29 grudnia 2005
Bo życie po to przecież jest, żeby pożyć!
=============
KSYWA 2005-12-30 13:09:51 62.111.189.199
...po przeczytaniu Twojego bloga, czuje sie jak kobieta z lodu...cholera - jak słup lodu...dobrze, że mój mąz nie zna Twojego bloga...przynajmniej nie bedzie mi truł...:-)
28 grudnia 2005
Dla przyjaciół - su
- „Lufkę?”Chwila zastanowienia od kogo ta wiadomość, waham się czy nacisnąć przycisk ‘dalej’ bo boję się, że zobaczę coś, czego widzieć nie powinnam, nie powiem, że nie chcę, ale nie powinnam... Ale nie potrafię dłużej trzymać w niepewności samej siebie. Moje podejrzenie okazuje się słuszne. To nie mój partner do tańca, to Ktoś-Zupełnie-Inny, z kim przez cały wieczór zamieniła ledwie kilka zdań. I co teraz? Teraz, kiedy już wiem, muszę coś zrobić. Mam wybór: mogę udać, że śpię i zignorować albo odpowiedzieć - licząc się ze wszelkimi konsekwencjami tej odpowiedzi. „Lufka. Lufka” powtarzam w myśli. To brzmi jak… jak… otwarcie licytacji bridżowej. Niech pomyślę co znaczyć może lufka, hmm oferta, ale jaka? To nie jawna propozycja, to raczej badanie rynku z obietnicą w tle. Długi kolor i mało punktów czyli nic innego jak trzy piki! Bawię się telefonem przesuwając go między palcami i niemal bezwiednie zaczynam wystukiwać odpowiedź. Chyba jednak muszę wiedzieć coś więcej, znać zamiary. Jest tylko jedna możliwość - zapytać.
- „Może… ale ja już jestem w pościeli…” oto moje cztery bez atu.Kości zostały rzucone. Aż boję się tego, co przybędzie z kolejnym rozbłyskiem telefonu.
- „Przynieść?” – ewidentne pięć karo. As jest jeden ale wygląda na to, że solidny.
- „Tak, 104” – sześć pików to moje ostatnie słowo.
Myśl! Myśl kobieto! To, że przyniesie wódeczkę o niczym jeszcze nie świadczy. To tylko tyle, że mam ochotę na kieliszeczek w Jego towarzystwie. Powtarzam sobie chcąc zagłuszyć wycie sumienia. Jeśli tak, to przecież nie będę Go przyjmować nago. W pościeli nie oznacza przecież nago, prawda? Szybki ruch ręką do szafy i momentalnie oblekam się w neutralnie szary t-shirt i majtki. Tak, majtki muszą być!
Poprzedzone pukaniem zaproszenie do środka to pass, zatem spróbujmy ugrać tego szlemika. Spróbujmy. Kiedy wchodzi dzierżąc w dłoni dwa napełnione kieliszki nie podnoszę się z łóżka. Siada nieopodal i podaje mi szkło. Pierwszy raz w życiu będę pić czystą wódkę z kieliszka. Wzdrygam się na samą myśl, ale czasami trzeba zrobić coś wbrew sobie. Rozmowa zanosi się na dłuższą, On postanawia podzielić się kluczem ze współlokatorem. Na odchodne odwraca się i z szelmowskim uśmiechem rzuca mi w twarz
- Idę, możesz się związać.
- Związać? Niestety nie mogę, nie mam ze sobą linki – odpowiadam równie szelmowsko, choć zgodnie z prawdą.
- Nie każ mi schodzić do samochodu po dwadzieścia metrów liny alpinistycznej – kontynuuje.
- Alpinistycznej? Przecież Ty się nie wspinasz?
- Ale lubię się tak pieprzyć – mówi z ognikami w oczach i znika za drzwiami.
Lina. Sznurek. Wiązanie. Twój ruch kobieto! Odpalam laptopa i otwieram plik z aktami, mam tam kilka, tych najbardziej ulubionych, zdjęć shibari. To powinno wystarczyć na wist. Uwielbiam te gierki, to dochodzenie do sedna opłotkami, grę pozorów, niedopowiedzenia. Mniam.
Kolejne dwa kieliszki dostały zakwaterowanie w moim pokoju. Sadowimy się wygodnie i pokazuję zdjęcia, rozmawiamy. On półleżący, wsparty na łokciu, ja siedząca po turecku. W zasięgu własnych oddechów. Nachylam się nad monitorem, nie zamierzenie muskam wargami Jego włosy. Nie zamierzenie? Hmm chyba tak. Lecz, po chwili, całkiem już świadomie wysuwam język żeby je polizać. Przewraca się na wznak, leży z głową tuż obok mojego uda. Dotykam palcami Jego twarzy, muskam opuszkami patrząc jak mruży oczy. Płynnym ruchem zamieniam dotyk palców na dotyk wierzchu dłoni. Porusza się ze mną, podąża wargami za ruchem mojej ręki. I nagle wypowiada słowa, które zaczynają określać relacje między nami.
- Chcę ugryźć – szept wydobywa się z ledwo rozchylonych ust.
- Chcę ugryźć – powtarza.
Nie namyślając się przykładam dłoń bokiem do warg, które ustępują. Czuję przesuwające się po skórze zęby. Milimetr po milimetrze zagłębiam dłoń w oczekiwaniu na to, co nieuniknione. Przekraczamy Rubikon po raz pierwszy. Jakby z niedowierzaniem zaciska zęby na dłoni, której nie zabieram. Pochylona nad Jego twarzą szukam tego co, zobaczę w oczach, ale te spowite są powiekami. Nieprzeniknione. Ucisk przedłuża się ale nie przybiera na sile, oczekiwanie. Kiedy zwalnia uścisk chcę zabrać dłoń, ale to było tylko poprawienie uchwytu. Zęby z większą już siłą zagłębiają się w ciało. Czuję rosnące podniecenie, każdy impuls informujący o bólu przynosi kroplę rozkoszy. Zbliżam twarz, chłonąc gorąc przyspieszonego oddechu pachnącego niepewnością. Dotykam czubkiem języka nabrzmiałych warg, które zachęcająco rozchylają się. Wsuwam język w usta pozwalając zębom powtórzyć wszystko to, że czułam na dłoni. Zmysły kipiącym sykiem wypływają ze mnie, spływają po uwięzionym języku. Przekraczamy Rubikon po raz drugi. Uwielbiam ten ból, trwam bez ruchu zapadając się w przyjemność czekam na rozwój sytuacji.
- Masz zajebisty język – w Jego ustach brzmi to jak najpiękniejszy z komplementów. ‘Tak! mów do mnie tak! Dziś potrzebuję mocnych słów…” wypowiadam w myślach zaklęcie.
Chcę to powtórzyć, znowu sięgam językiem Jego warg, ale gwałtownym ruchem zabiera usta odwracając twarz.
- Nie musimy tego robić.W Jego ustach brzmi to wręcz nieprawdopodobnie. Kogoś, kto chcę i umie ugryźć nie zadowoli zwykły pocałunek. Wiem to. On wie to także. Ale powtarza:-
Nie musimy tego robić – zawiesza głos.
– Nie za cenę przyjaźni – mówi ze spokojem i obawiam się, że mówi szczerze.
- Więc zróbmy to po przyjacielsku. Ja chcę... - tymi słowami przekroczyłam Rubikon po raz trzeci. Sama. Teraz On jest jedynym panem sytuacji.
Wstaje niespiesznie, a oczekiwanie podchodzi mi do gardła, oczekiwanie na wyrok. Rozkosz lub wzgarda. Wstrzymuję oddech i zamykam oczy. Moja aktywność skończyła się, pozostało tylko oczekiwanie…
* * *
Odwraca się, gasi lampkę na łóżkiem i zaczyna rozpinać guziki koszuli. Tym razem to On robi krok przez Rubikon. Patrzę na rozstępującą się biel koszuli i jedyne o czym mogę myśleć to maleńkie cacka przy mankietach – spinki. Jeden z moich fetyszy. Moja wyobraźnia już podsuwa mi obraz na którym dotykam ich wargami pieszcząc każdy milimetr. Kiedy pokonując nieprzyjemny metaliczny posmak trzymam je w zębach czekając aż pozwoli mi je upuścić na wyciągniętą dłoń. Kiedy wreszcie trzymana męską dłonią spinka odciska swój znak na nagiej piersi. Jak kiedyś odciskano szkarłatną literę hańby na piersi ulicznicy. Staję się własnością tego, który odciska swoje piętno, własnością na tak długo, aż znak nie zblednie. Taka moja wersja bajki o końcu balu wraz z wybiciem północy. Ale to tylko wyobraźnia. Koszula znika o On składa swoje ciało w pościeli. Drżąca z podniecenia wyczekuję polecenia. Słów, które potwierdzą to, co się dzieje. Potrzebuję tych słów jak powietrza, potrzebuję ich żeby…
- Język!
Wsuwając język w Jego usta niemal czułam jeszcze drżenie strun głosowych, które zabrzmiały tym właśnie słowem. Zatracam się w tym ugryzieniu, które nie przekracza granicy rozkosznego bólu tylko balansuje na jego krawędzi. Uwolniona podnoszę głowę i wówczas ofiarowuje mi najpiękniejszą z pieszczot – dotyk wnętrza dłoni na policzku. Uderzenie choć jest symboliczne, ostatecznie potwierdzające status dzisiejszej nocy. Nie potrzeba mi niczego więcej.
- Hanka? – zawiesił głos, w którym pobrzmiewało wahanie.
- Hanka? – powtórzyłam pytanie.
- Tu nie ma żadnej Hanki. Jest suka, po prostu suka, dla przyjaciół su – wyrecytowałam bez zastanowienia.
Właśnie zostało poczęte moje kolejne wcielenie przemknęło mi przez głowę. Nawet nie wiem do czego jest zdolne, wiem jednak, że chce się narodzić, chce istnieć.
- Rozwiąż mi buty – ciche polecenie wyrwało mnie z rozmyślań nad własną schizofrenią.Ale ona – su – zareagowała jak należy. Zsunęła się z pościeli na podłogę i dotknęła palcami sznurówek. Ona czy ja? Szekspirowski dylemat w suczym wykonaniu, ale nie czas teraz na dysputę filozoficzną. Pociągam końcówki sznurówek jakbym chciała je rozerwać. „Powoli, powoli…” uspakajam swoje ruchy nakazem w myślach. Wsuwam palce pomiędzy dziurkowaną krawędź a język buta. Skóra miękka i ciepła, poddaje się niecierpliwym palcom. Rozluźnione sznurówki przestają być przeszkodą stają się już tylko pomostem między rosnącym podnieceniem i nagą skórą palców. Buty – jeden z tych elementów, który mógł , ale nie zagrał w tej scenie. Jeszcze głaszczę je opuszkami, jeszcze chcę je zatrzymać, ale przecież nie ja jestem autorem scenariusza. Zsuwam buty jeden po drugim nie podnosząc oczu wyżej niż to jest konieczne. Nie zrobię nic, co mogłoby spłoszyć tę chwilę.
- Teraz skarpetki – głos, nie mocniejszy od szeptu, dobiega do mnie z odległej, drugiej strony łóżka. Bezgłośnie spełniam polecenie. Nie potwierdzam, nie dyskutuję, czekam. Chciałabym rozerwać na strzępy te skrawki materii dzielące mnie od dotyku ciała. Wsuwam palce za gumki ale świadomie zwlekam ze zdjęciem skarpetek. Delektuję się dotykiem ciała, tym bardziej, że przecież możemy tak pozostać. On tam w miękkości pościeli, ja tu na twardej podłodze. To przecież Jego słowo wyszeptane stanie się rozkazem, który wykonam. Nie można zwlekać zbyt długo, wiem przecież jak winnam się zachować. Skarpetki odchodzą do przeszłości.
- Spodnie – słyszę wśród własnego przyspieszonego oddechu.
„Tak! Tak!” krzyczę w duchu. Podnoszę się z podłogi, ślepymi palcami odnajduję sprzączkę paska, rozporek i czuję uniesione nieznacznie biodra. Nie trzeba mi tego powtarzać. Zsuwam spodnie starając się sięgnąć wierzchem dłoni nagiej skóry. Jednocześnie w głowie kołacze się pobożne życzenie - niech to będą bokserki, choć dotyk materiału sugeruje, że tak właśnie będzie - jeszcze nie daję wiary. Delikatny materiał szortów przekazuje najpiękniejszą z wieści dzisiejszej nocy – tajemnicę pożądania. Nie śmiem nawet dotknąć miejsca, które ją skrywa. Za bardzo lubię tę chwilę, kiedy polecenie wypływa z głębi ciała i osiada na mnie jak mgła. Czekam. Gotowa spełnić je natychmiast. Czekam. Ale dostaje jedynie ciszę.
- Twoja koszulka – słyszę zupełnie nie to, na co czekałam. W pierwszej chwili nawet nie odebrałam tego jak polecenia do mnie skierowane. Przecież…
- Koszulka – w głosie wyczuwalne są oznaki zniecierpliwienia.
Już nie myślę, szybkim ruchem zrzucam z siebie bawełnianą skórę. W nadziei, że tym szybciej będę mogła zrobić to, na co On czeka. I w końcu słyszę upragnione słowa.
- Moja reszta, już!
Tak! Wytęsknione dłonie chłoną ciepło skóry, szorty nie sprawiając najmniejszego kłopotu, spływają na podłogę . I tylko trochę szkoda, że ostatnim słowem polecenia nie było ‘zębami’. Ech, teraz już niemal wyprzedzam polecenie w
suwając kciuki za gumkę swoich majtek.
- Twoja reszta!
W jeden chwili pokój wypełnia rozkoszne ciepło i woń nieskrępowanej nagości. Wracam na podłogę, na klęczkach czekam na kolejne polecenie, ukradkiem obserwując drgającą z każdym oddechem męskość.
- Liż – polecenie proste, minimum słów.
Dotyk warg, pierwszy i ta nieziemska miękkość skóry, żywe ciepło. Wtulam twarz ocierając policzek o magię. To wszystko jest zbyt gwałtowne, wiem to, ale nie potrafię zachować zimnej krwi. Nie w obliczu tego co wsuwam do ust. I tylko w uszach pobrzękuje ciche
- Powoli, powoli suko.
A więc jednak poniosło mnie. Karuzela myśli w głowie, roztańczony język i dotyk głęboko w gardle. Niespodziewanie pojawiają się pytania, na które On oczekuje odpowiedzi. I przez chwilę zmagam się dylematem robić czy mówić. Pada ponaglenie.
- Pytałem czy lubisz robić laskę?
- Nie – odpowiadam między jednym a drugim wsunięciem członka do ust.
- Dobrowolnie nie, ale uwielbiam to robić pod przymusem – wyznaję szybkim zdaniem.
Dlaczego? Dlaczego to powiedziałam? Jakie znaczenia ma to, co ja lubię? Su, to było nieładne - karcę w myślach to moje nowe niesforne ja. Ale już czuję dłonie na głowie i silne pchnięcia biodrami skutkujące gwałtownym naciskiem na przełyk. Utrudniony oddech niemal natychmiast wyzwala łzy w oczach i rozkoszny skurcz pierwszego tej nocy spełnienia. Czuję się bezkarna, wszak nie zabronił mi spełnienia.
- Siadaj - słyszę przez brzmiące jeszcze echo rokoszy.
‘Tak Panie’ ciśnie się na usta, ale przecież to nie tak…Przez moment góruję nad sytuacją, przez jeden moment kiedy wsparta na kolanach i palcach unoszę biodra, żeby opaść biorąc w siebie tę część męskiego ciała, która aż się o to prosi. Pożądanie tak wielkie, że nie zwracam uwagi na rozmiar. Ale to tylko moment, w następnej sekundzie czuję już silne uderzenie w sklepienie pochwy.
- Auuu - wyrywa się z moich ust.
A tuż za nim pierwsze z upomnień ubranych w słowa ‘zamknij pyszczek’. Przyjdzie mi jeszcze po wielokroć słyszeć je tej nocy. Wszystko toczy się szalonym tempem.
- Kucnij i ręce – słowa niosą co raz więcej ekspresji.
Zmiana pozycji nie przysparza mi trudności, ale co znaczy ‘ręce’? Odruchowo prostuję tułów i chowam ręce za plecami, wypinam piersi pełna przekonania, że odgadłam co znaczy to polecenie. Nic bardziej błędnego.
- Powiedziałem ręce! – znów ten spokój przyprawiony odrobiną zniecierpliwienia.
Widzę Jego ręce wsparte na łokciach z uniesionymi dłońmi i natychmiast wsuwam tam swoje. Po raz pierwszy mogę dotknąć wnętrza Jego dłoni. Męskie dłonie – kolejny z moich fetyszy. Jego palce zaciskają się wokół moich unieruchamiając mnie w tej dziwnej pozycji. Ale nad jej dziwnością zastanawiam się tylko przez chwilę. Pierwsze ruchy biodrami i silne uderzenia w sklepienie zdradzają, kto będzie tu stroną aktywną.
Wsparta jedynie na czubkach palców stóp balansuję na szczycie rozkoszy. Każde dotknięcie punktu G skutkuje kolejnymi skurczami. Znów słyszę ‘zamknij pyszczek’ choć nie słyszałam własnego krzyku. Świat zaczyna załamywać się na krawędzi łóżka i przepływa przeze mnie unosząc na swoim grzbiecie. Przepływa i wypływa ze mnie. I nagle słowa, które mnie zaskakują..
- Tak, tak, sikaj!
Nie mogę uwierzyć w to co właśnie usłyszałam. Ja? Przecież ja nigdy… to niemożliwe, zawsze tego chciałam, ale nigdy dotąd… Niemożliwe… Wyrywam dłoń z uścisku, dotykam naszych ciał – są ciepłe. Dotykam prześcieradła i znajduje mokrą plamę. W tym samym momencie czuję, już zupełnie świadomie, ciepłą strużkę. Chcę uciec, wstyd mi, że nie panuję nad własnym ciałem, które mnie zdradziło. Podstępnie. Ale nie potrzebny jest ten strach, nie potrzebna jest ucieczka. Świadomość całkowitego zatracenia się w tym, co się dzieje pociąga nie tylko mnie ale chyba i Jego. To takie… sama nie wiem… brudne... pierwotne… i tak cholernie podniecające.
- Pasek – wypowiada kolejne z zaklęć.
Słowo, które zmienia bieg wypadków
- Podaj pasek!
Ułamek sekundy i już szukam dłońmi spodni, które są gdzieś na podłodze. Znajduję i wyciągam szybkim ruchem pasek ze szlufek. Ten dźwięk! Dźwięk wysuwanego gwałtownie paska jest jak kolejne pchnięcie, przynosi następny orgazm. Pasek, tak chcę…
- Klęknij. Głowa nisko!
Wypinam tyłek i czekam na pierwszy kąśliwy pocałunek paska. I znowu zaskoczenie. Ani pierwszego, ani żadnego z kolejnych. Nic. Oddech uderza mi w skroniach miarowo i niecierpliwie poruszam pośladkami. Dlaczego? Dlaczego to tak długo trwa? Nie śmiem jednak podnieść i odwrócić głowy, żeby przekonać się. Słyszę pasek przeciągany przez dłoń, szelest i szept skóry, który zwiastuje rozkosz.
- Jesteś dobrze ułożoną suką – cichy komentarz przeplata się z pobrzękiwaniem sprzączki.
Robi mi się tak miękko i miło w okolicy żołądka i nagle czuję chłodny dotyk paska na ciele. Jednak nie na pośladkach, jak się tego spodziewałam, ale w pasie. Zaciągnięta zdecydowanym ruchem sprzączka wraz z paskiem tworzy rodzaj uzdy, dokładnie tak – rodzaj uzdy. To, co działo się potem przypominało dziki kalejdoskop. Zmieniały się tylko pozycje ciała przecinane krótkimi poleceniami. Zmieniały się moje dziurki, z których korzystał, zmieniało się miejsce, na którym zaciskał się pasek. Momentami odbierał oddech tuląc się do szyi, żeby już za moment nadawać kołyszący ruch moim biodrom. Konfiguracje przerywane jedynie krótkimi chwilami wytchnienia w czasie, kiedy sytuacja wymagała interwencji wody. Przerwa na oddech ale i przerwa na delikatne ostudzenie emocji. Z każdej takiej wycieczki powracał w ciągłej gotowości, z kolejną porcją energii. Tyle czasu bez wytrysku - zadziwiające, fascynujące i … męczące. Powoli traciłam siły podczas gdy On zdawał się być w doskonałej kondycji. Gdzieś przez głowę przeleciała, niczym spłoszona sowa, myśl w której żałowałam, że nie przyniósł jednak tego zwoju liny. Nie zdążyłam jej nawet przywołać po raz drugi kiedy ściągnął mnie na podłogę. Z paskiem zaciśniętym na szyi i dłońmi we włosach po raz kolejny ujrzałam Jego męskość z bliska. Na jedną małą chwilę zanim zniknęła w moich ustach. Jego ruchy były gwałtowne i mocne, co przy tych rozmiarach nieuchronnie prowadziło do silnego drażnienia przełyku. W tej pozycji nie mogłam wsunąć go bezpiecznie do gardła, zresztą nie tego się spodziewał. Sądząc po słowach, które unosiły się w powietrzu, sądząc po gwałtowności ruchów zamierzał skończyć w moich ustach. Poczułam się jak dmuchana lalka, której jedynym przyczynkiem istnienia było zadowolenia Mężczyzny, który stał przede mną. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymywałam odruch wymiotny, który towarzyszył każdemu pchnięciu. Osłaniałam wargami zęby, żeby w ferworze działań nie zrobić nimi krzywdy. Ale coraz trudniej było mi koordynować ruchy ciała. Za nic jednak nie pozwoliłabym sobie, żeby odebrać Mu spełnienie. Nie za tyle rozkoszy którą mi podarował, nie ja, przecież wiem kim jestem.
Tempo i gwałtowność ruchów nie pozwala na myślenie. Teraz jestem tylko dla Niego, dla Jego przyjemności. To już nie są moje pieszczoty, teraz to On używa moich ust dla zaspokojenia własnej żądzy. Mocno, brutalnie, bez pardonu… Nie wiem czy gdyby nie żelazny uścisk Jego dłoni byłabym w stanie utrzymać pion. Powoli tracę kontakt z rzeczywistością, a jedyne co przypomina mi o tym, co się dzieję jest ten ciągły posuwisty ruch w moich ustach. Łzy spływając po twarzy zabierają ze sobą strużki śliny, która z każdym ruchem członka pokrywa coraz większe powierzchnie brody i szyi. Przez moment przemyka mi przez głowę myśl, że muszę wyglądać żałośnie, ale i pięknie. Myślę o sobie - właściwa osoba we właściwym miejscu i czasie. Wciśnięty w przełyk członek pozostaje tam dłużej niż zwykle odbierając oddech. Zaciskam powieki, z pod których łzy płyną bezwstydnie jawnie i jedyne co czuję to Jego spełnienie. Siłę wytrysku czuję na tylnej ścianie gardła, kiedy pulsując spływa w głąb ciała. Moja nagroda - Jego rozkosz. Kolejny skurcz i kolejny ekstatyczny gejzer. Nieznośny brak powietrza daje się we znaki, kiedy powoli oddaje mi moje usta. Haust pierwszy powietrza boli, wraz z oddechem wciągam w tchawicę drobiny płynów, które mam w ustach. Siłą woli próbuję powstrzymać kaszel, co nie bardzo mi wychodzi. Spazmatyczny szloch przy wtórze dyszenia pozwala mi dojść do siebie. Ocierając wierzchem dłoni twarz z łez i śliny, ze spuszczoną głową czekam. Na co? Sama nie wiem. Na słowo, na gest, na cokolwiek. Kątem oka widzę tylko jak pada na łóżko, jak leżąc na wznak podnosi dłonie do twarzy i niewyraźnie artykułuje coś. Klepie dłonią w materac. Tyle wystarczy, żebym momentalnie przeniosła się z podłogi na łóżko i zwinęła się w kłębek tuż przy Jego dłoni.
- Jesteś suką.
- Ty rzeczywiście jesteś suką! – słowa niesione szarpanym oddechem są mi najpiękniejszym podziękowaniem. Nie trzeba mi niczego więcej teraz.
* * *
Przez załzawione rzęsy widzę jak niespiesznie zakłada ubranie. Schylając się, z niezmiennie szelmowskim uśmiechem, podnosi z podłogi elementy garderoby. Obraz zadowolenia i satysfakcji, który maluje się na Jego twarzy długo jeszcze będą pulsować mi w myślach. Gasi światło i wychodzi. Jeszcze słyszę jak stuka w drzwi, w których współlokator przekręcił klucz przed snem. To stukanie kołysze do snu i mnie. On wyszedł, a ja zostałam na łóżku jak na polu bitwy. Zmęczona, spłakana i rozedrgana, właśnie taka jak lubię. W zmiętej pościeli, na której zapisane jest całe to szaleństwo. W pościeli naznaczonej wszystkimi możliwymi kroplami nas. Prześcieradło mokre od łez, potu i moczu, lepkie od naszego podniecenia, malowane bladoróżowymi śladami krwi, na podłodze kałuża. I ja wśród tego wszystkiego. Lepkością dorównująca otoczeniu. Przez chwilę mam ochotę iść pod prysznic. Ale nie, za bardzo lubię ten stan i tak rzadko mogę sobie nań pozwolić. Przesuwając twarzą po pościeli natrafiam na ślad Jego zapachu. Jak posokowiec podążam za tym tropem szukając miejsca, w którym jeszcze przed chwilą spoczywało ciepłe ciało. Zwijam się w kłębek w nogach łóżka otulona zapachem tego wspomnienia. Unosząc głowę ponad to pobojowisko wyglądam zapewne jak Scarlet O’hara leżąca na schodach kiedy odpowiada sobie na pytanie co teraz? I jak ona odpowiadam sobie – zastanowię nad tym jutro. Ostatnie łzy wyciśnięte zamykającymi się ze zmęczenia powiekami spływają na prześcieradło. Tak, dziś to już ostatnie łzy, ale jutro też jest dzień… Zwłaszcza, że mogliśmy ugrać nie tylko sześć pików, ale nawet i szlema!
zooza ©
Jestem suką i jestem z tego dumna!
=========
Azael azael69@wp.pl2006-02-27 13:07:26 83.31.25.166
właśnie chyba tak naprawdę zrozumiałem wyraz oczu pewnej młodej damy którą zostawiałem tak przez kilkanaście lat "naszego życia"... dziękuję zoo... jestem Ci to winien... Jej też.
katii 2005-12-31 17:31:06 83.24.132.212
...piękne...
Raven 2005-12-29 13:52:32 83.24.34.209
mrrr...
Z 2005-12-29 01:07:25 80.72.34.250
mmmmmmiodzio.. nie wiem jaką jestes księgową ale do pisania masz prawdziwy talent,dzięki za ucztę :-)
27 grudnia 2005
Eric Hiss - nostalgicznie ulotne piękno



26 grudnia 2005
Jose Cuervo
Wypróbowana została także kombinacja z cynamonem i pomarańczą (znaczy z mandarynką bo to akurat było pod ręką). Tu też wersje podobne do solno-cytrynowych. I kombinacja alpejska cynamonowo-cytrynowa. Smakosze tequili pewnikiem wyklną mnie do któregoś tam pokolenia za profanum, ale nie dbam o to. Grunt, że zabawa była przednia i cel osiągniety. A zapomniałam jeszcze o mieszance cynamonowo-cytrynowo-mandarynkowo-tequilowie z kruszonym (choć chyba bardziej bliskie stanowi faktycznemu będzie określenie tartym) lodem. Uwaga nie przesadzać z cynamonem, sypanie go z torebki wprost do szkła czasami nie wychodzi niestety na dobre. Ale to co wychodzi z pomieszania jest hmm milutkie w smaku, miękkie w dotyku i pięknie pachnie. W ogóle tequila to chyba całkiem fajny trunek jest i świetnie nadaje się do tego, żeby się przenieść do krainy nisko latających helikopterów. Ból głowy? Kac? No cóż, w końcu to nie oranżadka więc jest a i owszem, ale bez przesady. Niepokojące jest natomiast coś innego. Zawartość Jose w krwioobiegu jest wprost proporcjonalna do chuci. Tak, właśnie tak. Sprzężenie zwrotne im więcej tym więcej (nie wiem jak daleko ta współzależność występuje, ale do momentu, do którego dotrwałam była). Czy to problem? Normalnie to nie, ale jeśli lat temu naście przyjęło się zasadę żadnego sexu po alkoholu to sytuacja zmienia się diametralnie. Przeżyję. Wytrzeźwieję. Bzyknę.
Jak to miło móc sobie zafundować taką jazdę bez trzymanki pod okiem (i ramieniem!) Pana Męża. Ciekawe czy mam wstręt do tequli czy wręcz przeciwnie stanie się ona drugim obok ginu alkoholem tolerowanym przez mój organizm. Pożyjemy zobaczymy, na razie nie jest źle. Wracam do łóżka, albo do wanny – jeszcze nie wiem. Zdecyduje jak dojdę na górę.
24 grudnia 2005
Wigilijny sex
Oj było nieziemsko. Choć z utrudnieniami i w nieciągłości, za sprawą Młodej Damy, to jednak było nieziemsko. Mniam. Zaczęło się od rana, kiedy to sen przepiękny mi się przyśnił. A potem wcale nie musząc z pościeli się podnosić pozwoliłam sobie na długie budzenie w którym próbowałam pozostać na granicy jawy i snu. Długie budzenie tym dłuższe było, że palce w ud zwieńczenie wsunięte nie próżnowały, a rozumek próbował przywołać strzępki snu. Tak więc leżąc wtulona w ciepłą pościel pieściłam się dopisując ciąg dalszy do tego, co wymyśliła moja podświadomość nocą.
Opowiadając Panu Mężu fabułę senną miałam nadzieję, na pobudzenie i Jego podświadomości. I nie omyliłam się. Przepyszny sex zafundował mi mój Pan. Mocny, męski, nieskończenie długi. A potem jeszcze sięgnęłam nieba kiedy dotykał mnie palcami, od wewnątrz. Jestem przekonana, że byłam o krok od czegoś równie niezwykłego, co tajemniczego. Dla jednych bajki dla innych rzeczywistości realnej i mokrej. Ale cóż nie tym razem. A potem to, na co zazwyczaj brakuje czasu. Na cudowny powolny fist, na milimetry bólu i kilometry rozkoszy. Na odlot graniczący z utratą świadomości. Na niespieszny powrót do realnego świata, cudowną gorąca kąpiel w pianie. I jeszcze widok Jego Twarzy, kiedy spełniał się w Niej. Uwielbiam patrzeć kiedy przesyłając mi całusy kocha się z inną kobietą, kiedy przymykając oczy zostawia w niej kawałek siebie.
Takie właśnie było oczekiwanie na wigilijną kolację w tym roku. Piękne nieprawdaż?
23 grudnia 2005
Życzenie do Św.Mikołaja
Bardzo chciałabym zakończyć TĘ sprawę jeszcze w tym miesiącu, ale przede wszystkim zakończyć ją po swojej myśli. Najlepiej zacznę od razu przekopywać się przez manual do Prince2. Cóż z tego, że to ponad czterysta stron. Są rzeczy ważne i ważniejsze a skoro nie da się za nie zapłacić karta MC to trzeba przeczytać.
A u Mikołaja zamówiłam sobie nowego szefa, ciekawe czy byłam wystarczająco grzeczna, żeby życzenie się spełniło. Czy raczej obecny pryncypał z rózgą w dłoni wybije mi je z głowy. Zobaczymy co przyniosą Trzej Królowie…
22 grudnia 2005
Negocjajce czy sztuka uwodzenia?
Ale to nie ja. Wiem, że kiedy tylko przekroczę próg pola bitwy zapomnę o strachu, zapomnę o drżeniu. Wtedy można zrobić tylko jedno – stanąć do walki i spróbować wygrać. A jak? No cóż, tak gram jak przeciwnik pozwala czyli nie oszukasz nie wygrasz. Negocjacje? Nie. Czarowanie. Zobaczymy, kto lepiej opanował sztukę konwersacji.
=================
xxx 2005-12-23 14:17:42 80.72.34.250
pomysl sobie, że oboje możecie wygrać, że to nie jest gra o sumie zerowej gdzie ktos traci żeby ktoś zyskał
seXer 2005-12-22 14:33:15 217.79.145.99
Kciuki mogę ściskać?
21 grudnia 2005
Wariacje na temat…
Przychodzą takie dni jak wczorajszy, kiedy nie wiem co zrobić ze sobą. Nosi mnie. Z kąta w kąt, z piętra na piętro, nie potrafię zagrzać miejsca. Jedynie w łóżku jestem u siebie. Rozciągnięta między źródłami dźwięku pozwalam ciału popadać w dziwny trans. Muzyka Harrego Gregsona-Wlliamsa do Kingdom of Heaven jest do tego wprost idealna. Dźwięk rozchodzi się płynnie dookoła, wnika w naturalne otwory ciała i wypełnia je od wewnątrz. Siła muzyki coraz większa. Każdy mocniejszy takt podrywa mnie w górę, każde brzmienie ciągnie za sobą jak na smyczy. Oddech staje się taktem muzyki, zapadam się w dźwięki, zatracam w odczuciach jakie daje. Wszystkie wolne przestrzenie ciała wypełniają się brzmieniem, wibrują. I nawet nie zauważam kiedy miarowe kołysanie staje się przyczynkiem i skutkiem tego, co nieuniknione. Zaczynam odczuwać muzykę w podbrzuszu, powoli z głębi mnie wychyla się przyjemność i podniecenie. Tak, właśnie odkryłam jak bardzo potrafi mnie podniecić muzyka. Spektakularna, dynamiczna, demoniczna muzyka. Zaskakujące, ale bardzo silne przeżycie. Choć nie udało mi się dojść do spełnienia muzycznie tylko. Nakręca niesamowicie, ale nie dalej niż do ‘za pięć dwunasta’. No ale może trening uczyni ze mnie mistrza… Genialne tło do oczekiwania, zwłaszcza w absolutnej ciemności, unieruchomieniu i cudownie nieznośnych objęciach liny…
Kingdom of Heaven raz!
Proszę, proszę, proszę…
20 grudnia 2005
Kap, kap płynie czas…
19 grudnia 2005
Wena
Tak czy owak sama świadomość wywoływania takich fizycznych (i chemicznych chyba także) reakcji w drugiej osobie jest przyjemna. Moja kobieca próżność została połechtana i to całkiem milutko. Ale najważniejsze jest to, że wraz z połechtaną próżnością pojawiły się pomysły na opowiadania. Nie, one się nie pojawiły, one na mnie spadły jak lawina. Mam jakąś nowa energię i tylko czasu jakby trochę niewystarczająco. Ale za to ile przyjemności ze składania słów, z zapadnia się w rozwój sytuacji. Uwielbiam tę dziwną ekscytację, kiedy stukając w klawisze mam wypieki na twarzy i przyspieszony oddech. Nakręcam się tym co piszę, podniecam się słowami opisującymi sytuacje. Uwielbiam opisywać takie opowieści, daje mi to duuużo przyjemności.
================
Ray 2005-12-20 22:27:55 80.72.34.250
tak, pisz jak najwięcej, twoja pisaninka jest jak deszcz spadający na spękaną od suszy glebę..
18 grudnia 2005
Mroczny przedmiot pożądania
Wysokość: 140 mm
Masa: 1,123 kg
Materiał: stal
Kolor: czarny
A jego dotyk pozostaje tylko marzeniem…
============
zooza 2005-12-21 09:30:29 83.17.94.115 10.222.222.1
Ależ skąd! Podnieca mnie myśl o chłodnym dotyku stali i wcale nie mówię, że to ja mam trzymać to cudo w dłoni. Wręcz przeciwnie...
latexman m1977@interia.pl2005-12-20 11:18:46 83.238.212.97 10.0.0.100
....kogo chcesz zastrzelic...?
15 grudnia 2005
H2O
Kielonek czystej i cygaretka
Nie było tak źle jak się wydawało na początku. Potańczyłam i winka posączyłam. A na koniec chlapnęłam kieliszeczek czystej wódeczki. To tak w ramach pierwszych razów, bo jak świat światem nigdy w życiu jeszcze nie spożyłam alkoholu w takiej postaci. Wrażenia? Hmm sam proces spożywania nie daje takiej przyjemności jak sączenie winka czy ginu z tonicem. Jest gwałtowny i brutalny. C2H5OH wdziera się do wnętrza ust i stawia na baczność śluzówkę. Brr jeszcze mnie trzęsie na samą myśl. Lepszym sposobem jest chyba posłanie całej porcji prosto w przełyk. Jest jak zrywanie plastra – boli ale krótko. Jedyne co, że daje kopa raz, dwa, trzy i już. A trzy szybkie to raczej zwaliły mnie z nóg. Zwłaszcza o tak późnej porze i na podkładzie z wytrawnej czerwieni.
Sprostowanie! Przed kieloniekiem był jeszcze pokaźny mach z brązowego rachitycznie cienkiego cygaropodobnego czegoś. Kurcze, dlaczego ludziska są takie uprzejmiaste, że dopiero po fakcie mówią – nie trzeba się było zaciągać. No dlaczego? Z czystej ludzkiej życzliwości? Możliwe. Tak czy owak skończyło się na salwie śmiechu (oni) i ataku kaszlu (ja).
14 grudnia 2005
Czy to, co się dzieje naprawdę nie istnieje?
13 grudnia 2005
Żona cygana
Maciej Zembaty
Związki - rozwiązki, potępiane i piękne, pożadane i piętnowane, obrzucane błotem i zazdrosnym spojrzeniem. Podziwiani za odwagę lub wytykani palcami za głupotę ludzie w związkach tkwiący. A ja mam to wszystko w głebokim poważaniu. Uwielbiam patrzeć jak Pan Mąż kocha się z inna kobietą. Najnormalniej w świecie sprawia mi to fizyczną przyjemność.
12 grudnia 2005
Nie bawić się po próżni(cy)
I nagle eureka! A może to resztki futerka w formie kędziorka wieńczącego wzgórek? No cóż nic łatwiejszego niż komenda maszynka w dłoń – loczek eksterminować! Chwila przerwy (i całe szczęście bo to różowe coś do naciskania strasznie twarde jest i od trenowania muskle bolą). Serio, nie przypuszczałam, że może się to stać uciążliwe. Ale z drugiej strony ani twórca ani producent nie przewidział ciągłego pompowania. Po akcji golono-strzyżono to już zupełnie inna robota była. No bo tak. Pompkę wziąć i umieści w miejscu przeznaczenia – raz. Pompować chwilę – dwa. I już. Trzymała się jak złoto. No i widoki były apetyczne. Wargi nabrzmiewające purpurą i wypełniające powoli wnętrze plastikowej kopułki. Mniam. I tylko pomacać nie można bo plastik twardy jest. A jak już przy twardości to przy dłuższym używaniu Jej Różowość dość wrednie uwiera w pachwiny, no ale czego się nie robi dla przyjemności. Dostęp ograniczony, można tylko popukać w szybkę (ale jak się okazało pukanie zostało wkrótce zabronione). Próba chodzenia wypadła dość zabawnie (teraz już rozumiem dlaczego M. przyjmowała dość dziwne pozycje i jeszcze dziwniejsze odgłosy wydawała przy tym). No, ale wiemy przynajmniej, że można. Powrót na łóżko i jedziemy dalej. Drobne protesty zasysanej i artykulacja niezrozumiałych dźwięków wskazywały, że dotarliśmy do końca. I dokładnie tak było. Purpurowa i ociekająca łechtaczka w towarzystwie nabrzmiałych warg przeciskały się między sobą niczym dzieciaku przyklejające nosy do szyby wystawowej w lodziarni. Delikatne syknięcie oznajmiło amnestię i wypuszczenie stłoczonego towarzystwa na wolność.
Widok smakowity był a i wrażenia z dotknięcia tego cudeńka ciekawe. Nie było czasu na podziwianie bo w oka mgnieniu Pański Kutas podjął czynności sprawdzające na świeżo odbitym (a może raczej świeżo odessanym) froncie. Szybkie polecenia wydane mnie i już sadowię się na miejscu ‘kaźni’. Pan osobiście i własnoręcznie zabrał się do rzeczy (całe szczęście, że zafundowałam sobie postrzyżyny rano i zassanie odbyło się bez najmniejszego problemu. No może tylko taki, że dłonie Pana do silniejszych należą i przyłożyły się może nawet za bardzo jak na pierwszy raz. Na szczęście za naciśnięciem guzika można trochę oddech złapać. Technicznych problemów nie było. A wrażenia? Hmm… dziwne. Spodziewałam się czegoś trochę innego, chyba nie wzięłam poprawki na wielkość powierzchni, którą można zassać. Jedyne porównanie jakie miałam to maleństwo zdolne pomieścić samą tylko łechtaczkę. A to, to już zupełnie inna kategoria – klasa krążownik. No ale nie uprzedzajmy się. Szybka wymiana zdań, której towarzyszył syk i zmian pozycji, potem kolejna. Moje zastrzeżenie do maszynerii, za duży fragment podlega zassaniu, co przy równomiernym nabrzmiewaniu powoduje, że środek pozostaje hmm trochę… zaniedbany. Ale metodą prób i błędów oraz ułożeń różnych udało się znaleźć taką konfigurację, która dawała pożądane efekty.
Pompka jako ‘młodsza siostra’ vacbeda oferuje zdecydowanie mniej doznań. Przede wszystkim dlatego, że eliminuje dotyk w newralgicznych miejscach. W zasadzie to zaczynałam świrować momentami z tego właśnie powodu, że nie mogłam poczuć dotyku na tych wszystkich punktach g, które nagle wypełzły na zewnątrz i obsiadły nabrzmiałości. Z tej przyczyny wróżę pompce całkiem niezłą karierę w kategorii torturki bdsm, zwłaszcza w połączeniu z unieruchomieniem może być cholernie trudna do wytrzymania. Samo zassanie jest bardzo przyjemne, ale jest hmm jak aperitif, w oczekiwaniu na danie główne. Po głowie chodzi mi od razu coś, co można byłoby wrzucić do środka. Coś, co dawałoby efekt dotyku (statycznego ale zawsze). Trzeba będzie pokombinować. No właśnie statyczność jest tu niedogodnością. Częściowo można temu zaradzić naciskając gumową część pompującą przy zamkniętym otworze wylotowym. Dzięki czemu nie zwiększa się podciśnienia, a jedynie wywołuje ruch przez chwilowe zmniejszanie i zwiększanie objętości powietrza pozostającego w obiegu. I to już jest mniam mniam. Maksymalne zassanie ociera się o ból, więc jego poziom jest uzależniony od indywidualnej wytrzymałości. Jest miło, ale ciągle nie opuszcza mnie wrażenie niedosytu. I całkiem słusznie. To, co najlepsze miało dopiero nadejść…
Po zdjęciu pompki mogę wreszcie dotknąć tych miejsc dotyku spragnionych. Łechtaczka sprężysta i purpurowa i mięsiste wargi, więc orgazm niemal natychmiastowy (czyżby stąd pochodziło powiedzenie jak za dotknięciem różdżki – w tym przypadku palca). To co się momentalnie daje zaobserwować to zdecydowanie większa powierzchnia skóry reagującej intensywnie na bodźce i wilgoć sącząca się perwersyjnymi kroplami. Przy chodzeniu po prostu czuję siebie znacznie bardziej niż dotychczas, kołysanie biodrami wprawia mnie w błogostan, każdy ruch krzyczy do mnie moim własnym ciałem. Ciałem którego dotychczas nie było mi dane czuć w ten sposób. No ale wszystkie te przyjemności zostają zdystansowane przez… najzwyklejszy w świecie sex, czyli zgodnie z definicją ułożoną na potrzeby pewnego związku – penetracja członkiem męskim w czystym tego słowa znaczeniu. Odlot. Napięcie warg sprawia, że każdy milimetr odbierany jest jak cal, długie niekończące się posunięcia zarówno w jedną jak i w drugą stronę. Jak przesuwanie smyczka po coraz dalszych strunach, jak wydobywanie coraz głębszych dźwięków. Nie znałam takiego sexu, a szkoda…
Reasumując: zabawka śmieszna, możliwości sporo, zaskakujące efekty (zwłaszcza te po). Trzeba popracować na kilkoma modyfikacjami lub połączeniem z czymś jeszcze bo efekty mogą być ciekawe. Taki na przykład kolczyk… musi być odczuwalne jego istnienie przy takim zassaniu. Trzeba podpytać M. w końcu jest posiadaczką i jednego i drugiego. No i jeszcze jedna uwaga efekt zassania utrzymuje się przez parę godzin (niektórym nawet do rana). Więc nie jest to zabawa po próżnicy.
11 grudnia 2005
Goście, goście…
Pomysł z wyjazdem do ‘Krakowa’ w gumisiowej kompanii przypadł nam bardzo do gustu. I nic to, że Kraków jest w tym momencie tylko symbolem bo może się okazać, że to całkiem inne miejsce będzie. Wielką ochotę mam na takie coś. Choćby to miały być tylko długie do białego rana rozmowy o wszystkim i niczym. Wyjść z domu i zamykając drzwi od samochodu zostawić za sobą rzeczywistość codzienną. I tak na przysłowiowe czterdzieści osiem godzin znaleźć się w innym czasie i innym miejscu, z ludzikami, którzy podobnie jak my mają własną definicję normalności – najbardziej subiektywną z definicji.
Oj tak, miewam ostatnio sny o czymś czarnym, śliskim i ciepłym, o ciasnym, ciemnym objęciu i dotyku, że o reszcie nawet nie wspomnę…
10 grudnia 2005
Plany, plany i po planach
W końcu jednak nasz domowy zestaw zabawek różnych powiększył się o mocno różowe (fuj ale nie było wyboru) coś, w czym pokładaliśmy całkiem spore nadzieje na przyjemności. Jedyną osobą, która miała pompowaną przeszłość była Kochanka, a o ile pamiętam jej reakcje i relacje to powinno być miło. Tak więc wracaliśmy do domu z nowym nabytkiem, snując plany co do jego testowania...
Niestety, zrealizowanie wypłaty dla ponad pięciuset osób miało wyższy priorytet niż zabawa więc pompka wylądowała w szafie a ja zasiadłam przed kompem z telefonem przy uchu. Zapamiętać: zorganizować słuchawki z mikrofonem do komórki albo zainstalować przy biurku zestaw głośno mówiący bo inaczej brakuje rąk. I tylko smętne spojrzenie w stronę szuflady w szafie przerywało moją pracę domową. Tak więc rozdział pod hasłem podciśnienie wokół nas czyli zabawy z próżnią muszą poczekać… Trudno – jakie czasy takie realisty show. Jedno, co dobre, że co się odwlecze to nie uciecze :)
9 grudnia 2005
Optymistyczny opad i ohydne okruszki
30 listopada 2005
Życie?
Nie mam czasu na sex...
Czy tak wygląda życie?
============
nycprinces 2005-12-07 19:54:40 69.86.141.76
Niestety zooza tak wyglada zycie w dzisiejszym swiecie i w duzej mierze sami je sobie wybralismy.Rozumiem cie swietnie , bo tez uczestnicze w tej gonitwie szczurow.Mimo wszystko nie daj sie , pozdrawiam goraco.
SEX, FETYSZ, TEATR
Data: 19 listopada 2005
- brak
- Kumi Monster
- Flash form (Suka Off)
29 listopada 2005
Tim Flach kolejne spojrzenie na lateks



26 listopada 2005
Magia podwodnego świata
Może wchodzenie pod wodę to też ucieczka? Możliwe, ale jaka piękna i jaka przyjemna. Tak, chcę pod wodę. Jak najszybciej poczuć ciężar butli, ścisk jacketu i magiczny szept bąbelków powietrza wokół twarzy. Uwielbiam bąbelki w wodzie. Czasami, kiedy przepływam nad grupą nurków znajdujących się poniżej płynę przez chmurę bąbelków, czuję jak zamknięte w nich oddechy dotykają mojej twarzy, mojego ciała. To jest pieszczota, jedna z tych, które tak rzadko się zdarzają. I ta cudowna cisza. Nikt nie pyta, nie mówi. Język ciała musi wystarczyć. Tak bardzo tęsknię za tym, co pod wodą, za ta magią, która przelewa się przez palce i opływa ciało, za stanem nieważkości pozwalającym zawisnąć w toni. Zatrzymać się między dnem a światem, między powietrzem a ziemią.
Potrzebuję tego do życia. Do mojego życia. Wstrząsającej maleńkości wobec świata. Świata takiego jakim był od wieków – ewoluującego niespiesznie zamiast gonić za wczorajszym jutrem cywilizacji. Mogę sobie powtarzać, że potrafię bez tego żyć. Przez jakiś czas udaje mi się w to wierzyć. Ale trzeba spojrzeć prawdzie w oczy – to jest żądza i mnie pochłonęła bez reszty. Magia podwodnego świata i wspomnienie miejsc magicznych. Swoją drogą to wyglądam dość żałośnie z tym wlokącym się za mną octopusem. Zapamiętać: kupić uchwyt!
25 listopada 2005
Współodczuwania mam dość
Oddech drugiej osoby staje się jak wisiorek hipnotyzera, wprowadza mnie w stan, nad którym nie mam władzy. Stan, w którym jestem bezbronna przed emocjami innych. Przed emocjami, które wchodzą do mojej głowy jak do otwartego klubu, wchodzą i panoszą się. Chciałabym zamknąć im drzwi przed nosem, zatrzasnąć, zaryglować. Może jeszcze kiedyś będę miała ochotę i potrzebę, żeby to czuć ale dziś jej nie mam. Przede wszystkim chciałbym potrafić zamknąć umysł przed emocjami, których nie chcę. Nie może być tak, że wpadają jak niezapowiedziani goście, siedzą długo w noc wypijając kawę do ostatniej kropelki i wyjadając wszystkie kruche ciasteczka. Niechcianym emocjom mówię STOP! Postanowienie wchodzi w życie z dniem ogłoszenia! Żadnego vacatio legis !
24 listopada 2005
Co się kryje w szafie?
Dzisiejszej nocy spałam dobrze. Po raz pierwszy od jakiegoś miesiąca. Śniłam. Oobudziwszy się miałam na twarzy uśmiech a pod powiekami obraz kobiecej twarzy obciągniętych błyszczącą czernią. Długorzęse oczy przyglądające mi się i cudownie namiętne wargi, kuszące, purpurowe, rozchylone. Maska jest najseksowniejszym i najbardziej podniecającym kawałkiem gumy jakie kiedykolwiek widziałam i dotykałam. Mrauuuuuuuu. Ale może to także skutek tego, że tak niewiele jeszcze doświadczyłam w lateksowym temacjie. Czuję się gdzieś na początku całkiem wysokich schodów. Ale niech tam, nie będę szukać windy tylko stopień po stopniu będę się wspinać zakładając, zdejmując i głaszcząc różne takie milutkie detale.
A skoro już przy głaskaniu jestem to nie sposób pominąć spraw łóżkowych. Tak. Mój drugi kontakt z vacbedem był mnie mniej udany od poprzedniego. Ale to co mnie zaskoczyło najbardziej to fakt, że równie mocno podnieca mnie dotyk kiedy jestem w środku jak i ten kiedy to ja dotykam. Można oszaleć przesuwając dłonie po ciele odciśniętym w vacbedzie. Pod palcami wyczuwalny jest każdy szew materiału, każde zagłębienie ciała (albo wzniesienie :) w zależności od miejsca oczywiście). Niesamowity jest dotyk twarzy czy unoszącej się klatki piersiowej, poruszającej się pod palcami żywej materii. Vacbed bardzo dokładnie pokazuje nawet tak drobne szczegóły anatomiczne jak kostki palców czy paznokcie. I nachodzi mnie wówczas nieodparta chęć lizania a nawet gryzienia, dotykania nie tyko dłońmi, ale całym ciałem. Przemożna chęć ocierania się. Czyste wariactwo przyprawione olejkiem silikonowym. Zadawałam kiedyś pytanie co robią gumisie. Do dziś nie potrafię odpowiedzieć na nie. Podobnie jak nie potrafię powiedzieć co powoduje, że kontakt z innym ciałem via lateks jest taki podniecający. Nie wiem, nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Jedyne czego chcę to czuć, czuć właśnie to coś, co może ulatnia się z lateksu i miesza zmysły. Przyjemność. Ekshibicjonizm. Wyuzdanie. I całą masę rozkoszy w przyjaznej, ciepłej i serdecznej atmosferze. Wśród tych, którzy wiedzą co się dzieje w głowie takiego fascynata jak ja, którzy pozwalają wejść nie tylko do swojego świata ale nawet zajrzeć do swojej szafy !!
23 listopada 2005
Sen?
Krakowski spleen
Czekam i ja na taki wiatr, na wiatr który przyniesie inne spojrzenie. Dziś najchętniej zostałabym w bezpiecznej przystani własnego łóżka, w ciszy, półmroku lub blasku świec. Otulona kołdrą lub pledem z kubkiem gorącego cacao. A możeby tak przespać tę zimę? I obudzić się kiedy życie znowu będzie na wierzchu? Zmęczenie daje znać o sobie.
22 listopada 2005
Kroniki miejskie by Steve Diet Goedde


Z przyspieszonym oddechem opuszczam pomieszczenie, jeszcze tylko krok przez próg i już znajduję się na wolnej przestrzeni. Wciągam w głąb siebie potężny haust powietrza chcąc ochłonąć z wrażenia. Ale to co zobaczyłam zatrzymało mój oddech. Oto na środku niewielkiego trawnika stoi kolejna kobieta, jej bezwstydny wzrok śmieje się ze mnie. Podnosi w górę ręce obleczone błyszczącą czernią, żeby spiąć włosy. Nie mogę oderwać wzroku od połyskliwej gumy. Kolejnym detalem, który spostrzegam, a który wyciska oddech z mojej piersi jest duży członek w jej ustach. Widzę język muskający obłą końcówkę. Ale co to? Nagle wszystko staje się szare i nieciekawe, ręce wracają do przerwanych czynności, a niezwykle erotyczna scena fellatio okazuje się jedynie trzonkiem grabi, które kobieta przytrzymywała ustami podczas poprawianie włosów.


Wciskając się w mur przechodzę tuż obok, spoglądam z niedowierzaniem. Jeszcze pożegnalny rzut oka i już biegnę przed siebie. Chcę uciec z tej dzielnicy, mrocznej, z ciemnymi tajemnicami. Chcę uciec od frapującej erotyki, którą spotykam na każdym kroku. Chcę uciec. Dopadam zamykających się drzwi windy i w samotności podróżuję na najwyższe piętro. Chcę spojrzeć na to miasto z góry. Z perspektywy, która odsunie mnie od lubieżnej cielesności tak bardzo pociągającej. Boję się, boję się, że zatracę się jak te wszystkie kobiety, które spotkałam. Że stanę się jedynie ciałem. Taras widokowy. Oddycham spokojniej, raz, drugi, trzeci. Obracam się wokół własnej osi, wiruję a świat i to miasto wirują ze mną. Zatrzymuję się nagle. Widok, który zamienił mnie w kamień przywodzi równie kamienne skojarzenia. Na krawędzi budynku, na każdym w rogów pięknie rzeźbione kamienne rzygacze. Kamienne? Nie ten! Ten jeden jest żywy, jest ciałem. Ciałem kobiety. Ciałem kobiety odzianej w lateks. Ciałem błyszczącym i ponętnym, ciałem niemal na wyciągnięcie ręki. I tylko kołaczące się po głowie pytanie ‘czy dosięgnę?’ powstrzymuje mnie przed zrobieniem kroku w … Sama nie wiem w kierunku czego. Patrzę na postać przycupnietą na dachu świata, trzymającą się kurczowo jego skraju. Patrzę i widzę piękne kształty odmalowane czernią i odcinające się od szarości otoczenia. Wzniesiony wzrok i wysunięty język dopełniają kompozycji. Kim jest ta kobieta? Co tu robi? I co to za miasto? Znowu obraz zaczyna wirować wokół mnie. Zamykam oczy… spadam…


Pierwszy dotyk drugiej skóry
Na sobotnią niby-imprezę uszytych zostało kilka nowych ciuchów. Ja dobrałam do czapsów bluzeczkę w chińskim stylu – ze stójką i rozcięciem pod szyją oraz maleńkimi rękawkami opadającymi wraz z linią ramienia. Oczywiście w tej samej ognistej, błyszczącej czerwieni. Do tego małe akcenty równie połyskliwej czerni w postaci butów i rajstop próbujących osłaniać to, co odkrywały czapsy. I tylko brakowało rękawiczek. Szybka przymiarka krótkich, czarnych, skórzanych rękawiczek wykazała, że tego właśnie brak. Na szczęście przepastna szafa M&M zawiera kilometry lateksu w postaci najróżniejszej. Wybrałam parę długich za łokieć i zaczęło się. Już samo wciskanie się w lateks jest ciekawym doznaniem. Wydawałoby się, że to śliski i rozciągliwy materiał (co zresztą jest prawdą) ale zadziwiające jest jak bardzo jest gęsty i mocny. Założenie rękawiczek to nie wsunięcie w nie dłoni i pociągnięcie, o nie! To przesuwanie centymetr po centymetrze czegoś, co wydaje się być rozmiarowo za małe. To wygładzanie niewielkich zmarszczek tworzących się podczas zakładania. Trudno opanować odruch naciągania gumy na rękę. W zasadzie to zaryzykuję twierdzenie, że proces zakładania się nie kończy ale trwa ciągle. Kiedy idealnie wygładzona część osiągnęła łokieć to poczułam coś na kształt zadowolenia pomieszanego z pragnieniem kontynuacji. A dalej było już tylko lepiej. Każde posunięcie dłonią w stronę barku przynosiło falę przyjemności roznoszonej po całej skórze. Rękawiczka była długa, nawet bardzo długa. Jej krawędź schowała się pod rękawkiem, dotykając pachy, a górna jej część została naciągnięta aż na głowę kości ramieniowej. Uczucie - jak zawsze przy styczności z lateksem -niesamowite. Poczucie idealnego otulenia aksamitem i ciepło. Tylko skąd ten przyspieszony oddech? Skąd te gwałtowniejsze uderzenia serca? Przecież to tylko rękawiczka. A tuż obok śmieje się do mnie druga z tej samej pary. Nie chcąc tracić wrażeń nakładam ją bardzo powoli, z namaszczeniem, przedłużając chwile przyjemności. Wydaje się, że wszystko, co dobre szybko się kończy, ale nie w tym przypadku.Teraz mając już na sobie tę drugą skórę zostałam namaszczona. Właśnie tak. Kilkanaście kropli płynnej silikonowej rozkoszy rozlało się w moich dłoniach. Z każdym pociągnięciem palców moja druga skóra stawała się bardziej błyszcząca i bardziej kusząca. Nie potrafiłam się oprzeć żeby się nie dotykać. Ktoś podchodzi, czuję inne dłonie, które rozsmarowują olejek na lateksie. Dotyk obezwładnia mnie w ciągu kilku minut. Jestem podniecona tak bardzo, że czuję swój zapach. To znaczy, że inni też go czują. I sama nie wiem czy bardziej czuję zawstydzenie czy zadowolenie. Oto bowiem pozwalam szaleć mojemu podnieceniu podając mu jedynie dotyk. Swój. Cudzy. Nie ważne…
Ktoś podaje mi maskę. Z wahaniem biorę ją ręki. Wiem już jak ścisły jest lateks, mam obawy czy uda mi się założyć maskę na głowę. Ta którą mam przymierzyć ma odkrytą twarzą. Do złudzenia przypomina kaptur nurkowy, no może z wyjątkiem zamka. Przez myśl przebiega mi ostatnie ubieranie się w neopren. Było bardzo ciepło, słoneczko, wiaterek… a wraz zapięciem pianki zaczynała się sauna. Teraz było trochę podobnie. Maska szczelnie przylegała do boków głowy dociskając do skóry sterczące kosmyki włosów. Pochyliłam się i znowu uczynne dłonie poprowadziły mnie w kolejny kawałek gumowego świata. Nie zniechęciły mnie nawet włosy, które wcięły się w zamek, każdy centymetr zamykanego suwaka przynosił kolejne doznania. Maska dość skutecznie tłumi dźwięki, rozmowa w pomieszczeniu przestaje być dostępna w dotychczasowy sposób. Łapię się na tym, że patrzę ludziom na usta, żeby wiedzieć co mówią. Kołnierz maski niczym golf opina szyję. Z ostatnim pociągnięciem suwaka czuję pulsującą na tętnicę. I znowu dłonie, które dotykają. Zerkam do lusterka i nie poznaję siebie, ale to już nie ma znaczenia. W zasięgu wzroku pojawiają się kolejne twarze w maskach. Najpiękniej wyglądają te małymi otworami na oczy i usta. W zasadzie jedna tylko myśl kołatała mi się po głowie – przywrzeć swoimi wargami to ust wyglądających z pod maski. Tak trudno powstrzymać się od pocałunku… A zetknięcie warg wystarczyło, żeby przelać czarę podniecenia. Każdemu ruchowi języka towarzyszył skurcz, nie dało się utrzymać dłużej w ryzach mojego podniecenia. I do dziś nie wiem czy przyjemniejsze było jego budowanie czy też moment kiedy eksplodowało we mnie.
Hmm wygląda na to, że trzeba będzie to powtórzyć, żeby się przekonać.
============
Yoshimura yoshimura69@wp.pl2005-11-23 00:31:29 83.31.119.179
Taak, tętno przy czytaniu też wzrasta ....Super !!!!
21 listopada 2005
Była sobie impreza…
Pytanie co było celem organizatorów. Jedynie przedstawienie? Hmm, temu zadaniu także nie sprostali. Nie zostały wyznaczone miejsca dla publiki, w skutek czego ludzie dosłownie oblepili wybieg, na którym odbywał się pokaz. Nawet ta grupa, która weszła nie była w stanie obejrzeć spektaklu w przyzwoitych warunkach. Czepiam się? Nie, pomieszczenie było na tyle duże, że wystarczyło wytyczyć przestrzeń sceniczną linkami czy taśmą rozciągniętymi między filarami. I zamiast tłoczenia się na plecach jedni drugim byłoby możliwe spokojne oglądanie.
Poza zaprezentowanymi pokazami (w warunkach mocno polowych, co podkreślam) organizatorzy nie mieli ŻADNEGO pomysłu na imprezę. Skutek? Prosty do przewidzenia – po spektaklu ludzie sobie poszli. A my jako ta grupk błyszczących czarno-czerwono-gumowych stworków staliśmy się atrakcją do oglądania i pokazywania paluchem. Do tego stopnia, że w szatni zostaliśmy zaczepienie przez tekstylnych widzów z wyrzutem, że nie wystąpiliśmy na wybiegu tylko na uboczu. A to, co tak bardzo interesowało oglądaczy to jedynie kompletowane strojów o maski, porcja błysku na lateksowe wdzianka, i to co Gumisie lubią najbardziej czyli głaskanie i takie tam.
Powstaje pytanie dla kogo był to impreza? Nie dla Gumisiów i im podobnych, to pewne. Nie dla tekstylnych bo ci przyszli popatrzeć a nie się pobawić. I to chyba jest właśnie odpowiedź na pytanie dlaczego z imprezy nic nie wyszło. Nie została określona grupa docelowa. A nawet jeśli tak, to w trakcie dokonano zmiany jej definicji. I w taki właśnie sposób nowy stosunkowo klub sam sobie robi kuku, pozbawiając się wiarygodności. Jedno jest pewne Druga edycja fetysz party z cała pewnością nie zostanie zorganizowana w M25. Dlaczego? Ano dlatego, że przestrzeganie dresscode jest podstawową zasadą fetysz party. A nie można mieć pewności, że organizatorzy ponownie nie wywiną numeru podobnego do sobotniej imprezy. I stara prawda dała o sobie znać – nie ważne gdzie, ważne z kim! A Gumisie to taka nacja, która lubi się bawić. Jest otwarta na nowych i chętnie takowych przyjmuje. A więc impreza będzie na pewno i to wyłącznie w strojach organizacyjnych. Jestem przekonana, że znajdziemy lokal z wiarygodnym właścicielem.
Mimo wszystko niesmak pozostał, ai dla mnie i paru innych osób M25 stał się białą plamą na nocnej mapie stolicy.