25 maja 2006

Wybranka Kusziela

Czytam, czytam, czytam i nie przestaję się dziwić. Czasami to jakbym swoje słowa czytała. Wtedy z przestrachem odrzucam książkę i zastanawiam się jak to możliwe. Genialnie napisana powieść. Co prawda losy szpiegującej kurtyzany znajdującej przyjemność w bólu nie zawierają już tak niesamowitych opisów jego przeżywania jak część pierwsza, ale pokazują zupełnie inne aspekty życia. Tęsknota za stanem odmiennej świadomości, niespełnione pragnienie i niezaspokojona żądza. Skąd ja to znam… To tych parę lat, kiedy bałam się przyznać przed sobą czego pragnę. Lata, kiedy fantazje musiały zastąpić jakiekolwiek marzenia o realnym spełnieniu. Lata wstydu i poczucia winy za grzeszenie nie ciałem nawet ale umysłem. Ta śmieszna hipokryzja, w którą ubierałam się przez lata – dziś wspominam ją z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Ale wówczas nawet nie byłam w stanie przelać na papier tego, co przezywałam. Nawet w „Listach do…” nie zapisałam tego. Ze strachu? Ze wstydu? Nie wiem. Wiem jedno znalazłam spełnienie, znalazłam oczyszczenie, znalazłam spokój. I tylko ciągle mi mało, chcę więcej. Może gdybym nie przesiedziała tych dziesięciu lat na zapiecku byłoby inaczej. A może to właśnie dlatego, że moje wizje były takie przemyślane, wypielęgnowane, dopieszczone teraz potrafię się nimi cieszyć. I czerpać pełnymi garściami. I nie jestem w stanie się nimi nasycić, a przesyt w ogóle mi nie grozi.W każdym razie czytając historię Fedry widzę w niej dużo siebie. Chciałabym móc nosić jej przydomek. Jest to najbardziej adekwatne określenie tego, kim była ona, kim jestem ja – anguisette...

1 komentarz:

Poszukiwaczka pisze...

Chyba każda uległa tak ma przy tej książce. Przyznam bez bicia, jestem młoda, mam 21 lat. Ale zawsze wiedziałam, że coś jest "nie tak". Z pragnieniami, z pożądaniem, z fantazjami. Z doświadczaniem bólu w krótkich, intensywnych momentach i brak gwałtowności "ała, boli", a jedynie fascynacja tym uczuciem. Pierwszy raz zetknęłam się z tą książką w gimnazjum, ze Strzałą, i zrozumiałam, że to, co czuję, nie jest złe. Ból to przyjemność, tylko innego typu, uczucie odrzucane przez wielu ludzi. Uczucie, którego ludzie się boją i unikają go.

My, uległe, przyjmujemy ból i zmieniamy go w rozkosz. Przyjmujemy ból, upokorzenie, strach, gniew, nienawiść i w tych uczuciach rozkwitamy jak czerwone anemony. Taka jest prawda o naszej naturze.

Niestety, ja swoją musiałam schować głęboko, głęboko, bo zakochałam się w kimś, kto jest łagodny... i chociaż czasem tęsknię do chłosty, jego delikatne pocałunki są dla mnie odpowiednią rekompensatą. Nie mniej jednak, książki Carey to dla mnie odskocznia i możliwosć zanurzenia się w tej nieosiągalnej rzeczywistości... :)