4 lipca 2005

Lubię kiedy kobieta...

Lubię, kiedy kobieta omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym zwisa przez ramię przegięciu
gdy jej oczy zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w ramiona palcami drżącemi
gdy krótkim, urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd, co się kobiecie zabrania
przyznać że czuje rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a sycenie żądzy oszalenia
gdy szuka ust, a lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to - i tę chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od niej wybiega skrzydlata
w nieskończone przestrzenie nieziemskiego świata

Kazimierz Przerwa-Tetmajer

I ja to lubię Panie Kazimierzu… I ja lubię to co tak pięknie Pan nazwał słowami. Lubię czuć rozkosz spływającą między palcami, między rzęsami. Lubię ten oddech szybki, urywany kiedy ciało dopomina się o powietrze a dążenie do rozkoszy chce być silniejsze niż instynkty samozachowawcze. Tak, tak, Panie Kazimierzu nie Pan jeden pieścił kobietę ale Pan jedyny tak pięknie pisze o tym. Kobiety… zagadka nieprzenikniona… W głowie zawrócić potrafią i do raju zabrać jak na kawę. Wargami namiętnymi rozgniatać smutki i sok słodyczy z nich toczyć. Kobiety… nic piękniejszego i nic bardziej niebezpiecznego w świecie ponad nie. Kobiety…

Brak komentarzy: