6 października 2006

Tym razem beze mnie

Tym razem w promieniach słońca, w ciszy poranka ona delektowała się czarną siecią na ciele. Mnie zostały tylko zdjęcia. I chwała jej za to, że pozwala je robić, że chce jej mieć. Dzięki temu mogłam zobaczyć, jak zwisła w objęciach sznura. Taka inna od tej, która przybywa zazwyczaj. Piękną, głęboką czerń zamieniła tym razem na niewinność bieli. Biała sukienka skrywała białą bieliznę i pończoszki. Gdyby nie to, że widziałam ją w innym odzieniu nawet ja uległabym czarowi niewinności. Ale tylko przez chwilę… Tego dnia bowiem miała stracić kontakt z… Nie, nie z rzeczywistością. Z podłogą. Zabawy ze sznurkami etap kolejny czyli podwieszenie.

Pochylona do przodu, tułowiem dotykała ud, a sznury oplatały ją ciasno łącząc piersi z kolanami w jednym uścisku i uda z talią w drugim. Biel bielizny podkreślała moc czarnych splotów, z których nie miała możliwości ani siły się wyswobodzić. Wyglądała jakby siedziała w powietrzu, z twarzą zwróconą ku podłodze, z nadgarstkami przywiązanymi do kostek. Podobna była modelkom fotografowanym przez Arakiego. Od zwojów oplatających korpus i nogi linki wznosiły się ku belkom sufitu. Na tych linkach jak marionetka zwisała ona. W niczym nie przypominała tej dzikiej odzianej w czerń kobiety. Dziś była trochę jak motyl w sieci pająka – zdana na łaskę i bezbronna. Cudownie piękna w tym bezruchu i smakowaniu nowych doznań. Może kiedyś zobaczę ją właśnie taką, najlepiej jeszcze bez bielizny, tak żebym mogła sięgnąć językiem jej kobiecości. Żeby skurcze orgazmu widoczne był drganiem linek, żeby ciało wygięte w więzach naprężało się w ich rytmie i kołysało niczym próbujący się oswobodzić owad. Może kiedyś…

Kolejne zdjęcia uwieczniły ją już rozebraną z czarnych objęć, kiedy na skórze pozostały świeże odciski oplotów o przepięknej barwie i rysunku. Równo ułożone, wtulone w siebie, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą sznur wtulał się w ciało. Ślinotok. I język, który sam wysuwał się na spotkanie ze skórą. Najwidoczniej nie tylko na mnie podziałały te runy, bo na kolejnym zdjęciu widać było wilgotny ślad języka na skórze. Dreszcz przeszedł mnie na samą myśl, o dotyku takiej skóry na języku. Kolejny na wyobrażenie Męża Pana liżącego jej skórę. Uwielbiam patrzeć na kobiety w Jego dłoniach… Ona jest stworzona do tego, aby być odzianą w sznury, które rewelacyjnie prezentują się na jej ciele i zostawiają niesamowite ślady.

Ale ta pozycja przy podwieszeniu powinna dać niesamowite odczucia przy chłoście. Napięte pośladki, rozwiedzione uda. I ta całkowita bezsilność. Jak to jest być zawieszoną między niebem a ziemią? Czy obracanie się na skręconych linach przywodzi na myśl dziecięcą huśtawkę? A może daje się odnaleźć ten punkt niemal-nieważkości. Tę chwilę kiedy jeszcze się nie opada w dół ale już nie wznosi się w górę. I ja. Ja też chcę być marionetką na sznurkach, za które pociągasz mój Panie.

Brak komentarzy: