12 października 2006

Bamboo

Pochodzą z Chin, mają trzy metry długości i jakieś osiem centymetrów średnicy, jest ich trzy i od wczoraj zamieszkały z nami. Mowa oczywiście o bambusowych pniach. Nic nie poradzę, ale dla mnie jest to wyjątkowo erotyczny materiał. Zwłaszcza ze względu na swoją gładkość i obły kształt. Po prostu nie sposób nie wywołać gęsiej skórki dotykając mnie bambusem. Jak ze wszystkim tak i z rozmiarami i zastosowaniami bambusa było tak, że ewoluowały. Początkowo wystarczał cienki patyczek z kwiaciarni do celów wiadomych (do dziś go nie lubię). Potem pojawiły się tyczki o średnicy trzech centymetrów jako materiał na wózek dla pony na Fetyszozę (hmm swoją drogą to leży sobie bezużytecznie ta dwukółka). Tyczki zostały też wykorzystane do wiązania, ale istnieją (uzasadnione) podejrzenia, że kombinacja podpatrzona na zdjęciu była trochę, że tak powiem naciągana albowiem odtworzenie jej w rzeczywistości okazało się bardzo mało realnym zadaniem. Naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie po grubsze bambusy celem wykorzystania ich do wiązań asymetrycznych. Jeszcze tego samego dnia…

Cóż mogę powiedzieć. To co ujrzałam zaparło mi dech w piersiach i wywołało wyjątkowo silny skurcz w brzuchu. Żadne zdjęcie nie jest w stanie oddać piękna żywego ciała rozpiętego na pajęczynie nanizanej na bambus. Kontrasty błyszczącej powierzchni bambusa z matowym sznurkiem, skóry – początkowo suchej – w końcowym etapie wilgotnej. A wszystko to w aurze lekkości jaką powoduje brak kontaktu z podłożem.

Poziomo umieszczone dwa bambusy były jak sztalugi na których powstawało arcydzieło. Czarny sznur oplatał kostkę prawej nogi, kolejne zwoje usadowiły się na udzie. Główny ciężar ciała spoczywał na sznurowniach w talii oraz klatce piersiowej. Te ostatnie były rozdzielone na dwa mniejsze oploty, przy okazji eksponując sterczące między zwojami piersi. Kolejny kawałek sznurka dopełniał poziomej kompozycji złączając nadgarstek prawej ręki z bambusem. Lewa część ciała i głowa pozostawione samym sobie wyglądały jakby próbowały sięgnąć podłogi. Kilka ruchów i obie lewe kończyny zostały zgięte i za plecami połączone zarówno ze sobą jak i z cała kompozycją. Teraz opuszczona na bok głowa świadczyła o kontemplowaniu nowych doznań. Aż prosiło się, żeby wpleść kolejne centymetry sznura we włosy i tym samym dopełnić statyki obrazu. Ale nie tym razem. Była idealna, perfekcyjna w swoim spokoju podobna motylowi pogodzonemu już z losem jaki zgotował mu pająk w swojej sieci. Nie szamotała się, a jedynie z delikatnym uśmiechem przymykała oczy. I tylko biały trójkąt majtek stanowił element naruszający statyczne piękno. Był jakby obcy a kontrastujący z barwą całej instalacji stawał się irytujący. Po prostu chciało się podejść i zerwać go, żeby przywrócić równowagę kompozycji.

Zaczęłam odbierać swoja obecność tam równie nie na miejscu jak wspomnianą już bieliznę. Stanowili idealne połączenie. Ona drobna i krucha, On silny i opiekuńczy. I sznur, który ich dzielił i łączył zarazem. Była jak wietrzny dzwonek, reagujący na najlżejszy powiew. Była jak wietrzny dzwonek, który śpiewał pod dotykiem Jego palców. Byłam jakieś cztery, może pięć metrów niżej, dokładnie pod nią kiedy śpiewała…

Odkąd poznałam shibari zawsze mnie fascynowało i podniecało, ale dopiero obcując z tym na żywo można docenić siłę emocji, które wywołuje. To plątanie mogłoby trwać godzinami. Takie subtelne ale konsekwentne przesuwanie granic ciała. Z każdym naciągnięciem pojedynczego sznurka pojawia się cała gama nowych doznań. I do tego świadomość zawieszenia. Nie potrafię znaleźć większej władzy nad fizycznością, nad cielesnością niż podwieszenie, zwłaszcza asymetryczne. Ciało reagujące zwierzęco, umysł wyłączony z ciągłego czuwania, pełne zanurzenie w przyjemność. Mam w głowie kompozycję, która jest niemal identyczna z tą wczorajszą. Chciałabym ustawić aparat na statywie i czekać. W jej usta włożyć twardą kulkę knebla lub może zapiąć na wysuniętym języku pałeczki. I dać jej rozkosz. Czekając aż ciało zadrży jednym rytmem. Do momentu kiedy sącząca się z niedomkniętych ust ślina i wilgoć z wnętrza kobiecości kapać będą w jednym rytmie wyznaczanym przez uderzenia serca albo skurcze orgazmu. Chciałabym zobaczyć ją właśnie taką – zawieszoną nad krawędzią świadomości i nad przepaścią rozkoszy. Jest do tego stworzona.

Brak komentarzy: