30 stycznia 2006

Definicja, wizerunek i „opowiadania”

Ostatnio przypatrywałam się dyskusji o definicję uległości. Nie obyło się bez antagonizmów i wycieczek osobistych, ale mimo wszystko można to nazwać prezentacją własnych odczuć na ten temat. Chwilę później czytałam coś, dokładnie to było ‘coś’ o uległości. Opowiadaniem tego nie nazwę bo nie spełnia kryteriów takiego utworu. To raczej zapiski, może fragmenty dziennika… Choć bardziej prawdopodobne jest, że to nie historia a fantazja. Na jakiej podstawie tak sądzę? Otóż na podstawie doświadczenia, wiem, że to subiektywne, ale jednak. Jest coś, czego nie lubię w bdsmowatych tekstach, nie lubię przesady, nie lubię niestworzonych historyjek, które, choć sprzedawane jako przeżycia realne, tracą kontakt z realnym światem. I zastanawiam się po co to? Momentami odnoszę wrażenie, że publikowanie tekstów na bdsmowych stronach ma jeden tylko cel, napisać o czymś, co byłoby bardziej, mocniej, więcej niż to, co już zostało opublikowane. I czuję niesmak.

Czepiam się? Być może… ale jeżeli się wie, jak wyglądają po sześciu tygodniach ślady czterdziestu batów na własnym tyłku, to czy można czytać o stu czy stu pięćdziesięciu batach każdego dnia bez uśmiechu w kąciku ust? Jeśli widziało się dłonie zsiniałe z braku krążenia krwi po kilkunastu minutach wiązania ‘odwrócona modlitwa’ to czy można potraktować serio całonocne podwieszenie z wiązaniem w tej właśnie pozycji? No, litości! Nie twierdzę, że takie zdarzenie nie mogło mieć miejsca, ale prawdopodobieństwo braku uszkodzenia ciała jest raczej nie duże. A jeszcze mniejsze jest, że taka sesja nie była pierwszą i ostatnią zarazem.

Nie dajmy się zwariować, nie wszystko co jest napisane w pierwszej osobie jest relacją z rzeczywistych wydarzeń. Drażnią mnie takie teksty. Drażnią przede wszystkim dlatego, że kreują fałszywy wizerunek klimatu dominacji i uległości. Tak, jak czat jest pełen pseudo domin i dominów (zwanych przeze mnie dominikami) tak z wielu tekstów wyłania się obraz uległej, skrajnie wytrzymałej maso, po praniu mózgu, żeby nie powiedzieć po lobotomii domowym sposobem wykonanej, najczęściej przybierającej postać pomocy domowej dostającej w dupę za brak czystej szklanki i więzionej w piwnicy/ strzeżonym domu/ posesji ze zgrają dzikich psów (niepotrzebne skreślić). Brakuje tylko smoka a byłaby to uwięziona księżniczka.

Generalnie jestem zniesmaczona. Jeśli mnie ten stan nie opuści to chyba zrobię tendencyjny zoozo-ranking, mówiąc, co dla mnie jest „chrupiącą bułeczką” a co „zakalcem”. A swoją drogą to zaczynam rozumieć zarzuty pod adresem moich tekstów, że mają „za mało mięska” – no cóż, nie ma tu gwałtów trzy razy dziennie (zamiast śniadania, obiadu i kolacji), nie ma oprawców rodem z obozu koncentracyjnego i krwi zalewającej monitor jak w horrorze klasy, dajmy na to G. Co więcej - nie ma i nie będzie.

================

Kruk 2006-02-01 18:52:56 83.24.32.44
Ranking! ranking! ranking! ranking!Składam pierwsza propozycję - zoozo-opowieści na miejsce numero uno. A potem.. już tylko milczenie.Urzeczony literkami i myśleniem:)Kraaa!

Rose
2006-01-30 22:27:57 212.76.37.136
zoozo-ranking... bardzo fajny pomysł :) szczerze mówiąc chętnie poczytałabym DOBRE texty traktujące o bdsm... podzielam Twoją opinię na temat fantazji i pseudo popisów literackich na stronach poświęconych tej tematyce... a poczytałoby się... oj poczytało ;( pozdrawiam cieplutko...dodam tylko, że bardzo lubię Twoje rządki liter...

Brak komentarzy: