6 stycznia 2006

Niedoczekanie

Czekałam, czekałam i nie doczekałam się. A szkoda, bo robota była piękna. Lepszej sama bym sobie nie wymarzyła. Po prostu ideał, a i pryncypał niczego sobie, i biurowiec normalny, i firma z sensem. No miód z boczkiem. No ale nie ma co drzeć szat nad tym, czego zmienić się nie da. Nie ta, to będzie inna, co do tego - nie ma wątpliwości, pytanie tylko kiedy i jaka. Na te pytanie odpowiedz przyniesie czas. Teraz zabija mnie świadomość poniedziałku i tego wszystkiego, co ze sobą przyniesie. Pakietu konsolidacyjnego dla Niemców i zabawy z biegłymi. Taka już styczniowa specyfika. Zamiast wznosić urodzinowy toast spędzę kolejny „upojny” tydzień w fabryce. A o upływających godzinach tam spędzonych informuje tylko pustoszejący korytarz i przechadzki nocnych stróżów. Jedyne, co dobre to fakt, że nocą drogę do domu pokonuję w pół godziny, albo nawet krócej. Pytanie tylko jak długo będę w stanie pracować po naście godzin w biurze, kolejnych kilka w domu, zostawiając na sen jedynie trzy w porywach do czterech?

Brak komentarzy: