8 stycznia 2006

Gra w chińczyka

W sumie to właśnie tak można powiedzieć o tym, czym zajmowałam się przez dwa ostatnie dni weekendu. Zamiast spędzić go w domu siedziałam skoszarowana z całą bandą równie zachwyconych ludzi bawiąc się w biznes. Tak, to było szkolenie Decision base, samo w sobie fajne całkiem być mogło, gdyby nie fakt, że nawet w takim lipnym papierowym interesie przypadła mi rola finansowego. No ludzie , przecież wiadomo nie od dziś, że takie szkolenia przynoszą większy (czytaj: wymierny) efekt i korzyść wówczas, kiedy każdy z uczestników uczy się czegoś nowego. A ja co? Robiłam bilans i rachunek wyników w pięć minut. Ale nie miałam możliwości ani zarządzać produkcją, ani negocjować na rynku zleceń, ani alokować zasobów. Zatem czym była ta gra symulacyjna? Taką weekendową zabawą w codzienną pracę. Szkoda. Po raz kolejny jestem uczestnikiem szkolenia, na którym prowadzący nie radzi sobie z grupą. Nie jest w stanie zapanować nad dwudziestką dorosłych ustawiających klocki na planszy, ustala harmonogram czasowy, którego nie przestrzega. I jedyne co można zrobić to ocenić prowadzącego w ankiecie na koniec szkolenia. No ale to jest ocena końcowa. Może przyniesie to korzyść jakiejś innej grupie w przyszłości. Ale nam już niestety nie.

============

seXer 2006-01-09 10:35:23 217.79.145.99
To dziś ten urodzinowy toast?Najlepszego!

Brak komentarzy: