31 października 2005

FETISH NATION PARTY


Data:    1 października 2005
Lokal:   Metal Cave, Warszawa



Innowacje organizacyjne:    
  • obligatoryjny dresscode
  • zakaz fotografowania

Innowacje artystyczne:        
  • VacBed (LatexGuru)
  • Pony Dressage (Nurbika)
  • filmy z latexem w roli głównej wyświetlane przez cała imprezę
  • pokazy o tematyce BDSM

Abstrakt:    

pierwsza publiczna klimatyczna impreza w kraju



Publikacje:

30 października 2005

SKIK - Subiektywna Kronika Imprez Klimatycznych


Zebrane w jednym miejscu plakaty, relacje, spostrzeżenia dotyczące szeroko rozumianej wąskiej sceny fetyszowej w Polsce. Poza metryczką "co? gdzie?  kiedy?" odnotowane będą kamienie milowe czyli co dana impreza wniosła nowego do tworzącego się standardu zarówno w kwestii organizacyjnej jak i artystycznej ale także wydarzenia „towarzyszące” nie koniecznie zamierzone przez organizatorów. Jeżeli jakaś atrakcja występuję na wielu imprezach w Kronice zostanie odnotowana raz wraz z imprezą na której debiutowała. Głównie warszawskie imprezy będą bohaterami jako najbliższe geograficznie, ale nie znamy dnia ani godziny kiedy fetyszowe wydarzenia pojawiać się będą w innych lokalizacjach.

Ty to ja

Ty to ja,
to wynik mnie samej,
to wszystkiemoje upodobania, wartości idee, porywy
i uparte pragnienia.
MPJ

Czy można bardziej, mocniej, głębiej powiązać swoje losy? Bardziej niż niż mój z Twoim są związane? Bardziej niż dusza rozdzielona co potrafi sie odnaleść i w jedno ciało na powrót przyoblec? Bardziej niż ciała, którym raz jeden dotyk mistyczny stał się dotykiem ciała? Nie można już bardziej, albo inaczej można bardziej, wręcz bezgranicznie, wciąż idąc ku sobie. We śnie. W nieświecie. W słowie.

29 października 2005

Rabarbar i wanilia

Odkryłam smak, który doprowadza moje kubki smakowe do szaleństwa. Istna orgia w ustach. To duże landrynki o smaku rabarbarowo-waniliowym. Absolutna rewelacja. Mniam.

Prawo pięści

Staram się nie myśleć o tym, co nieosiągalnym jest. Staram się zapomnieć. A nie potrafię. I czasami wydaje mi się, że potrafię dosięgnąć tego nieba inaczej, inna dłonią, inna pięścią. I oszukuję sama siebie. Jestem skazana, przeklęta jestem. Poznałam raj, do którego nie mam już wstępu. I na nic moje uwielbienie, na nic słowa, które ze łzami w oczach wystukuję na klawiszach. Ta pieśń już jest wyśpiewana, a ja czuję się jak rzucony w kąt instrument. Instrument, na którym nikt nie potrafi zagrać. A ja mam w sobie niezmierzone pokłady muzyki, jestem nią wypełniona po brzegi. Jestem jak czara, którą jedna kropla przepełni. I chociaż nie wierzę, nie to nawet nie jest kwestia wiary, chociaż wiem, że to już nie nastąpi to jednak nie potrafię tego zaakceptować. I w głębi duszy ciągle mam nadzieję, że może kiedyś… Że może… Że Ona… Że zechce… Beznadziejny przypadek skrajnego zadurzenia z góry skazanego na…

Parzyste górą

W sposób zupełnie do mnie nie podobny coś stało się bez najmniejszego planowania, zupełnie spontanicznie. Do naszego trójkąta zajrzała kolejna kobieta. Jak? Tego dokładnie nie wiem. Pojawiła się najpierw gdzieś obok, potem trochę bliżej, ale ciągle z dystansem. I nagle przekroczyła nasz próg wchodząc do salonu. Czy robiąc ten symboliczny krok mogła wiedzieć jak potoczą się losy tego wieczoru? Nie wiem czy wiedziała, w każdym razie ja tego nie wiedziałam.

To ona wyciągnęła dłoń jako pierwsza, a ja nie protestowałam. Potem zaś był już kalejdoskop ciał. Trzy kobiety, których ciała przeplatały się ze sobą, usta z ustami złączone, palce muskające skórę, języki zachłannie piszczące wilgotne zakamarki. I Pan gdzieś w środku tego wszystkiego. Wedle sobie tylko znanych kryteriów wybierający to, na co akurat miał ochotę. Widziałam zadowolenie na Jego twarzy, zadowolenie z powolności i pożądania jakie unosiło się nad nami. Tak, układy parzyste są po prostu bardziej pełne, nikt nie pozostaje obok. Nie ma znaczenia czy służę Panu sobą, czy wgryzam się w łono Kochanki. Jestem wśród wszechogarniającej przyjemności. I tylko zmieniające się konfiguracje pozwalają dojrzeć w tej plątaninie ciał poszczególne osoby. Dotyk jest łącznikiem, dotyk jest magnesem. Dotyk wnętrza miesza się z tym, co na zewnątrz. Zapach, przejmujący, podniecający zapach rozpalonych kobiecości, którego dosiada woń mężczyzny.

Nigdy nie myślałam, że to nastąpi, że obok mnie zajmą miejsce dwie inne kobiety gotowe służyć mojemu Panu. A jednak stało się. Na domiar wszystkiego wszystkie gotowe dawać rozkosz nie tylko Jemu, ale i sobie wzajemnie. Niesamowite uczucie, zachwycające. Ciekawe ile ludzi ma za sobą takie przeżycia? Ja takich nie znam, a szkoda, bo chciałoby się czasami porozmawiać z kimś, kto rozumie sytuację. Porozmawiać o emocjach, o uczuciach, o spotęgowanej przyjemności. Bo to jest właśnie to – więcej przyjemności, różnorodnej na dodatek.

28 października 2005

Narodziny słońca

Jest coś, co sprawia, że kocham październiki, zwłaszcza te, które nie są deszczowe. To wschody słońca, którymi mogę rozkoszować się co rano. To dla mnie jedno z najpiękniejszych zjawisk, choć w powszechnym mniemaniu przegrywa z zachodem (niesłusznie!). Ale to chyba wynika raczej z trybu życia bo łatwiej jest się umówić na romantyczny spacer o zachodzie niż zerwać się przed świtem.

Dzisiejszy wschód był przepiękny. Spektakl rozpoczął się jeszcze zanim złota twarz pojawiła się nad horyzontem. Trawy i inna przyziemna roślinność pokryte były srebrno-szarym brokatem szronu. A może szadzi? Nie wiem, nie byłam nocą na łące, choć sądząc po smugach mgły unoszącej się nad ziemią to mogła być szadź. Mgła rozścielona była wąskimi pasmami oddzielonymi od siebie przepaskami przejrzystego powietrza. Wyglądała jak rozpostarte na ziemi anielskie włosy, jak zamarznięte tchnienie ziemi. Jej, niczym nie skalana, biel przywodziła mi na myśl biele mojego życia… pościel, której podarowałam swoje dziewictwo… tren ślubnej sukni… koperty… śnieg… mglistą szatę kapłanki… Wszystkie moje biele rozsypane na łące, w zaciszu ściany złoto-czerwonego lasu. Czekały tam na mnie. I wtedy pojawiła się jasna poświata, to słońce chciało spojrzeć na moje pamiątki. Zrazu rozlał się blask niebieskawy z delikatnym odcieniem różu. Blady, subtelny, jakby nieśmiały. Z każdą chwilą nasycał się bardziej złotem i czerwienią. Kiedy uśmiechnięta złota tarcza uniosła się ponad drzewami nastał dzień. Jasny, słoneczny dzień. Ale skończył się spektakl narodzin słońca. Dziś już się skończył.

Możliwe, że nie tylko dziś, że to ostatni ze wschodów, jakimi dane mi było się cieszyć w tym roku. Jutro zamierzam odespać ten tydzień i nie wstaję przed dziesiątą. A potem przesunięcie czasu i… No właśnie i wychodzić będę z domu czarna nocą, narodziny słońca będą mnie omijać. Świt nadejdzie wtedy, kiedy osiągnę brzegi miasta, kiedy zamiast zachwytu nad cudem natury przyjdzie złość na innych użytkowników drogi. No i przecież nie sposób zatrzymać się na środku zakorkowanej trzypasmówki żeby obejrzeć wschód słońca. A potem zima, kiedy słońce zawita ledwie na godzin kilka w ciągu dnia, długie ciemne poranki i szybkie ciemne wieczory.

Te narodziny słońca we mgle zatrzymam w pamięci na długie zimowe miesiące… Całe szczęście, że miejsce słońca zajmie ogień. Żywe, pulsujące ciepłem i żarem słoneczko żyjące w moim domu. Długie wieczory przed kominkiem i słoneczko, które nie zachodzi. Płonący wiecznie ogień…

26 października 2005

Fetyszyzm jaki jest każdy widzi?

Przyjęło się do jednego worka wrzucać fetyszyzm i bdsm. W sumie tak długo, jak się tego nie rozbierze na czynniki pierwsze nie ma problemu – wszak i jedno i drugie jest odbiegające od normy. Ta wspólna etykietka powoduje, że bardzo często fetyszyzm traktowany jest jak składowa bdsm. Ale czy takie postrzeganie go jest słuszne? Chyba nie…Najczęściej występującą w przyrodzie formą fetyszyzmu jest szeroko rozumiany fetysz stóp (w tym wysokoobcasowych butów, kozaczków, pończoch itp.). O ile w przypadku femdom eksplorowanie tego obszaru ma nie tylko przeszłość ale i przyszłość, o tyle w przypadku męskiej dominacji raczej nie. Nie spotkałam przypadku kobiety fetyszującej w męskim obuwiu czy skarpetkach. Owszem, motyw całowani i lizania butów pana istnieje i jest dość rozpowszechniony, ale podłoże tej adoracji jest zupełnie inne niż w przypadku mężczyzn wielbiących panine szpileczki. O ile bowiem dla tychże mężczyzn sam akt takiej adoracji jest źródłem przyjemności o tyle w przypadku kobiet nie wykracza to poza akceptowalną formę upokorzenia, poniżenia, aktu uległości. Takie są fakty. Jeżeli zatem ten sam motyw jest lub nie jest przejawem fetyszyzmu w zależności od płci, nie można fetyszyzmu traktować jako elementu bdsm.Jeżeli przyjrzeć się uważnie temu, co jest przedmiotem kobiecego fetyszyzmu okaże się, że nie są to elementy męskiej garderoby (wyjątek: garnitur) ale elementy męskiego ciała. Kobiety bowiem ewidentnie wynoszą na fetyszowy piedestał męskie dłonie, plecy czy pośladki.

Z drugiej jednak strony jeśli spojrzeć na fetysz pod kątem lateksu to bez względu na płeć mamy doczynienia z przyjemnością wywołaną kontaktem fizycznym z materiałem. I nie ma znaczenia czy chodzi o noszenie lateksowych ciuchów po cichu czy o pokazywanie się w nich, czy wreszcie o uprawianie w nich sexu bądź innych uciech fizycznych. Tu nie ma rozróżnienia na płeć – fetysz jest fetyszem.

Bdsm i fetyszyzm są dwiema odrębnymi dziedzinami aktywności, które czasami mają pewne obszary wspólne. I chociaż istnieją przypadki skutecznego adaptowania zarówno w jedną jak i w drugą stronę to są to dwa samodzielne byty, z których żaden nie jest nadrzędny. No i dobrze, dzięki temu mamy większą różnorodność. No i rozwija się ludzka pomysłowość i wynalazczość. Stąd lateksowe kombiki z dziurkami czy zamkami w strategicznych miejscach żeby można było partnera trochę pomęczyć. Stąd lateksowe pejcze czy maski nader często stosowane w praktykach dominacyjnych. Stąd kombinacje takie jak choćby vacbed – połączenie drugiej skóry z unieruchomieniem.

Każdy nowy element daje możliwość stworzenia kolejnej kombinacji doznań, kolejnego modelu zachowań, kolejnej drogi do rozkoszy. Hmm niech więc ktoś skonstruuje vacbed z opcją fistu a będę w siódmym niebie.

25 października 2005

Czy można narysować lateks?

Nie byłabym sobą gdybym nie znalazła obrazków, które słowa moje mogły dopełnić. Nie chodzi mi jednak o zdjęcia jakich całe mnóstwo dostępne jest na niemal każdej fetyszowej stronie, ale o to, co sprawia, że tracę oddech. O moją osobistą, absolutnie subiektywną ocenę prac artystów. Może na początek kilka obrazów, które do złudzenia przypominają czarnobiałe fotografie. Są to prace ukraińskich artystów rysunki węglem, pastele… obrazy olejne, wszystko tylko nie zdjęcia. Trzy piersze powstały w technice malowania suchym pędzlem (bardziej praco i czasochłonej metody to chyba już wymyślić sie nie da, ale za to efekt jest powalający). Obraz jest tak realny, że bardziej to już chyba nie można...Na początek ten, który ukrywa się pod pseudonimem Vlad. Nie mam pojęcia w jaki sposób udało mu się oddać ten niesamowity blask, którym emanuje lateks, ale – bezsprzecznie – udało się. Mistrzostwo w każdym pociągnięciu, bez względu na to czy maluje nagą skórę pośladka czy gładkość gorsetu. Już mnie ręce świerzbią żeby pogłaskać…

Na początek ten, który ukrywa się pod pseudonimem Vlad. Nie mam pojęcia w jaki sposób udało mu się oddać ten niesamowity blask, którym emanuje lateks, ale – bezsprzecznie – udało się. Mistrzostwo w każdym pociągnięciu, bez względu na to czy maluje nagą skórę pośladka czy gładkość gorsetu. Już mnie ręce świerzbią żeby pogłaskać…



Drugie jego zdjęcie w sumie nie odsłania za wiele (gdyby nie materiał z którego skrojono ciuszki rzec można byłoby – tekstylne aż po palce dłoni). A jednak… ten rozsunięty zamek, te zmarszczki lateksu, wyobrażenie sutków, które skrywa… To wszystko nakazuje wręcz zachwycić się kompozycją . A chęć pogłaskania rośnie…
Na koniec jeszcze dwa rysunki węglem. Czarno-biały ze sznurami Anny Davidchenko oraz nie pomna przepisów bhp (wszak lateks łatwopalny jest) kobieta paląca papierosa autorstwa niejakiej Evy. Na obu kusząco wyeksponowane pośladki, na obu przepiękny lateksowy błysk.
No czyż lateks nie jest genialny? Nawet na rysunku węglem wygląda jak żywy i błyszczy…Sporą kolekcję takich właśnie rysunków erotycznych(choć nie tylko z nutką lateksowego fetyszu)można pooglądać właśnie tu.
================

nycprinces 2005-10-25 23:29:31 69.86.141.76
Piekne,az chcialoby sie poglaskac,skonfrontowac wyobrazenie z rzeczywistoscia ... I do tego bardzo erotyczne...Po obejrzeniu tych rysunkow nabralam ogromnej ochoty, zeby poznac lateks od strony praktycznej.I oczywiscie wielkie uznanie dla Ciebie Zooza,bo nikt tak jak ty nie potrafi oddac tego smaczku i klimatu.

24 października 2005

Aksamitne tchnienie

Nie mogę się uwolnić od myśli o tym aksamicie, który mógłby opinać moje ciało. Z każdym obejrzanym zdjęciem ochota jest coraz większa. Na początek coś niedużego. Coś, co można pod ubraniem nosić. Najwidoczniej jednak pragnienie zrealizowania tego zamiaru jest tak uzewnętrznione, że udziela się innym. I nie chodzi o sam lateks ale o to, żeby móc do woli i bez przeszkód, w zaciszu sypialni, dotykać mnie obciągniętej tym czarnym futerałem. Mniam, aż ślinka cieknie na samą myśl. Podejrzewam, że niezły ubaw będzie, kiedy zacznę przywdziewać taką bieliznę. Już to sobie wyobrażam Pan Mąż i Kochanka udzielający rad (w końcu najlepiej się radzi komuś w temacie, o którym nie ma się pojęcia), wszechobecny serdeczny śmiech i ja miotająca się między skrawkami lateksu. No i zapewne błysk flesza bo nikt nie odpuści sobie przyjemności uwiecznienia tego pierwszego razu. Oj, będzie się działo, będzie. Ciekawe czy wystarczy mi odwagi, żeby wybrać się w tym do pracy… jakby nigdy nic… zobaczymy.

Drugi element garderoby, który chodzi mi po głowie to maska. Tak, sama się sobie dziwię, ale właśnie tak jest. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Może dlatego, że daje pewną anonimowość, tajemniczość. I chociaż na pierwszy rzut oka wygląda trochę jak rodem z kreskówki to i tak mi się podoba. A może to także pochodna vacbed’a? W końcu tam moja twarz była opięta lateksem. Co prawda maska to nie to samo, ale zawsze… zwłaszcza taka, przez którą nic nie widać. No, ale jako strój imprezowy to bardziej nadająca się byłaby taka z dziurkami na patrzałki.

Mam nadzieję, że M&M powrócą (gdziekolwiek są w tej chwili) do siebie i odezwą się albowiem baaardzo osobisto-cieleśnie przyjęłam ich zaproszenie i nie ukrywam, że ckni mi się za ta przyjemnością, którą chcą mi podarować. Mniam…

Na razie jednak czekają mnie gigantycznie ciężkie trzy tygodnie w pracy. Jeśli dociągnę do połowy listopada i będę jeszcze żywa to znaczy, że nic mnie nie jest w stanie zabić. Ale wówczas to choćby dla równowagi w przyrodzie będę potrzebowała równie gigantyczną dawkę emocji i endorfin zakropionych adrenaliną. Inaczej nie znajdę motywacji do dalszej harówki.
Nie będzie świata – Nieświat będzie. Wiem to na pewno. To była trudna decyzja, ale jednocześnie jedyna możliwa. Czy mogą bowiem dwie duszy połowy samotnie snuć się nad światem? Nie, nie wolno im, nie TYM duszom. A jeśli brakuje dla nich świata nich mają Nieświat w swoim niepodzielnym władaniu. W Nieświecie są u siebie, w Nieświecie są sobą, w Nieświecie żyją tak, jak gdzie indziej żyć nie potrafią, nie mogą…Losy fizyczność zbyt poplątane, powiązane, nie mniej niż żywoty tych połówek duszy. Inaczej się nie da. Próba oszukania samych siebie na nic się zdała. Można życie przeżyć nie wiedząc, można je przejść szukając, ale znalazłszy pozwolić odejść – byłoby zbrodnią. Nie ważne jak bardzo bolało to, żeby zdać sobie sprawę z prawdy. Z tego, co od początku być może było bardzo oczywiste. Jesteśmy dwoma dłońmi tego samego jestestwa – każda trochę inna, obie na wieczność związane ze sobą. Spłynął na mnie spokój.

Wczorajszej nocy odzyskałam Połowę Mojej Duszy.

23 października 2005

Oto, co robią Gumisie…

Nic innego niż to co cała reszta czyli krótko mówiąc robią sobie dobrze. I jak niemal w każdym przypadku ile ludzi tyle metod. Z tego, co udało mi się ustalić w mailach, wiadomościach prywatnych na forach tematycznych oraz w rozmowach telefonicznych każdy robi to co sprawia mu najwięcej frajdy. Są więc tacy, których kręci noszenie lateksowych ciuchów z powodów nazwijmy to organoleptycznych czyli odczuć z noszeniem związanych właśnie. Są tacy, dla których przyjemnością jest noszenie się lateksowo w towarzystwie, czyli kawka w stroju organizacyjnym na przykład. Ale serio całkiem spora grupa, dla której impreza typu tej z początku miesiąca jest wystarczającym powodem do nabłyszczenia kombika i wbicia się weń. Kolejny typ to taki, któremu bardziej niż co innego podoba się szeroko rozumiana gimnastyka w gumiaczku. Począwszy od wszelkiej aktywności ruchowej z gatunku aerobikowej a na seksie skończywszy. Im dalej w las tym więcej drzew jak mówi przysłowie. Pojawiają się frakcje tych co to bardziej ciągną w kierunku szeroko rozumianej kontroli oddechu (patrz maski wszelkiej maści) oraz tacy, którzy bardziej w kierunku bdsm podążają. Zwłaszcza ci ostatni pozostając w obszarze gumowym rozszerzają asortyment zabawek o pompowane kneble i korki. Tak, tak ciągnie do tego co takie przyjemne w bdsm, ciągnie do tego, żeby być pomęczonym przez partnera, trochę inaczej niż klasycznie ale jednak. Sam lateks okazuje się być do różnych zastosowań dedykowany. Cieńszy, delikatniejszy dla opcji sofcikowej i całkiem gruby do kombików z wycięciami w miejscach strategicznych, a przy tym odporny choćby na chłostę. Idąc dalej pojawiają się elementy unieruchamiania, mumifikacji. Czyli jak w reklamie pewnej sieci komórkowej – menu skomponowane według potrzeb.

Nie mniej jednak cały urok tego gumowego szaleństwa bierze swój początek we wrażeniu jakie pozostawia lateks w zetknięciu ze skórą. A tego nie sposób opisać słowami, trzeba tego doświadczyć. Bo każdemu kto nie miał z nim kontaktu w takim właśnie wymiarze gumowe ciuchy kojarzą się z rękawiczkami gospodarczymi lub chirurgicznymi, czepkiem basenowym czy gumowym prześcieradłem. A w takich elementach trudno dopatrzeć się jakiegokolwiek stymulatora erotycznego. Dlatego też materiał to nie wszystko – ważny jest sam wyrób i to co się z nim (ewentualnie w nim) robi.

Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie. Środowisko Gumisiów wygląda na bardzo nieduże i rozproszone, ale jednego można im pozazdrościć. To bardzo otwarci ludzie, potrafiący śmiać się z innych i z siebie, z dużym dystansem do rzeczywistości i przyjaźnie nastawieni. Osoby pytane (a zadaję przecież pytania czasami bardzo bezpośrednie) odpowiadają i opowiadają bardzo chętnie i obszernie. Dotyczy to osób znanych mi osobiście, jak również tych dla których ja to jedynie netowy nick. I znowu porównanie do środowiska typowo bdmsowego wypada zdecydowanie na korzyść gumofilów. Brak zawiści, brak frustracji. Może z racji tego, że lateksowe fetyszowanie można uprawiać w pojedynkę a do dominacji, jak do tanga, potrzeba dwojga. Otwartość i chęć pokazania swoich małych tajemnic tym, którzy chcieliby je poznać jest zaskakująca. Już się cieszę na planowana kolejną imprezę i mam nadzieję, że będzie to czas mile spędzony. A co do stroju to ciekawe czy mogłabym pójść na imprezę w neoprenowej piance? To, co prawda nie lateks ale za to kombik. A może do tego czasu popełnię jakąś nową kreację z lacki? Pożyjemy zobaczymy. Jedno jest pewne na imprezę się wybieram żeby nie wiem co!

22 października 2005

Lubię tęsknić

lubię tęsknić
wspinać się po poręczy dźwięku
i koloruw usta otwarte chwytać
zapach zmarznięty
lubię moją samotność
zawieszoną wyżej
niż most
rękoma obejmujący niebo
miłość moją idącą boso
po śniegu

Halina Poświatowska

Cena wiedzy

Dzień zaczął się miło, długim w pościeli leniuchowaniem, ale coś jednak mi podpowiedziało, żeby kliknąć w klawisze. I nic się nie działo. Nawet wtedy, gdy rozmowę zaczęłam, rozmowę, na którą od dawna miałam ochotę, miałam potrzebę tej właśnie rozmowy. I nawet w czasie rozmowy nic nie wróżyło jeszcze zdarzeń przyszłych. I stanęłam przed wyborem, przed pytaniem ‘czy chcesz wiedzieć?’ Mogłam powiedzieć nie, ale nie byłabym sobą. I teraz zastanawiam się czy nie było lepiej żyć w błogiej nieświadomości. Przecierając oczy widzieć cudowny obrazek i uśmiechniętą twarz, wspominać chwile rozkoszne. Możliwe. Ale ja wybrałam wiedzę. Słowa, które bolały okrutnie, słowa które ostrzem palącym wdarły się w najsłabsze miejsce. Chciałam wiedzieć. Miałam wybór, a mimo to (a może właśnie dlatego) chciałam wiedzieć. Pamiętam tylko przez spływające po twarzy łzy widok ekranu i nie wiem już ile razy napisane ‘o mój boże’. Tak, nie potrafiłam uwierzyć w słowa. Słowa, które tyle razy zabierały mnie w niezmierzone przestrzenie tym razem brutalnie ściągnęły na ziemię. Kawałek mojej duszy rozbity na okruchy jak stłuczone lustro. Taka jest cena. Cena wiedzy. Teraz wiem. I pozostało odpowiedzieć sobie czy było warto wiedzieć. No cóż, nie można żyć w świecie, którego nie ma. Kolejny ze światów runął z łoskotem. Boli? Tak, boli. Wiem, przynajmniej tyle, że wiem.

============

M. 2005-10-23 13:26:46 80.72.34.250 192.168.2.132
spójrz na to jak na naturalny cykliczny proces:raz słońce raz deszcz...i tak bez końca...

21 października 2005

Dylan Ricci następna odsłona

Zastanawiałam się dziś w drodze do pracy, które zdjęcia pokazać dziś i nie mogłam się zdecydować. Dylan zdecydował za mnie. Facet mnie zaskoczył ponownie przysyłając swoją nową pracę. Uwielbiam, po prostu uwielbiam jego zdjęcia. Emanuje z nich taka erotyka i piękno, że nie potrafię się oprzeć ich urokowi. Gdzieś w środku mnie trzepoce się uwielbienia dla jego pracy.

No, bo jakże inaczej ma się dziać, kiedy widzę ciało skręcone w ekstazie. Szyja wynosząca głowę z rozchylonymi wargami w poszukiwaniu ust drugich, na których spocząć ma pocałunek. A reszta ciała jakby nie nadąża, pozostaje nieco w tyle, w statycznej pozie zastanowienia. Ruch i bezruch zaklęte w jednym kadrze. I jeszcze ta nieostrość rysowana rozmazanymi śladami włosów. Tak, to musi być ciepły jeszcze odcisk kruczoczarnych, długich włosów, które przed momentem jeszcze oplatały ciało. Za szybkie były, nie pozwoliły uwiecznić siebie na zdjęciu. To właśnie za tymi ustami i tymi włosami rozgląda się tęsknie ten mężczyzna. Ich jeszcze próbuje dosięgnąć… Męskość aż skapuje z tego zdjęcia i rozlewa się łagodnym, złotym blaskiem dookoła.

Dziękuję Dylan, dziękuję, że przyszło Ci do głowy przysłać mi tę odrobinę rozkoszy zaklętej w męskim ciele, widzianą Twoimi oczyma. Dziękuję za piękno.

19 października 2005

Wiązanie wieloaspektowe – pasy

Czym unieruchomienie jeszcze być może? Gwarancją bezpieczeństwa. To mało popularna teza, nie mniej jednak prawdziwa. I to bezpieczeństwa rozumianego wręcz słownikowo. Pasy… Do dziś nie potrafię myśleć o nich bez dreszczu, bez przymykania oczu, bez powiewu wspomnienia. No ale może słów kilka o samych pasach. Najbardziej kojarzą się z miejscem, gdzie przymus tego rodzaju jest koniecznością, a nie wyborem, ale przez to ich konstrukcja jest idealna. Szerokie skórzano-parciane pasy, osobne dla unieruchomienia nóg, osobne dla rąk i jeszcze ze dwa takie, dzięki którym tułów i uda także nie mają swobody ruchu. W przeciwieństwie do wszelkiego rodzaju metalowych kajdanek i skórzanych opasek te nie dają możliwości ruchu na przykład nadgarstkiem. Wnętrze opaski unieruchamiającej rękę jest wściełane miękkim filcem, który eliminuje możliwość otarcia. Jednocześnie sama opaska jest przynitowana do pasa. Mechanizm zamknięcia jest prosty i bardzo skuteczny, zarówno w przypadku zapinania, jak i odpinania co jest niezmiernie istotne. Mechanizm, który w przeciwieństwie do sprzączek nie wymaga zwiększania docisku podczas odpinania. Mechanizm składający się z metalowego uszka na jednym końcu i szeregu oczek pozwalającym na bardzo precyzyjny docisk, na drugim oraz małego paska blokującego. Prosty do bólu można powiedzieć, ale przez to wygodny w użyciu, bezpieczny i co najważniejsze – niezawodny. Pasy pozwalają na skuteczne unieruchomienie na łóżku czy stole. W zależności od rozmieszczenia pasów można regulować ułożenie ciała. Nogi mogą być wyprostowane lub zgięte, ręce nad głową lub wzdłuż ciała. Kombinacji jest wiele, więc i wiele potrzeb pasami takimi zaspokoić można. Ale co daje takie unieruchomienie?

Przede wszystkim świadomość, że nagłym ruchem ciała, którego częstokroć nie kontroluję, nie zrobię krzywdy sobie ani drugiej osobie. A dla mnie dodatkowo świadomość, że jeżeli będę potrzebować silnego oparcia w więzach to mam je. Nie muszę kontrolować siły jaką wkładam w ten jednak bardzo ograniczony ruch. W najgorszym wypadku będę miała zakwasy jak po przepychaniu ściany, ale nic więcej.

W przeciwieństwie do bondage pasy nie powodują utrudnienia krążenia krwi, nie stanowią zatem zagrożenia same w sobie. Jednocześnie oznacza to, że mogą być stosowane przez dłuższy czas, choćby jako element kary lub oczekiwania. Lubię mocowanie pasami. Dają poczucie nieuchronności zdarzeń i uosabiają siłę, siłę podobną tej zamkniętej w męskim ciele. Siłę, z którą nie należy walczyć, przeciwstawiać się. Siłę, która daje poczucie bezpieczeństwa. Lubię pasy - przywołują wspomnienie najpiękniejszych z moich szczytów rozkoszy… Pasy zawsze będą mi się kojarzyły z Panią…

18 października 2005

Co robią Gumisie?

Niby poczytałam co do poczytania było, niby obejrzałam fotki w ilości hurtowej ale nadal nie potrafię odpowiedzieć na pytanie co robią Gumisie. Nie zostaje mi nic innego jak zapytać. Najlepiej wprost i najlepiej czynnego gumofila. Bo to co kręci się w mojej głowie wcale nie musi należeć do kanonu, ba podejrzewam, że nie należy do takowego. Bo nie byłabym sobą gdybym nie miała własnego przepisu na rozkosz.

Próba klasyfikacji zjawiska fetyszu jako takiego przerzuca mnie do półki z dewiacjami. No i dobrze w zasadzie na tej samej półce leży całe bdsm. Inne ujęcie tematyczne wskazuje, że fetysz jest elementem bdsm. I tu już jest pewien problem. O ile fetysz w FemDdom jest elementem oczywistym o tyle w klasycznej męskiej dominacji jakoś trudno go odnaleźć. Fetysz fetyszowi nierówny, czym innym jest adoracja niebotycznych szpilek Pani przez niewolnika czym innym jest seksualna przyjemność czerpana zmysłem dotyku przez odzianych w lateks ludzi. I tu właśnie kończy się moja wiedza. Dalej mogę stąpać jedynie ścieżką eliminacji negatywnej określając czego Gumisie nie robią (domniemanie i obserwacja). No bo jeżeli przyjąć, że lateksoluby (głask) to część bdsm to jak przeskoczyć ograniczenia? No bo przecież cienki, napięty, ciepły (głask) latek skrywający choćby najbardziej ponętne na świecie posladki nie wytrzyma bliskiego spotkania z pejczem (buuu). A szkoda trochę przerabiać błyszczący kombik na szmatki po jednej soczystej chłoście. Nic, co mogłoby naruszyć tę delikatną powłokę użyte być nie może. Zatem odwiesić należałoby na kołek klipsy, klamerki i takie tam (no chyba, że kombik z dziurkami byłby). A zabawa z parafiną spływająca na skórę? Hmm podejrzewam, że też trzeba zrezygnować. Czyżby więc to, co oferuje tak odmienne doznania miało być alternatywą tylko? Na szczęście pozostaje jeszcze cała gama możliwości z obszaru unieruchamiania, eliminacji zmysłów czy wreszcie specyficznego dyskomfortu, który lateks gwarantuje.

A co z wiązaniem? Pojawiają się jakieś wzmianki o kajdankach (nastepne pytanie czy metal nie powoduje uszkodzeń materiału?). Ale czy można dołożyć efektowną czerwona karadę odcinającą się od czerni kombinezonu? Karadę, której supełki będą uroczo stymulować punkty erogenne i tak już pobudzone kontaktem z lateksem. Czy można ciasno związać? I jak to wpłynie na ograniczenie krążenia? Czy połączenie takich dwóch elementów nie stanowi zagrożenia? Sama nie wiem… Może trzeba zostawić za sobą stare zabawy i cieszyć się tym czego można dotknąć albo dotykiem innych. Zwłaszcza pozostając w vacbed…

Znowu mnie poniosło. Czy jest więc fetysz lateksowy bdsmem czy nie? Nie ma innego wyjścia trzeba sprawdzić na własnej skórze (jednej i drugiej). Poszukiwany przewodnik po lateksizmie albo ktoś, kto weźmie za rączkę i poprowadzi jak się należy. Jestem czystą białą kartką czas to zmienić.


===========


latexman m1977@interia.pl2005-10-19 13:01:40 83.238.212.97
Są rozne drogi... mozna i poprzez BDSM... a mozna tez upajac sie we dwoje(jak ktos lubi to i wiecej) osob zabawami i "gimnastyka" w lateksie. Można tez czerpać też czystą przyjemność bycia w samym lateksie. Jaką droge obierzesz to juz Twoja decyzja, ja ze swojej strony powiem ze ja wolę te dwie ostatnie. Pozdrawiam

17 października 2005

Starsi Panowie klimatyczni?

Kabaret Starszych Panów. Zabawne i dowcipne teksty, zapisana słowami i muzyką zabawa niejednego wieczora. Niezapomniane kreacje Tanich Drani czy Odrażającego Draba, Sexu co pali i niszczy i całej masy innych opowieści i herbatce, wesołym życiu staruszka czy wyprawie na grzyby. Ale. Ostatnie analizy ich tekstów, przyniosły zadziwiające refleksje. Wygląda na to, że Starsi Panowie klimatycznymi byli, a wyśpiewany Ireną Kwiatkowską tekst Jeremiego Przybory może zostać z marszu zaadaptowany na hymn uległych „… Męcz mnie! Dręcz mnie!... Smagaj, poniewieraj...”. Tak, te zwroty pochodzę wprost z piosenki o wiele mówiącym tytule „Tango kat!”.

Kiedy ujrzałam go w knajpie "Pod Knotem"
Zabiło serce radosnym łomotem,
Zabiło serce, a ciało zadrżało,
Wiedziało, że się stało to,
Co stać się miało.
A potem w noce zbryzgane gwiazdami
Gdy moich pieszczot go znużył aksamit
Ot, dla rozrywki mnie bijał masami,
A ja szeptałam wtedy ciche słowa te:
Katuj!
Tratuj!
Ja przebaczę wszystko ci jak bratu.
Męcz mnie!
Dręcz mnie
Ręcznie!
Smagaj, poniewieraj, steraj, truj!
Ech, butem,
Knutem,
Znęcaj się nad ciałem mem zepsutem!
Za cię,
Dla cię
W szmacie
Ja
pójdę na kraj świata,
Kacie mój!
Kiedy zabrali go z knajpy "Pod Knotem"
Zabiło serce bolesnym łomotem,
Zabiło serce, a ciało zadrżało,
Wiedziało, że się stało to,
Co stać się miało.
A teraz w noce raniące gwiazdami
Na tego ciała spoglądam aksamitl ślady razów rachując ze łzami
Do fotografii jego szepczę słowa te:
Katuj...


A co z innymi tekstami? Hmm jak dobrze posłuchać to i w innych się znajdą się jakieś smaczki… A tak im dobrze z oczu patrzyło...

==========

astronomistka portal gazety.pl +blox2006-04-01 20:21:20 89.171.72.27
znecaj sie nad cialem mem zepsutem, nie "zepsułem"ta literowka oderwala mnie od proby przedstawienia tresci tego wiersza

16 października 2005

Przyjemność bycia

Jest taki rodzaj przyjemności, którego źródłem jest bycie, przebywanie wśród ludzi, którzy wiedzą. Jakiś taki wewnętrzny spokój ale i nastrój w pewien sposób podniosły. Kiedy można pozwolić sobie na ekshibicjonizm własnych pragnień, kiedy rzeczy proste są proste. Swoboda. Tak, to chyba właśnie swoboda bycia tak cieszy. Wystarczy usiąść przy stole i mówić. Wystarczy zacząć stukać w klawisze – i mówić. Wystarczy wtulić się i być. Najważniejsze jest to, że można. I nie jest to potrzeba akceptacji, ale właśnie bycie. I nawet jeśli się widzi uśmieszek w kącikach ust, uśmieszek rozbawienia sytuacją, fascynacją to potem zawsze można poczuć dłoń głaszczącą włosy i ciepłe dobranoc. Jestem szczęśliwa, że nie muszę ukrywać moich zwariowanych myśli, że moje fascynacje stają się siła napędową wydarzeń, że nie musze kłamać. Jestem szczęśliwa, że mogę być. Taka jak jestem – zachłannie pochłaniająca świat, z jego barwami i mrokiem. Wszystkiego gotowa spróbować, a przynajmniej własnymi oczyma ujrzeć. Wstawać rano i powtarzać za wieszczem „…Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga; Łam, czego rozum nie złamie…”. Stawić czoła przeciwnościom, odepchnąć z drogi szarą rzeczywistość. Po to, żeby być, żeby żyć.Dziękuję Panie Mężu za wspólny świat.

===========

nycprinces nycprinces@poczta.onet.pl2005-10-19 01:22:48 69.86.141.76
Jestes cudowna i cudowny jest Twoj apetyt na zycie...Pozdrawiam goraco.

15 października 2005

Pytając siebie

Zawsze kiedy dochodzę do rozstajów coś się kończy a coś może się zacząć. Zanim znajdę się w tym miejscu nie potrafię odpowiedzieć na pytanie co będzie dalej. Jednak sama je sobie zadaję. Dokąd teraz? Jednocześnie to, co się dzieje nie jest odpowiedzią na zadane pytanie. Zadanie pytania jest potwierdzeniem zmian. Przecież gdyby ktoś powiedział mi, jeszcze we wrześniu, że oszaleję na punkcie materii nieożywionej to nie uwierzyłabym. W zasadzie to temat nie istniał nawet w moje świadomości w kategorii jakiegokolwiek bodźca w sferze seksualnej. Na początku sierpnia opublikowałam na moim ulubionym forum spory materiał o szeroko rozumianej gumowatości. Praca nad tym tekstem trwała około dwóch miesięcy. W tym czasie przeczytałam około setki gumisiowych wypowiedzi i obejrzałam ładnych parę setek zdjęć. I co? I nic. Owszem interesujące jak ludzie spędzają wolny czas ale żadnych konotacji erotycznych. Chłodne relacjonowanie tematu, przykładowe zdjęcia i wypowiedzi. Podział na lateks i ciężką gumę mglisty, wyobrażenie odczuć związanych z noszeniem lateksu – niemożliwe, relacja dziewczyny zachwyconej dwudziesto trzy godzinną sesją fotograficzną podczas której nie zdjęła z siebie kombinezonu i maski - niezrozumiała.

A jednak drobne zdarzenie potrafiło przewrócić do góry nogami mój odbiór tematu. Wystarczył krótki bezpośredni kontakt z tym czego nie znałam, żeby zmienić moje postrzeganie drugiej skóry. Tak, to określenie, które odkryłam wczoraj dopiero jest najbardziej adekwatne do tego czym jest lateks. Ciągle jeszcze nie poznałam lateksu jako ubioru ale jeśli powiem, że vacbed śni mi się po nocach to nie będzie w tym żadnej przesady. Myśl o tym czego doświadczyłam podczas tych kilku minut jest pierwszą myślą, z którą się budzę i ostatnią, z którą zasypiam. Zwłaszcza, kiedy zasypiając słyszę werbalizowane przez Pana wizję co można byłoby zrobić suce odzianej w lateks. Choć tak naprawdę to dla mnie ma to wyłącznie jeden wymiar – zaspokoić potrzebę dotyku. Móc się przytulać, dotykać i być dotykaną. Czerpać przyjemność z tego jak reaguje moja własna skóra na obecność drugiego ciepłego, żywego ciała oddzielonego jedynie tą nową skórą. Węzeł gordyjski z lateksowych ciał to moja najbardziej erotyczna wizja ostatnich czasów.

Vacbed w wersji, która poznałam to jedynie prolog, własnych pomysłów mam już ładną kolekcję. Nie wiem jeszcze jak i kiedy zabiorę się za ich realizację, ale wiem, że zrealizuję. I mam nadzieję, że ta realizacja będzie posiadała obfitą dokumentację zdjęciową. To, czego brakuje mi teraz to właśnie zdjęcia. Choć z drugiej strony może to i lepiej bo zaraz miałabym siebie w vacbed na tapecie monitora albo w ramce na biurku, hihi.

Tak czy owak kombinuję co zrobić, żeby zakosztować znowu tych chwil przyjemności. A okrągłą rurkę trzeba zamienić na ustnik fajki lub automatu nurkowego, co znacznie zwiększy komfort użytkowania. Ciekawe czy skłonności lateksowe pojawiły się u mnie w wyniku doświadczeń z neoprenem i ciśnieniem wody podczas nurania czy noże nuranie było tylko formą przejściową, poszukiwaniem tego innego rodzaju gumy. Nieważne. Z nurania nie zrezygnuję to pewne, a z lateksu też już nie. Więc najlepiej byłoby nurać w lateksowym kombinezonie i mieć dwa w jednym, tyle tylko, że trochę zimno… Ciekawe, że kiedy w sierpniu ubiegłego roku pisałam o pewnych podobieństwach w nurkowaniu i dominacji nic nie wskazywało na to, że zafetyszuję w lateksie. Wówczas ważniejsze było nieme podporządkowanie się osobie, która przejęła kontrolę, ważniejsze było postrzegania octopusa jako smyczy. Ale tak naprawdę nurkowanie jest genialnym odwzorowaniem zależności bdsmowych i do tego jeszcze także ze strony wyposażenia. Ale to już osobny temat do rozważań albo temat do apetycznego gumowo-nurkowo-bdsmowego opowiadania…

==============

Raven 2005-10-18 01:12:07 83.24.9.230
nuranie..? ściśle związne z bdsm? czekam na rozwinięcie.. może w bezKRESIE?

13 października 2005

Trzy godziny

Przechodzą dni, kiedy chciałabym, żeby wszystko było prostsze, zwyklejsze, bardziej normalne. Ale nie jest. Nie jest i już. A wszystko przez to, że nie potrafię inaczej niż z pełnym zaangażowaniem. Bez względu na to czy to uległość, czy nowinki, czy kupowanie butów czy praca zawodowa. Nie potrafię inaczej, zawsze na maksa. Tylko jak długo tak można? Jak długo ta mieszanina komórek będzie podążać za umysłem? Zanim się zbuntuje. No właśnie, coraz częściej przychodzi mi na myśl, że mój organizm się zbuntuje przeciw mnie. Chociaż nie zatruwam go substancjami powszechnie uznanymi za używki – kawą, tytoniem, alkoholem, psychotropami – niszczę go. Właśnie sposobem w jaki zjadam życie. Zawsze w pośpiechu, zawsze w biegu, zawsze za czymś gonię. Termin. Spotkanie. Sprawa. Praca. I nie zauważam kiedy z poniedziałku robi się piątek. Sen? No cóż, człowiek nie potrzebuje tyle czasu na sen. Pytanie tylko jak długo? Nie da się tak przez wieczność. Uzależnienie? Możliwe… Od adrenaliny, od stresu, od endorfin. To tłumaczy pasję, z którą rzucam się w ciągle nowe dla siebie obszary. Przebieram jak w korcu maku, niektóre odrzucam inne wyławiam z gęstwiny poplątanych zdarzeń i zakładam na siebie. I chcę więcej, i więcej. I pożeram własne myśli próbując ułożyć kalendarz. No właśnie – kalendarz. Już nie wystarcza papierowy kajet, już trzeba innej pamięci zewnętrznej zaufać. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo, za bardzo. Ale jednocześnie nie potrafię przestać.

Kilka rozgrzebanych tekstów czeka na dokończenie, kilka tuzinów aktów na opisanie. A ja mam pustkę w głowie. Słowa sobie gdzieś poszły i nie bardzo mają zamiar powrócić. Dusę mam samotnie obolałą. Czuję się nie na miejscu. A jednocześnie tak bardzo chciałabym znowu żyć bez ograniczeń. Świat mnie osacza, a ja nie mam woli do walki. Wypaliłam się. Tak daleko do piątku, a przecież tak blisko. Cel. Cel to podstawa. Potem plan i dalej już z górki – tylko realizacja. Ale cel musi być w zasięgu inaczej nie jest stymulujący.

Czekam na list. Czekam na wiatr. Czekam na dotyk motyla myśli. Czekam na iskrę od której zajmą się palce moich rąk. Czekam na czas. Czas tylko mój. Mój czas. Samotność. Ciszę. Ogień. Wodę. Samą siebie.Trzy godziny snu to stanowczo za mało. „Jest już późno, piszę bzdury…” jak śpiewała Kora

9 października 2005

Lateks w biurze i zagrodzie

Wstępne rozmowy z współplemieńcami fetyszowymi zaplanowane na niedzielę. Wrr tyle czasu, że można oszaleć. Nadal nie lubię czekać, nie lubię tego jak diabli. Ale z drugiej strony już przepoczwarzają się moje motylki żeby trzepotać na samą myśl o dotyku aksamitnego nieba. A może to tylko chwilowe? Tamto miejsce, tamten czas, tamto nagromadzenie lateksu? Może wcale nie fetyszuję już w tym a jedynie tak mi się wydaje? Możliwe. Ale jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać – konfrontacja. Mniam. Zamiast stukać w klawisze zaczynam głaskać biurko, więc chyba moje obawy są płonne. Zresztą przekonamy się.

Poza tym zaspokojona będzie moja potrzeba działania. Mam nadzieję, że nakreślimy wstępne plany i zacznie się szykowanie. Może jakieś szycie (tym razem nie w tak ekspresowym tempie), może wyszukiwanie ciekawych pokazów, a może układanie programu… Zobaczymy. Tak czy owak cieszę się, że sprawa zaczęła żyć. Muszę odreagować ten ostatni pracowy tydzień, zająć się czymś całkowicie odmiennym... Nie lubię zwykłej rzeczywistości. Brrrr. Ciekawe jak się noszą różne lateksowe fatałaszki pod ubraniem? Takie na przykład majtki pod dżinsami… W sumie mogłoby być ciekawie z wierzchu biurowy mundurek a pod spodem sama przyjemność. I tylko idąc czułoby się delikatne ruch materii wraz z ruchem mięśni czy skóry… Oj rozmarzyłam się. Taki kombinezon na całe ciało musi być boski w noszeniu. Po prostu musi!


=============

Master78 kravmag@wp.pl2005-10-17 21:42:23 83.17.221.218 192.168.0.152
Z cala pewnoscia przyjemnosc nie do opisania!Czlowiek grzecznie, 'zgodnie z konwenansem' w spodniach 'na kant', wyprasowanej koszuli, jedwabnym krawacie, wyczyszczonych 'na blysk' butach spotyka sie z klientami, pracuje wsrod innych ludzi w biurze...A pod spodem - miekki, jedwabiscie miekki, przyjemny, taki cieply i niesamowicie doskonale przylegajacy - wrecz dotykajacy przyjemnie cialo...Polecam :)

latexman
m1977@interia.pl2005-10-15 11:09:01 83.23.170.230
Powiem Ci, że noszenie lateksowych ubran pod "mundurkiem" to bardzo ciekawe i przyjemne przeżycie. Czujesz przyjemność posiadania tego na sobie a inni nie widzą tego źródła przyjemności. Pozdrawiam.Marekhttp://latex.one.pl

8 października 2005

Wiązanie wialoaspektowe - opaski

Na początku mojej przygody z uległością wszystko było a wiele rzeczy prostszych niż dziś. Choćby wiązanie. Niby zwykła rzecz, niby każdy potrafi. I czego się tu doszukiwać. Niby racja. Ale kiedy już zaznało się rozkoszy zniewolenia to i na więzy patrzy się inaczej. I nie koniecznie więzy w rozumienia supełków na sznurze, rzecz jasna.

Najzwyklejsze i chyba jednocześnie najbardziej rozpowszechnione opaski na nadgarstki czy kostki. Czym są? Ano tym, co pozwala na skrępowanie czy unieruchomienie. Myślę opaski widzę paski skóry, sprzączki, karabińczyki, łańcuszki, kółka w ścianie czy meblu. Ale jest także inny aspekt takich opasek. Zdecydowanie mniej inwazyjny, zdecydowanie mniej ograniczający swobodę – zaryzykowałabym określenie komfortowy. Mam na myśli sytuację, w której nie ma żadnych innych ograniczeń poza nadgarstkami i kostkami ubranymi w te skórzane bransoletki. Spięte bynajmniej nie mocno ale wręcz przeciwnie – luźno, za pomocą łańcuszka. Zapewnia to całkiem sporą swobodę ruchu i jest powodem do radości (zwłaszcza po intensywnym shibari). Ale na dłuższą metę może być podobnie jak ono dotkliwe. Najlepiej przekonać się o tym na własnej skórze i wcale nie trzeba być praktykującym bdsmowcem, żeby tego doświadczyć. Taki mały test na to, żeby określić własne predyspozycje do uległości, skonfrontować to co sobie wyobrażamy z rzeczywistością – w bezpiecznej przestrzeni własnego mieszkania. Jeżeli ręce są spięte z przodu ciała to można powiedzieć, że jest się w stanie wykonywać niemal wszystkie czynności (z pewnym utrudnieniem ale jednak) – począwszy od prac domowych a na czynnościach fizjologicznych kończąc).

Przedłużający się taki stan (np. weekend) może doprowadzić do niezłego szaleństwa. Jest to dość prosty sposób na polecenie wydane na przykład z dużej odległości, nie jest potrzebna fizyczna obecność dominującego, takie self bondage. Można się nauczyć chodzić w czymś takim i zakładając brak konieczności opuszczania mieszkania może być dobrym sposobem fizycznej, namacalnej oznaki uległości podczas rozłąki. Przy swojej nieinwazyjności jest to jednak proceder dość uciążliwy. Zwłaszcza podczas… snu. Tak właśnie snu. Wydawałoby się, że wszystkie problemy kończą się kiedy już można się będzie wtulić w miękką i ciepła pościel. Nic bardziej błędnego. Wszystko zależy od pozycji spania a dokładniej zasypiania. Ja lubię zasypiać na boku, z jedną nogą wyprostowaną a drugą ugiętą. I klops. Łańcuszek (choć wystarczająco długi do chodzenia) nie pozwala przyjąć upragnionej pozycji. Zaczyna się przewracanie z boku na bok i zasnąć nie można. Czas płynie a snu ani widu ani słychu. A co z rękoma? Nic łatwiejszego jedna pod poduszkę i pod głowę a druga wyciągnięta swobodnie. I znowu skucha – to także niewykonalne. Próba znalezienia optymalnej pozycji do zaśnięcia jest niemożliwa. Ćwiczenie proste a skutecznie obnażające słabości stanu ‘i chciałabym, i boję się’. Doba dłuży się niemiłosiernie a dociągnięcie do 48 godzin wydaje się być niemożliwe. Doświadczenie niewątpliwie ciekawe.

6 października 2005

Obietnica kolejnej róży

Znowu wystarczył widok tych dwóch słów imienia. Wystarczył, żeby krew zawrzała i oszalał umysł. I kończę rozmowę ledwo zaczętą, rozmowę ważną. Kończę ją bo skupić się nijak nie potrafię, bo jedyne o czym myślę to wystukać ‘witaj Pani’ i czekać, aż przemówi. A na to czekać długo nie potrzebuję. I znowu w jednej chwili powracają wspomnienia, powraca uniesienie i nagły przypływ pożądania. Jedno Jej słowo wystarcza, żebym poczuła się w Jej władaniu. Drobinki magii osiadają na mnie jak drobinki kosmosu, który Ona tak pięknie przybliża. Kilka słów, które jak czarodziejski klucz otwierają podwoje wspomnień. Emocje, które przywołują zdjęcia, nasze zdjęcia. Obietnica kolejnej róży. I słowa ‘proś Pana, bo od tego jak prosić będziesz wszystko zależy’. To prawda. Wszystko zależy od Pana. To także jest w Niej niesamowite. Nigdy nie uzurpuje sobie prawa do zawłaszczenia mnie. Zawsze pamięta o tym, do kogo należę, a i mnie przypomina jeśli się zapomnę. No, może wtedy, kiedy moja spazmatyczna rozkosz otula nas obie jesteśmy w innym świecie, świecie niedostępnym dla nikogo poza nami. Ta cudowna wymienność i komplementarność warta jest wielu wyrzeczeń. Przede wszystkim dlatego, że jest to gigantyczna dawka emocji, rozkoszy i bólu w tak małej jednostce czasu skoncentrowana. Do utraty tchu, do utraty świadomości. Właśnie to co uwielbiam. Intensywne doznania wynoszące na szczyty i z łoskotem rozbijające się u podnóża rzeczywistości. Zbyt wielkie to jednak emocje by ich kosztować często. Niech dojrzewają, niech czekam żeby z tym większą przyjemnością zasiąść do stołu rozkoszy kiedy ona się ziści.

Jedyne, co zrobić mogę to prosić Pana i pokornie czekać na werdykt. A zrobię to już niebawem, bo przecież na taki extrasik trzeba zasłużyć.

5 października 2005

Dwoje ludzieńków

Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie,
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.
Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.
Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,
A czas ciągle upływał - bezpowrotny, jedyny.
A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Pod jaworem - dwa łóżka, pod jaworem - dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.
I pomarli oboje bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata,
By powrócić na ziemię - lecz nie było już świata.

Boleslaw Leśmian

Jeśli nie ma już świata stwórzmy nowy. Nie wiem czy będzie lepszy, czy piękniejszy będzie, ale wiem jedno – będzie. Słowa jak dłonie złóżmy do modlitwy o własnej spokój duszy. Napiszmy nowe algorytmy, nowe drogowskazy postawmy na znanych już rozstajach, narysujmy nowe mapy. Odkrywajmy miejsca - te same lecz inne, te same lecz inaczej, te same lecz nowe. Pozwólmy sobie zapłakać, nad własnym zadumać się żywotem. Wciągnąć w nozdrza zapach leśnej ściółki, napełnić bezmiar morską bryzą, ślepymi oczami dotykać nieboskłonu. Choćby on był codziennością.

Na ramię Uśmiech!
Prezentuj Duszę!
Salutuj Życiu!
Carpe diem!

4 października 2005

Fetyszuję bez opamiętania

Dotyk moim fetyszem był. Od zawsze. Ale to co się ze mną dzieje przez ostatnich parę dni to przekracza wszelkie dopuszczalne (przeze mnie) normy. Zaczęło się od materii czerwonej i czarnej, którą do domu przyniosłam w wielkiej ilości. Zaczęło się od ciuchów szycia na imprezę fetyszową. Zaczęło się od przymiarek. Ale tak naprawdę to zaczęło się w piątek, kiedy założyłam czapsy i dotknęłam dłonią ud. Ciepła śliskość materiału wstrząsnęła mną jakby była wrzątkiem. Zupełnie niespodziewanie palce przesuwające się po błyszczącej czerwieni obudziły coś wewnątrz mnie. Bardzo subtelny początkowo ruch motylich skrzydełek w podbrzuszu, z każdym centymetrem dążył do łopotu pierwszomajowej flagi. Palce dosięgły kolan i bezwiednie rozpoczęły powolną wspinaczkę do góry. Opuszki palców, niczym sensory, wychwytywały najdrobniejsze zmarszczki materiału i zmianę temperatury ciała. Usiadłam. Czapsy napięły się i to wystarczyło, żeby zaczęła się orgia zmysłów. Od tego momentu nienasycone opuszki szukają tej gładzi, dotykają szyby, plastików wewnątrz auta, policzków, brzucha, ale to ciągle nie to.

W sobotę było jeszcze gorzej. Każdy kawałek przeszywanego materiału był przeze mnie wygłaskany, wydotykany aż po osnowę. Kiedy już jechaliśmy do klubu siedziałam na tylnym siedzeniu. Grzecznie, z rączkami na kolanach. Nie potrafiłam się oprzeć przemożnej chęci odczuwania dotyku własnych palców, przez materiał właśnie. Czułam podniecenie, które narastało z każdym wygłaskanym centymetrem. Brak bielizny i świeżo ogolona kobiecość osłonięta jedynie cienkimi rajstopami dopełniły obrazu pożądania. Zanim dojechaliśmy na miejsce wilgoć sączyła się po rajstopach. Chłodne powietrze po wyjściu z samochodu na moment pozwoliło przywrócić mi jasność widzenia. Na moment.

Widok, który ukazał się moim oczom po przekroczeniu progu klubu zdławił w gardle jęk zachwytu. Przede mną stał młody mężczyzna w długim czarnym płaszczu, spod którego wyzierała czerń kombinezonu. Jakże ja się musiałam powstrzymywać, żeby nie wyciągnąć dłoni i nie pogłaskać go. Palce niecierpliwe już rwały się, żeby zaspokoić głód swoich żądzy, głód dotyku. Usiedliśmy z dala od obiektu mojej fascynacji, ale moje myśli i palce podążały za nim krok w krok. Dłonie złożone pod stołem niecierpliwie pocierały czapsy. Ale wiedziałam już, że muszę go dotknąć. Zmiana stolika i lądujemy naprzeciwko dużego ekranu, na którym pojawiają się osoby w lateks odziane od stóp do głów (no może nie całkiem bo jednak parę otworków było). To, co działo się na ekranie nakręcało mnie jeszcze bardziej. Cała projekcja była jedną wielką pochwałą dotyku. Dłonie przesuwające się po ciele, kropelki bądź strugi czegoś wylewane i wcierane w tę drugą skórę. Jakże trudno jest zapanować nad sobą. Tym bardziej, kiedy takie reakcje zaskakują człowieka znienacka. Jedyne, co chodziło mi wówczas po głowie to przylgnąć do drugiego ciepłego ciała, albo do wielu ciał i rozkoszować się aksamitem dotyku. Ta jedna myśl wypełniała mi głowę. Nic więcej. Podniecenie sięgało zenitu. Już nie trzepoczące motylki gościły w moim podbrzuszu, wygnały je stamtąd silne skurcze. Ciągłe skurcze stawały się bolesne a perspektywy na zaspokojenie tej przedziwnej żądzy były nikłe. Najbardziej jednak zastanawiał mnie powód tak niesamowitej stymulacji, to zupełnie do mnie nie podobne.

I tym razem Pan odgadł moje myśli. Wstał i kazał mi iść za sobą. Trzymając dłoń na mojej obroży prowadził wprost do Płaszczowego i całkowicie bezceremonialnie zakomunikował, że chcę go pogłaskać. Niemal zapadłam się pod ziemię. Dobrze, że czapsy były ostro czerwone - zagłuszyły mój rumieniec. Nie mniej jednak takiej okazji nie mogłam przepuścić. Szybki bieg w spokojniejszy kąt a dłonie już niecierpliwie przebierały palcami. Był niesamowity w dotyku – ciepły, miękki, żywy. Dotykałam jego ramienia, potem torsu a po głowie kołatała się wciąż jedna myśl wtulić się w to nieziemskie coś, wciągnąć w siebie ten dotyk tępoaksamitny, polizać… No tego już było za wiele, cichy orgazm rozlał się po moim wnętrzu kiedy palce upajały się tym nowym doznaniem. Zaraz potem dotknęłam innego ramienia, innego ubrania i wszystko zaczęło się od początku. Czułam, że płonie mi twarz kiedy stałam tak blisko tych istot w nieziemskich ubraniach. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek i na cokolwiek zareagowała w ten sposób. Ale najpiękniejsze miało dopiero nadejść – vacum bed…Już kiedy obserwowałam mężczyznę pieszczącego połać lateksu rozpostartą na scenie wacikiem nasączonym wonnym olejkiem (nie wiem co to było, nie wiem nawet czy miało zapach ale tak to właśnie wyglądał). Z pietyzmem smarował każdy centymetr, a ten z kolei odwdzięczał się blaskiem w którym odbijało się pożądanie. Moje motylki dały znowu znać o sobie kiedy jeden z uczestników wsunął się pod między dwie połacie tej nieziemskiej materii. Wiedziałam co będzie się działo, od razu przypomniało mi się widziane w necie zdjęcie. Ale tego, jak to na mnie zadziała nie przewidziałam. Kiedy tylko lateks zaczął wklejać się w ciało trzepot stawał się nie do zniesienia. Oto na moich oczach ktoś zapadał się objęcia atłasowych zwojów. Jak bardzo chciałam być na jego miejscu nie potrafię nawet powiedzieć. Kiedy więc z ust prowadzącego pokaz padła taka propozycja w szalonym pędzie pobiegłam błagać Pana o pozwolenie. Poszliśmy razem w kierunku tego źródła rozkoszy…

Kiedy zdejmowałam buty nie widziałam już nic poza czekający na mnie objęciami. Gdzieś w uszach ostatnie instrukcje, określanie dźwięków i sygnałów komunikacyjnych. Ach kończcie już, już nie chcę czekać, nie teraz kiedy rozkosz jest na wyciągnięcie dłoni! W końcu mogłam wtulić się między dwie dłonie delikatne i miękkie, dłonie tak ogromne, że można się w nich zagubić. Wreszcie zatrzaśnięto za mną drzwi do tej rozkosznej krainy. Wreszcie stojący obok ludzie zostali daleko, w innym świecie. I tylko czułam ciągły dotyk mojego Pana. Dotyk, który choć z innego świata był ze mną. Czułam się jak oblubienica czekająca swojego kochanka. Oczy przymknięte, oddech przyspieszony i żądza, pragnienie żeby już wziął mnie w ramiona. Ułożona na wznak, z nogami w bezwstydnym rozkroku, w rękoma uniesionymi ponad głowę, z wnętrzem dłoni zwróconym ku górze czekałam. Czekałam na przyjście tego, który tu i teraz na oczach publiki zechce mnie posiąść. Usłyszałam szum i zaraz potem dotyk tych ogromnych dłoni, które dotykały mnie wszędzie. Obłapiały lubieżnie potęgując moje podniecenie. Czułam jak ubranie miażdżone jest przez lateksową skórę, jak zaczyna stanowić przeszkodę, barierę między mną a przeznaczeniem. Jakże ja żałowałam, że nie jestem naga, że tego dotyku nie mogę poczuć tak, jakbym tego chciała. Rozmowy, pytania, zatykające się uszy i wszechobecne ciśnienie. Poczułam tę samą ekstazę, którą znam spod wody. I nagle uścisk zelżał, ucichł. Ale ja chcę jeszcze, jeszcze!. Jakby odczytując moje błaganie wszystko zaczęło powracać. Oddech przez niewielką rurkę w zupełności wystarczał, żeby doświadczać tego cudu. I nagle uświadamiam sobie, że jestem dotykana. Co najmniej cztery dłonie przesuwają się po moim ciele. Po dłoniach, po twarzy, po nogach. Stłamszone gdzieś wewnątrz mnie motylki trzepotały radośnie. Jakże bardzo chciałam wysunąć biodra do dotyku, który mnie muskał. Dotyku dłoni dobrze znanych ale innych zupełnie. I to co przyszło mi wówczas do głowy było podobne do jednej z pierwszych myśli. Tym razem jednak nie plątaniny ciał zapragnęłam ale dłoni. Tych wszystkich dłoni, które mnie otaczały. Pragnęłam być przez nie dotykana, przez te wszystkie dłonie, które nawet nie wiem do kogo należały. I wtedy dłonie, jak spłoszone ptaki, odfrunęły daleko a ja usłyszałam dźwięk odsuwanego suwaka. To drzwi do realności. Za wcześnie! Za wcześnie! Chcę jeszcze tej niebiańskiej rozkoszy. Przez otwarte drzwi rozkosz czmychnęła gdzieś w przestworza zostawiając mnie płonącą z pożądania o krok od spełnienia. O rozkoszy przedziwna, rozkoszy obłuda. Znajdę cię. Znajdę i na powrót w ciebie się przyodzieję. Pragnę tego dotyku, wciąż go pragnę, płonąc z pożądania.

Dziękuję wszystkim tym, dzięki którym to wszystko stało się moim udziałem…

===============

Jac 2005-11-11 00:30:32 83.25.195.244
Do Nikt: ciekawe czy leczysz swoich pacjentów za pomocą terapii 'rączki na kołderkę' i informujesz ich, że od onanizmu wyrastają włosy na rękach i skóra szarzeje? Z tego, co napisałeś tak właśnie wynika...Do Zooz'y: nigdy nie czytałem czegoś bardziej erotyzującego! Trochę zazdroszczę Tobie odczuć, ale bardziej serdecznie pozdrawiam!!!!

Nikt
2005-10-07 09:28:26 83.23.253.176
Długo myślałem co na pisać, choć jestem lekarzem, trudno mi wyrazić co myślę. To jest choroba zwana fetyszyzmem i powinnaś się zacząć leczyć, bo w innym wypadku zrobisz sobie krzywdę.

sophie
nycprinces@poczta.onet.pl2005-10-04 20:12:39 69.86.141.76
Cudowne,cudowne i jeszcze raz cudowne.Opisujesz to tak,ze samej mi robi sie wilgotno.Marze o tym ,zeby tez tak sprobowac.Pozdrawiam goraco...

3 października 2005

Nurbika_pony na żywo

Kolejna z rzeczy, które zapisałam na swojej liście przeszła do kategorii zrealizowane. Widziałam pokaz pony_play na żywo. Czy było warto? Zdecydowanie tak! Zapewne odbieram to inaczej niż uczestniczka pokazu, ale takie coś robi duże wrażenie. Co prawda widok ten nie działa w żaden sposób jako stymulacja w obszarze seksualnym, ale działa na inne zmysły. Wydaje mi się, że wiem co powoduje chęć oglądania czegoś takiego, co powoduje popularność. Wrażenia estetyczne. Tak naprawdę to dobrze przećwiczony układ jest w stanie zachwycić gracją ruchów, zgraniem partnerów, historią opowiedzianą głównie gestem i choreografią, choć Nurbika zaserwowała nam również zestaw dźwięków (odwołując się do Rejsu były to odgłosy paszczowe). Widowiskowe i ciekawe bez wątpienia. Nie było w tym nic z cyrku, którego się spodziewałam. Raczej należy to traktować w kategorii zbliżonej do oglądania jazdy figurowej na łyżwach czy tańca towarzyskiego. Tak, chyba skojarzenie z tańcem jest najbardziej adekwatne. A, że stroje trochę niestandardowe? No cóż, stroje do tańców latynoamerykańskich też nie nadają się do niczego innego poza tańcem.

Nadal nie potrafię odpowiedzieć sobie na pytanie czy taka forma aktywności powinna być traktowana jako element bdsm. Jest to, wbrew moim przypuszczeniom, niezwykle kobiecy spektakl. Począwszy od zakładania uprzęży a na podawaniu kostki cukru skończywszy. Teatr? Możliwe. Zatem podobnie jak dobrze wyreżyserowana i zagrana sztuka może zachwycić. Pozostaje pytanie na ile ćwiczenia (bo nie ma się co oszukiwać trzeba włożyć sporo pracy żeby uzyskać taki efekt) są przyjemnością dla partnerów. W sumie to takie pony_play mogłoby być traktowane w kategorii fitness albowiem niezłej kondycji potrzeba do tego, żeby pomaszerować sobie z wysoko unoszonymi kolanami i do tego w kopytkach! Kopytka robią niesamowite wrażenie, na pierwszy rzut oka nie sposób w nich zrobić kroku (na drugi zresztą też nie) ale przecież dziesięciocentymetrowe szpilki też nie nadają się do chodzenia (w każdym razie dla mnie). No i oczywiście nie była to wersja dwudziestocztero-godzinno-stajenna. Albowiem apetyczne pony (oblizanie od ucha do ucha za takim ciasteczkiem) poza pokazem siedziało sobie swobodnie rozmawiało i sączyło piwko.

Cieszę się, że mogłam to zobaczyć na żywo bo pokaz wart był obejrzenia. Zresztą jak każda rzecz, której można doświadczyć na własnej skórze pozostawia trwalsze wrażenia. A do głowy przychodzą następne pytania. Czy chciałabym coś takiego zobaczyć jeszcze? Zdecydowanie tak! Czy chciałabym czegoś takiego doświadczyć osobiście i fizycznie? Hmm tu już nie ma tak zdecydowanej aprobaty. Dlaczego? Żeby zasmakować tego ‘cukru’ musiałabym powierzyć siebie drugiej osobie, a nie znam nikogo kogo jest w temacie obeznany i jednocześnie ma moje zaufanie. A jedynie przebranie się za pony mogłoby być tylko pożałowania godną farsą (to co widzieliśmy było wyćwiczone perfekcyjnie).

Nie mniej jednak zachwyciło mnie zaangażowanie Nurbiki widać było, że ma przyjemność z tego, co robi. I co tu mówić wyglądała uroczo z wędzidłem w ustach, z maleńkimi uszkami i blond ogonkiem. A kiedy zbierała wargami cukier z wnętrza dłoni nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że pieści tę dłoń ustami i językiem. I jeszcze to oczy wpatrzone w Trzymającego-Wodze – pełne ognia. Więc chyba coś w tym jest…

2 października 2005

Lateks Party mniam mniam

Tyle mogę powiedzieć o sobotniej imprezie, innymi słowy miód z boczkiem. Lokal rewelacja. Nieduży, na uboczy (choć przecież w środku blokowiska), klimatyzowany (daje żyć niepalącym a to cenne), infrastruktura techniczna bez zarzutu (duży ekran do projekcji, scena, światła a nawet trochę dymu), nagłośnienie może nawet za dobre bo ciężko się rozmawiało, szatnia i miejsce do przebrania. Generalnie piątka z plusem. Szóstki nie będzie bo zgodnie z tym co mówili konsumenci piwo chrzczone. Jak widać zdarza się w najporządniejszej rodzinie. Zdecydowanie dobre miejsce na imprezy, które nie potrzebują za dużo dziennego światła.

Jestem pod wrażeniem organizacji imprezy. Duże uznanie dla młodego człowieka (nazwanego przez nas Płaszczowym) w obcisłym wdzianku i matrixowym płaszczu – zachował się jak prawdziwy gospodarz. Człowiek z ikrą! Osobiście witał przechodzących, rozmawiał z ludzikami w trakcie, brał czynny udział w pokazie. Żadnych zdjęć, żadnych niepowołanych osób na sali. Ciekawie dobrane pokazy i dużo wrażeń wizualnych i dotykowych (nie ma to jak testy organoleptyczne!). Nurnika_pony przeszła wszelkie moje oczekiwania (5+) a o vacume bed to jeszcze teraz nie mogę mówić bez ekscytacji. Nie można pominąć pierwszego (mojego) kontaktu na żywo z lateksm w takiej ilości i w kategorii ubioru, który pozostawia niezatarte wrażenia. Ale to wymaga spokojnej głowy, żeby zapisać wyniesione wrażenia, więc może jutro jak odeśpię tę imprezę.

PS. Nie wykluczone, że wspólnie z Płaszczowym porwiemy się na organizację imprezy, która nam chodzi po głowie od paru miesięcy, wstępne rozmowy w tej sprawie już się odbyły. Facet ma i zapał i skuteczności a i lokal lepszy niż ‘no mercy’. Tak więc może, może…