13 lipca 2005

A miało być tak pięknie…

I znowu – za szybko, za daleko, za bardzo. Co jest we mnie, że czekać nie potrafię, że zanim coś się stanie ja już galopuję myślami daleko za horyzontem? To moja zmora, wyprzedzanie rzeczywistości. Sama wiem, że wyobraźnia jest moją siłą napędową, i upór, i konsekwencja, i marzenia, po które sięgam. Wiem to wszystko, ale chyba jednak czasami wychodzę dalej przed innych uczestników życia, dalej niż oni sami. I znowu to zrobiłam, chyba.

Kilka ciekawych rozmów, potoki słów w dobrej polszczyźnie skreślone, niedopowiedzenia… a ja już tworzę z tego obietnicę czegoś. Ja już zaczynam żyć tą wizją, a stąd już tylko krok do tego, żeby wizja zaczęła żyć sama, własnym życiem. I tak oto stworzyłam kolejny mały świat… Tak mi się wydawało przynajmniej.

Co jest takiego w moich słowach, że tak łatwo jest mi pociągnąć za sobą rozmówcę w świat mojej wyobraźni? Że potrafię pokazać, w sposób rzeczywisty, to czego jeszcze nie ma. Ale to za mało. Trzeba jeszcze zmierzyć obietnicę wizji z rzeczywistością. I tak się dzieje. Ci, nazwijmy ich ‘oni’ tej konfrontacji się nie boją. Tylko dlaczego tak drastycznie zniżają swój poziom przechodząc od fantazji do realności. Nie składam obietnic bez pokrycia, ja jestem szalona i w zasadzie nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych. I nagle ci ‘oni’ wszystko psują. Psują przede wszystkim formą i treścią swoich wypowiedzi. No bo jak inaczej odebrać maile w rodzaju: „znacznie wyrasta ona ponad przeciętność - zdominowanie takiej osoby będzie niezapomnianym doświadczeniem”, „ta mała interesuje mnie na tyle, że nawet gdy dowiedziałem się, iż nie jest bezpańska nadal mam ochotę spotkać ja i poznać nieco dokładniej”, „czy masz coś przeciwko temu?”. No a przecież przed chwilą jeszcze unosili się wraz ze mną w obłoku wyrafinowanego wyuzdania. No przecież to się nie trzyma przysłowiowej kupy.

Dlaczego Pan, znający wartość swojej suki, miałby oddać ją komuś takiemu. No dlaczego? Bo ktoś pisze, że chce, że mu się spodobałam? Wstyd mi za tych ‘onych’. Wstyd mi przed moim Panem, bo przecież zanim napisali do Niego ja sama opowiadałam Panu Mężu o moich rozmówcach, cytowałam wypowiedzi. A potem okazuje się, że inteligentny rozmówca mający duże szanse na pozytywne rozpatrzenie swojej prośby smaruje takiego koszmarka. Argumentacja żadna, a list utrzymany w konwencji zamówienia, czasami jeszcze z podaniem terminów. Brrrr. Dysonans między osobowością nakreśloną w rozmowach ze mną a późniejszymi zachowaniami jest ogromny. A pisanie w tym duchu jest obraźliwe dla adresata.

A ja? No cóż… już nie cwałuję po otwartych przestrzeniach wyobraźni… kolejny raz grawitacja pokazała swoją moc, ściągając mnie na ziemię. Ale najwidoczniej to jest moje przekleństwo – ‘konsumpcja w wyobraźni’ lub jak kto woli ‘wyobrażenie konsumpcji’. A przecież wszystko jest dla ludzi… tylko trzeba wiedzieć jak. A tym razem znowu mogę jedynie parafrazować powiedzenie „Już byłam w ogródku. Już witałam się z gąską…” tylko, że gąska okazała się jakaś taka hmm… prymitywna? A może ‘oni’ uważają, że nie wypada im być inteligentnymi, elokwentnymi i dowcipnymi w stosunku do Pana? Może w takiej właśnie masce arogancji i braku szacunku czują się dowartościowani? Nie wiem, sama nie wiem. Przy zdecydowanej przewadze podaży dominów nad popytem na nich w bdsmowym światku powinni chyba bardziej się starać? Zaryzykuję twierdzenie: więcej pokory ponowie dominatorzy i więcej polotu (dla jasności: małe literki zostały użyte rozmyślnie).

Mam najcudowniejszego Pana na świecie. A kto to neguje niech podniesie rzuconą rękawicę! I zapraszam na ubitą ziemię o świcie!

PS. Swoją drogą ciekawe jak mógłby wyglądać taki pojedynek? Hmm… moja szalona wyobraźnia już mi podsunęła kilka interesujących scen, może pozwolę jej poszaleć w tym temacie…

Brak komentarzy: