślone na papierze są niemal wieczne.I choć nie wyobrażam sobie, że mogłabym zamienić te zapiski na kajet i pióro, to jednak brak mi takich fizycznych i namacalnych dowodów moich słów. Czyż nie byłoby przyjemniej czytać to formie księgi o pożółkłych stronicach lub zwojach papirusów...? Ech… sentymenty.

Brak komentarzy: