1 stycznia 2006

Kobieta w masce

I co ja poradzę, że tak bardzo podnieca mnie widok kobiecej twarzy w czarnej masce. Widok oczu z czernią podkreślająca ich blask, z rzęsami wychylającymi się ponad powierzchnię czerni, z ustami nabrzmiałymi samym kontrastem kolorystycznym. Twarz w vacbedzie jest pociągająca, ale brak jej tych perełek rzeczywistości, błysku oka czy języka oblizującego wargi. Nie jestem fanką czerni, w zasadzie to nie lubię jej bo jakoś nie czuję tej barwy. Ale czarna maska jest zdecydowanie tym, co mnie zakręca niesamowicie. Najdziwniejsze jest to, że twarz w masce i twarz bez niej to dwie różne twarze. Maska daje nowy byt, nową tożsamość. Staje się barierą i pomostem. Afrodyzjakiem. Zaklętym w czerń obiektem pożądania. Nie ręczę za siebie kiedy po raz kolejny stanę przed kobietą w masce. Nie ręczę za siebie. Samymi pocałunkami i dotykiem zapisać mogę noc niejedną. Kobiety zawsze pojawiają się w mojej głowie w jakiś zaskakujący sposób. Bez planów. Powiedziałabym spontanicznie, ale słowo to brzmi w moich ustach jak bluźnierstwo. Wszak wyznaję zasadę, że najlepsze spontany to te, zaplanowane w najdrobniejszych szczegółach. No ale nie wszystko da się przewidzieć. Zaplanować tak, ale przewidzieć - nie.

Brak komentarzy: