13 października 2006

Sklep podróżnika

Nie ma to jak wybrać się po zakupy do profesjonalistów. Za radą Człowieka-Który-Się-Zna na interesującym mnie temacie udaliśmy się do Sklepu Podróżnika celem nabycia wybranych elementów ekwipunku wspinaczkowego. Swoją drogą ciekawe czy kiedykolwiek będzie miejsce dedykowane dla grona miłośników szeroko rozumianego bdsm ale z asortymentem przekraczającym tradycyjnie wytyczone ramy produktowe dedykowane dla tego rodzaju zainteresowań. Jak na razie okazuje się, że trzeba być zorientowanym w wielu dziedzinach jeśli chce się bezpiecznie (z naciskiem na bezpiecznie) praktykować coś więcej niż tylko lanie batem po tyłku.
Sprawa wydawała się prozaiczna chodziło o trywialny wręcz bloczek oraz hamulec do niego. Pierwsze kroki skierowane do sklepów metalowych oraz z artykułami budowlanymi nie przyniosły rezultatu żaden z dostępnych tam sprzętów nie posiadał najistotniejszej dla nas informacji – dopuszczalnych obciążeń. Obciążeń ogółem bo już o takich detalach jak różnice między statycznym i dynamicznym obciążeniem nie było z kim podyskutować. Tak więc trafiliśmy do sklepu ze sprzętem wspinaczkowym. I na dzień dobry okazało się, że osoba za ladą ma niestety dość blade pojęcie o sprzedawanym przez siebie asortymencie. Na szczęście w przeciwieństwie do klientów obecnych w sklepie. Jeden z nich z widoczną pasją w oczach pomagał nam wybrać odpowiednie detale, udzielając przy tym instrukcji obsługi konkretnych urządzeniach. Robił co mógł, ale jednej rzeczy nie mógł przeskoczyć. Mianowicie cokolwiek tłumaczył i pokazywał kończyło się stwierdzeniem „a to… (tu występowała bliżej nie znana nazwa)… przypina pan do siebie”. Za diabła nie dało się człowiekowi wytłumaczyć, że chodzi o konstrukcję do podniesienia i opuszczenia obiektu ale w oparciu o punkty w podłożu a nie na człowieku. O ile wyjaśnił perfekcyjnie sposób posługiwania się gadżetami nawleczonymi na linę, o tyle nie był w stanie oderwać się od układu odniesienia człowiek-lina-człowiek. No, ale nikt nie jest doskonały. Trzeba byłoby takiego człowieka zaprosić „do dom” już po tym jak podstawowe elementy układu znajdą się na swoim miejscu i pokazać o co biega tylko czy to nie byłby zbyt duży szok? W każdym razie wyszliśmy stamtąd z potrzebnymi zabawkami Petzl'a, które mam nadzieję już niebawem zostaną wprawione w ruch.

No i jeszcze jedno spostrzeżenia – ja nie potrafię obojętnie patrzeć na linę w dłoniach. Kiedy ten – obcy przecież człowiek i z cała pewnością nieklimatyczny – zaczął wiązać, przekładać, zaciskać i co tam jeszcze robić z tą liną to mnie lekko skręciło. No po prostu zrobiło mi się mokro na samą myśl, o tych wszystkich wspinających się gościach, którzy mają talent w rękach i nawet i mają świadomości tego. Sprawność posługiwania się linką opanowana do perfekcji, zasady bezpieczeństwa w małym palcu. Jeśli dodać do tego dobry kursik shibari to byliby nie do pobicia. A tak – marnują się. Gdyby wiedzieli co tracą bez wątpienie nauczyliby się tych kilku supełków więcej. Co prawda musieliby wziąć do ręki trochę inne linki (te wspinaczkowe nie są wstanie zostawić ładnych śladów), ale w końcu i to linka, i to linka. Jedna i druga z rdzeniem, obie statyczne więc dzieli jest tylko mały krok w sposobie wykorzystania Wspinaczka - kolejna dziedzina sportu po nurkowaniu, która ma (a dokładniej może mieć) dużo wspólnego z bdsm.

Brak komentarzy: