28 lutego 2006
Kolejny krok
Z biegiem czasu facet się oswaja i zaczyna mówić z sensem, powiedziałabym nawet, że jak na pierwsze spotkanie jest dość wylewny, zdradzając dużo szczegółów z życia firmy. Wyłożył karty na stół. Teraz problem, który go gryzie leży na stoliku i prosi ‘weź mnie’. Ale żeby nie było za łatwo to gramy dalej.
I dwa dni później zawiadomienie o spotkaniu z europejskim finansowym, tym razem Se Szwedem. Czyli czarowanie czarowaniem ale wygląda na to, że są widoki na przyszłość.
25 lutego 2006
Rękodzieło Erica Mertensa





Młodzi mężczyźni
===============
b 2006-03-04 00:13:43 83.31.247.103
a ja znam dojrzalych męzczyzn, którzy dojrzalymi nie są i, mlodzieńców (" " ), ktorzy takimi są. Chyba, ze, sex jest tu dominującą racją.
Sabina 2006-03-02 10:48:34 83.8.215.129
Wolę dojrzałych panów. Zbyt młodych za bardzo trzeba prowadzić za ręke, niezgrabność, zniecierpliwienie, trzęsące się dłonie, zbyt szybko. Można być jurnym ale trzeba jeszcze wiedzieć co i jak, sama jurność nie wystarcza. Chociaż są moze kobiety które lubią uświadamiać ...Pozdrawiam:)m
(Nie)szczerość pogańska
Nikt nie zna mnie w całości, jestem jak ciężki przypadek schizofrenii, wiele osób we mnie. Kto inny w pracy, kto inny po godzinach. Ta, która w domu i ta, która w łóżku. Uwielbiam skrajność zachowań, skrajność doznań. A skoro nie można mieć więcej niż jednego życia to podzieliłam je i mam byty równoległe. I tylko czasu czasami brakuje, żeby wszystkie je dopieścić tak, jak na to zasługują. A przecież tyle jest jeszcze moich wcieleń, które nie ujrzały światła dziennego. Na szczęście dni coraz dłuższe, więc może się uda. Ludzie, ludzie, ludzie – to jest właśnie to czego pragnę. Marzy mi się nie co innego, ale nieduża orgia. Taka choćby jak za pogańskich czasów ku czci… w zasadzie to obojętne, niech będzie ku czci słońca. Przesycona dymem ogniska i zapachem letniej nocy, nutą skoszonej trawy i rechotem żab. Wilgotną rosą pod stopami i wszechogarniającą pierwotną żądza. Może w ofierze jakiemuś bożkowi, który mógłby mieć całkiem cielesną postać. Przez mała chwilę cofnąć się w czasie i znaleźć ujście dla mrocznych pragnień. Takie małe, dobrowolne sekciarstwo na jedną noc. Bez ograniczeń, bez reguł cywilizacji, bez wszechobecnej hipokryzji. Cielesna przyjemność najczystszej formie. Tak, tego bym chciała. Ale to rzecz, której nie da się zrealizować ot tak. Łatwiej namówić tysiąc ludzi do tego, żeby położyli się nago na ulicy do fotografii niż namówić garstkę na takie pogańskie rytuały. A przecież to nie takie trudne. Trzeba tylko rozebrać się ze wszystkich warstw niepotrzebnej pruderii spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie – chcę, mam na to ochotę. A potem to zrobić. Jedyny problem, że nie sposób zrobić tego w pojedynkę, a prawdę powiedziawszy nie znam nikogo, kto podzielałby moje zachciankę.
Wiosna za pasem, jedyna nadzieja w „wiosennych porządkach”…
============
podzielający 2006-03-07 20:34:36 83.31.234.87
i jeszcze trochę by się znalazło ;-)
23 lutego 2006
Się udało!
- wyprostować wszystkie (pozostające mniej lub bardziej w sprzeczności z prawem, logiką i regułami sztuki księgowej) kocopoły pozostawione przez poprzedniczkę
- nie dostać kręćka przy śledzeniu i wymyślaniu co autorka miała na myśli (hieroglify egipskie to przy tym pipa)
- nie wylać całego niekompetentnego personelu na pisk (ale co się odwlecze to nie uciecze)
- nie opluć pryncypała (jeszcze będzie okazja!)
- nie rzucić kompem (dobrze, że pod dostatkiem było butelek z mineralną – plastykowych)
- nie zasnąć za kierownicą podczas późnych powrotów do domu i wczesnych wyjazdów do pracy (powoli już można obserwować wschody słońca, szkoda tylko, że całą energię zużywam na utrzymanie powiek w pozycji półotwartej).
Nie mogę powiedzieć, że cała stajnia Augiasza została posprzątana, ale teraz zostało już tylko końcowe cyferki poukładać według przepisu audytorów (obawiam się, że gdyby dostali coś nie w swoim szablonie nie byliby w stanie tego sprawdzić i się do tego ustosunkować). I tym optymistycznym akcentem zabieram się do wypełniania tabelek.
A wieczorem… wieczorem… spotkanie z generalnym. I się zobaczy gdzie się będzie ‘sprzątało’ od maja.
22 lutego 2006
Generalny na widelcu
Analnie
Detalista Dominique Lefort






to pierwsze zdjecie to rowniez krzyz do gory nogami, coz za ironia... boskie zdjecia
21 lutego 2006
Odwilż
To niezrozumiałe, ale podnieca mnie rozmowa przez stół. Podnieca mnie sytuacja, w której dokonuję w jakiś sposób intelektualnego striptizu odpowiadając na pytania jak, kiedy i dlaczego (dobrze, że nie pytają z kim). Narastające napięcie, kiedy wysłuchawszy pytania zawieszam głos zanim zacznę mówić. Chciałoby się powiedzieć „well…” choć to nie język ojczysty, ale słówko to idealnie nadaje się na takie okazje. Pierwsze słowo jest jak sygnał do ataku, z każdym następnym zdejmuję z siebie kolejne warstwy człowieczeństwa. Jestem jak ogr – mam warstwy. Lubię ten psychiczny ekshibicjonizm. Stresowało mnie, kiedy tych rozmów prawie nie odbywałam, ale teraz znowu jest tak, jak przed laty. No, może nie tak samo bo wówczas to znajomi zwykli mawiać, że moim hobby jest odbywanie rozmów kwalifikacyjnych. Dziś to źródło zupełnie innych doznań. Wciąż poznaję siebie i swoje emocje. I wciąż mi mało. Lubię znajdować iskierki sexu tam, gdzie na pierwszy rzut oka ich nie ma. Na przykład między odpowiedzią na pytanie o zasady kontraktu managerskiego a rozmową o międzynarodowych standardach rachunkowości przemyka mi przez głowę pytanie jaką bieliznę ma ten facet. Slipy? Bokserki? Springi? A może wcale nie ma majtek? Swoją drogą to ciekawe ilu facetów, statystycznych rzecz jasna, nie nosi bielizny?
Odwilż, odwilż daje mi się we znaki. Statystycznie to chyba się na mózgi z jakimś facetem pozamieniałam, bo myślę o seksie średnio raz na pięć minut. Wydawałoby się, że to wiosnę zwiastuje, a nie dalej jak wczoraj słyszał w radio, że od czwartku fala mrozów. Koniec, koniec tej zimy cholernicy, ja chcę ciepełka i słoneczka i sexu na łonie natury. Dużo! I paru innych rzeczy też mi się chce i to nie wiem jak. Potrzebuję solidnego kagańca dla mojej wyspanej uległości, której apetyt jest nienasycony. No, po prostu wyć się chce, i nie o zew krwi tu idzie (chyba) tylko o zew płci. A i skóra na dupci swędząca jakaś…
===============
Azael 2006-02-27 17:00:23 83.31.39.122
masz rację z zimą cholernicą... i bacik też trzeba wreszcie unurzać w oliwie... bo skrzypi ;)
19 lutego 2006
MMK
Temat odżywa co jakiś czas w rozmowach, potem jest odkładany na półkę, żeby wypłynąć znowu, kiedyś. I właśnie mnie nawiedził, rozsiadł się w mojej głowie i żyje. Kolejna rozmowa i – szok. Nigdy nie przypuszczałam, że układ MMK może być zinterpretowany inaczej niż to, co urodziło się w ojej wyobraźni. A okazuje się, że tak. Oto bowiem w odpowiedzi dostałam propozycje klasycznego swingu, albo wersję bdsmową z udziałem uległego! Szok. Nadal. Ciągle. Niezmiennie. Szok.Chyba jeszcze do mnie nie dotarło, a w zasadzie to konfrontacja z moją wizją pokazuje, że nie zawsze może być tak, jak sobie to wyobrażam. Jedno wiem, nie mam ochoty na żaden z przedstawionych wariantów. Nie mam i już. Nie, bo nie.
Nie mam ochoty na parę, bo nie mam ochoty na druga kobietę, w tym konkretnym układzie postrzegam ją jako konkurencje. Jako kogoś, kto zagarnie dla siebie część mojej wyśnionej przyjemności. A przecież nie o to chodzi. Zupełnie nie oto. Wersja z uległym jest jeszcze bardziej druzgocąca. I nie chodzi o to, że tego nie zrobię. Chodzi o to, że nie będę miała z tego przyjemności. Takiej przyjemności, o której marzyłam. Po pierwsze dlatego, że uległy nie jest przeze mnie postrzegany jako mężczyzna, który wzbudza moje pożądanie, zainteresowanie. To osoba zajmująca konkretną pozycję w klimacie. Sex z uległym dopuszczam jedynie w kontekście kary lub spełnienia polecenia/ fantazji Pana. Nie potrafię znaleźć w tym przyjemności. I raczej wolę zrezygnować ze spełnienia tej fantazji niż realizować ją w sposób, z którym się nie identyfikuję. Nie. Nie. Nie. To jest mi organicznie obce. To nie jest moja fantazja! I to chyba jest jedyny argument w dyskusji. To nie jest MOJA fantazja.
A mogło być tak pięknie… On, singiel, spotkanie bez zobowiązań, tylko sex i niesione nim emocje. W mojej fantazji jest miejsce dla trzech (i tylko trzech osób)...
=============
4xalex 4xalex@op.pl2006-03-08 10:00:36 83.19.248.189
Zgadzam się - to duży problem, istotne ralację męskie w tym trójkącie, muszą być naprawde wyzwoleni samce i bez inklinacji bi, rycerscy, dzielący się Damą, rodzaj turneju rycerskiego gdzie wygrywa DAMA, to można zoorganizować ale ciężko, poziom obywateli - żenada..Pozdrawiam, miłostnik triolizmu Alex.
18 lutego 2006
Maleńka (by Gor)
Same plusy? Nie do końca. Pojawiły się zdrobnienia a to cycuszki i piersiątka (określenia, które zupełnie nie pasują do klimatu, poza tym są trochę infantylne), a to nosek czy staniczek. Zdrobnienia tak bardzo kontrastujące z męskim podejściem do samego wiązania. Na szczęście nie było ich na tyle dużo, żeby mogły zagrozić zbudowanemu klimatowi, a klimat całkiem wilgotny był, coś jakby lasy tropikalne.Po oryginał Maleńkiej w każdym razie warto sięgnąć.
15 lutego 2006
Szansa, którą sobie dała (by kortinka)
Niepotrzebne podzielenie tekstu na pięć części. Tak, to chyba jedyny mankament tekstu jaki znalazłam w Szansie, którą sobie dała
Impreza
No dobra, nie w najwyższej wieży ale w warszawskim klubie (co nie znaczy, że nie było szponów zawiści i palących promieni hipokryzji) będzie impreza aż miło. I miejmy nadzieję, że zamiast owczarka w babskich gaciach nie ujrzymy tam przedstawiciela płaskodziobego drobiu w moherze. Bo niejednokrotnie, podobnie jak książę z bajki, organizator dowiadywał się w ostatniej chwili, że "córka wyszła" i wesela nie będzie.Swoją drogą to rzecz godna odnotowania, że w mieście wielkości stolicy nie sposób jest zorganizować balu przebierańców (nawet w karnawale!!!) bo właściciele klubów mają... I tu powinna nastąpić lista powodów, dla których pięćdziesiąt osób w strojach, które uważa za wygodne choć ekstrawaganckie nie mogła się spotkać i wysączyć drinka czy paru piwek. Takie dla przykładu NoMercy ułożyło się z organizatorem, wyceniło w złotych polskich utracone korzyści z powodu zamknięcia klubu, a następnie odwołało za pięć dwunasta ustalenia próbując tłumacząc się, że przy dress code nie wyjdą na swoje. No, ale dość o ekonomii. Najważniejsze, że się udało. Jest termin, jest miejsce i perspektywa miłego spędzenia czasu z bandą tych, co się bawić lubią. Już się cieszę na spotkanie z przedstawicielami i z Dalekich Rubieży i tych z Za Rzeki, i w ogóle robi mi się tak jakoś miło na samą myśl o dużej ilości głaszczących, głaskanych i silikonu na palcach. No i te buźki w maskach. Już mi oko lata jak mówił pewien Osioł z cytowanej już bajki.
Doczekać się nie mogę, po prostu mnie nosi na samą myśl. No i jeszcze parę pamiątkowych fotek. Oglądałam ostatnio te z sylwestrowej nocy. Oj milutkie, milutkie. Dużo czarnego i czerwonego, i różowego. Tak, tak różowego też :). A wszystko takie miękkie i śliskie (no poza parą futrzanych butów). Mam nadzieję, że Marcowa impreza będzie udana a ja zmykam kompletować garderobę, a co!
14 lutego 2006
Wycieczka (by kortinka)
13 lutego 2006
Kiedyś to były wiosny…
A dziś? Dziś na znak wiosny (co najwyżej!) topimy marzannę, kiczowata kukłę symbolizująca nie wiadomo co. Krąży nade mną jakiś orgiastyczny rytuał, niespełniony. Ciągnie mnie do całkiem innej wersji mnie. Mroczna wizja z sączącym się kamiennej ścieżce lubieżnym pożądaniem. Coś, co jest gdzieś bardzo blisko. Tak jak w Opowieściach z Narni – otworzyć szafę i przejść do równoległego wymiaru. I zostać. W krainie pierwotnej żądzy w blasku pradawnego ognia.
Do ognia też mnie ciągnie...
Żeby decydować trzeba dojrzeć
Dlaczego? Ano dlatego, że relacje bdsmowe niewątpliwie są niezwykle ekscytujące, dostarczają niesamowitej dawki emocji i adrenaliny. Ale (i będę to powtarzać ZAWSZE !!!) są to zabawy dla dorosłych. Do realizacji tego potrzeba dojrzałości psychicznej i emocjonalnej oraz partnerskiego związku. Byłoby rzeczą straszną, gdyby ktoś pobudzony moją opowieścią porwał się na realizację czegoś takiego z przypadkowo poznaną osobą.
Dominacja i uległość to dwa stany, które wzajemnie się przenikają, dopełniają się i nie są w stanie istnieć bez siebie bo odrębne ich funkcjonowanie traci sens. To relacje, które mają dawać przyjemność obu stronom. I tę prawdę będę głosić zawsze i wszędzie. Wszystkie przypadki, gdzie nie ma równowagi emocjonalnej są związkami toksycznymi, w których dochodzi do nadużycia - nadużycia władzy. A to doprowadza w konsekwencji do utraty zaufania i nie kończy się niczym dobrym.
Osoba uległa oddaje siebie w ręce osoby dominującej, wyrzekając się prawa do samostanowienia na ten czas. Tym samym na osobie dominującej ciąży niesamowita odpowiedzialność za to, co i jak będzie się działo. Powtarzam z całą stanowczością. Tak, osoba dominująca troszczy się o swoją uległą. W związku o prawidłowych relacjach tak właśnie jest i tak być powinno.
12 lutego 2006
Gra (by Zuzka)
================
Kruk 2006-02-14 09:57:36 83.24.17.54
hmm... uciekło mi gdzieś to opowiadanie.. ale przyznaję odświezyłem je sobie z przyjemnością.. rzeczywiście zasługuje na uwagę.. plosę o jesce bezzębny Kluk
Momus przemówi
9 lutego 2006
Pytanie z przeszłości
Każde spełnione marzenie to krok, po którym nic nie jest takie samo. Każde spełnione marznie to sukces, nagroda za wytrwałość, za konsekwencję, za chcenie. Ale każde spełnione marzenie to jedno mniej do spełnienia. Marzenia, jak przyroda, nie znoszą próżni. Spełnione marzenia stają się wspomnieniem, a gdzieś w środku umysłu zaczyna kiełkować coś nowego. I kiełki roślinie podobne nie od razu odkrywają swoją tajemnicę. Czasami potrzeba kilku liści, żeby móc określić co to za ziółko wyrasta. Marzenia ewoluują, w różne strony. Niektóre rodzą się jako te, których spełnienie nie jest możliwe. Te stają się drogowskazem wyznaczającym ziemię obiecaną. Inne są maleńkie, takie, których spełnienie przyniesie chwilową radość, ziarenko satysfakcji. Nad innymi trzeba się potrudzić, pielęgnować, podsycać, żeby mogły urosnąć i dojrzeć, i wydać owoce.
Spełniłam wiele ze swoich marzeń, tych małych i tych większych, a nawet kilka nieosiągalnych. I co? Jak się teraz czuję? Spodziewałam się, że zasiądę na laurach i będę się delektować tym co stało się ciałem. Ale nie. Wciąż jestem głodna, żądna wrażeń, stawiająca odległe cele i śniąca marzenia nie z tej ziemi. To jest jak nałóg, a może to jest nałogiem? Spełnianie marzeń. Trzeba tylko mieć odwagę marzyć - to, co nie nazwane nie istnieje. Dlaczego tak wiele jest marzeń niechcianych? Wymyślonych, gdzieś między snem a jawą, obdarzonych ciepłem uśmiechu i uczucia, a potem porzuconych na pastwę rzeczywistości. A odpowiedzialność za marzenia? Przecież marzenia należą do tego, w czyjej zrodziły się głowie.
Niekochane marzenia nie mogą zostać spełnione.
A tylko spełnione marzenia inicjują kolejne.
Niby nic a jednak coś drgnęło
TU żadnych zmian, koncepcje i pobożne życzenia przekazane pryncypałowi leżą sobie zapewne pod sporą zaspą spraw innych. Ale, ale panie pryncypale proponuję wyjrzeć za okno, tam taka jakby odwilż, albo co. Może warto jednak wrócić do rozmów z moja osobą? Złości mnie bezwładność decyzyjna, brak odwagi cywilnej i jeszcze par rzeczy. A, że ostatnimi czasy szkolenie goni szkolenie to coraz krytyczniej patrzę na działalność managerską pryncypała. Coraz większą przepaść widzę między teorią zarządzania a tym, co głosi pryncypał (a jeszcze większą w odniesieniu do tego, co robi!). Zadziwiające, że facet nie popadł w schizofrenię, w końcu jak długo można mówić jedno a robić drugie?
Staram się nabrać dystansu do sprawy, choć nie jest to prosta sprawa. Ale czynniki poboczne całkiem ładnie wspierają mnie w nabieraniu dystansu. Jeśli wziąć pod uwagę, że na sześć złożonych aplikacji odbyłam cztery rozmowy (w zasadzie to pięć ale jeden headhunter sam się objawił, więc jako odzew go nie traktuję) to nie jest źle. Co prawda refleksje po rozmowach są różne, ale co mi tam. Jutro kolejne spotkanie Swoją drogą ciekawe co nastąpi najpierw. Czy mój pryncypał obudzi się ze snu zimowego i przejrzy na oczy też na zew świata zewnętrznego będzie tak silny, że pryncypałowi pobudką będzie moje pożegnanie.
Tak, czy owak cieszę się, że biała panna myje nogi i szykuje się do drogi, pewnie już tam jej czekają na biegunie. Precz, precz oziębła kobieto już czas na ciebie. Czas na wiosnę ludów i migracje wszelkiej maści (a chociaż wiosenne porządki i zmiany). I tej wersji będę się trzymać. Tym bardziej, że za oknem coś właśnie nieśmiało zaświergoliło. Skowronek nadziei? Pierwsza jaskółka, która wiosnę czyni? Nie ważne, byle do wiosny!
8 lutego 2006
Słów kasowanie
W jednym z listów znalazłam słowa, które już wtedy, gdy je dostałam były inne od większości. Interesujące jest to, jak jestem postrzegana przez ludzi, którzy maja do dyspozycji jednynie moje słowa. Jak zaskakujące, dla mnie samej, potrafią to być obrazy...
"Ze wszystkiego co napisałaś i co przeczytałem od innych o Tobie, niezbicie wynika że to TY jesteś Panią. Ty stworzyłaś ten świat dla siebie. Ty zaprosiłaś innych do uczestnictwa w nim. Ty wyznaczyłaś im role jakie mają pełnić. Ty dajesz im tyle rozkoszy ile są w stanie przyjąć, na ile zasłużyli swoją postawą i aktywnością. Ty przejawiasz inicjatywę i konsekwentnie dążysz do realizacji swoich pomysłów. Ty jesteś ich siłą sprawczą. Wszystko to bez Ciebie nie zaistniałoby nawet w fantazji otoczenia. Tylko Ty masz prawo wyboru i tylko Ty tych wyborów dokonujesz. Panujesz nad stworzonym, rzec by można poczętym, przez Ciebie światem. Jesteś jego istotą, centrum, królową."
Kim jest teraz autor tych słów? Gdzie jest? Nie wiem. Nie pisujemy do siebie. Ale zastanowiłam się przez chwilę czy jeszcze patrzy. Czym są słowa? Bagażem? Dziedzictwem? Nieważne, jak je nazwać. Zawsze będą obrazem tego, co było w głowie, kiedy powstawały. Po czasie, po latach czy miesiącach, czytane wywołają uśmiech lub wycisną łzę. To dobrze, to dowód człowieczeństwa. Jeśli kiedyś otworzę stare listy czy zapiski i nie poczuję nic znaczyć to będzie, że przestałam żyć. Bo w żadnym innym przypadku brak reakcji nie będzie możliwy. Lubię słowa, cholernie je lubię. Gdyby było inaczej nie gromadziłabym ich. Niektóre straciły swój byt, a szkoda. Wczoraj pisałam, że to, co nienazwane nie istnieje. Dziś napiszę to, co nazwane jest wieczne. I tylko nośniki są ulotne skrzynki, serwery, twarde dyski, dyskietki, cd… jedynie kruchy i nieodporny na cokolwiek papier potrafi przetrwać. Gdzieś w zakamarkach rzeczy, mebli, schowków. Jedynie papier. Krople atramentu jak krople krwi wnikają w strukturę papieru tworząc nieśmiertelność. I nie jest to już oddzielnie papier i atrament. To dusza zapisana słowami.
================
O po81425@yahoo.co.uk2006-04-04 20:13:33 62.254.32.19 82.18.178.140
za miejsce w Twoim blogu i za nieskonczony wysilek neuronow podtrzymujacych przy zyciu te wspomnienia, dziekuje
Rose 2006-02-08 14:27:34 217.153.44.65
nie potrafię się uwolnić od słów... nigdy... wrastają we mnie, żyją we mnie... posiadają magię która trwa wiecznie... cóż, taka skaza, ale to miłe dowiedzieć się, że nie tylko ja tak mam ;)
7 lutego 2006
Prośba
Nawet nie próbowałam artykułować swojego pragnienia. Zapytałam tylko, czy mogłabym dostać prezent, prezent-niespodziankę. Rzeczy nienazwane nie istnieją, rzeczy nazwane stają się. Poczęte rozpoczynają życie we wnętrzu umysłu, w duszy i innych zakamarkach człowieczych. Rosną, czasami powolutku i w kąciku, czasami gwałtowną siła dopominają się miejsca w życiu. I nie sposób ich poskromić. Wieczorem jest w głowie całkiem cicho i sennie, ale nad ranem, jeszcze przed świtem, budzi mnie myśl kołacząca do wrót moich powiek. Otwieram oczy, jak wizjer w ciężkich, stalowych drzwiach, żeby zobaczyć co dziś pojawiło się w moim umyśle. Mała tęsknota odziana w płaszcz wspomnień. I wiem, że kiedy przekroczy próg mojej świadomości ugoszczę ją gorąca herbatą. Usiądziemy przy strzelającym ogniu przyjemności z albumem wspomnień na kolanach. Otulę się jej płaszczem i zjednoczę, sama stając się tęsknotą, Tęsknotą przeszłych zdarzeń.
I nie wypowiedziałam swojego życzenia, nie wypowiedziałam bo Pan wypowiedział je za mnie. Nie jako pytanie, nie jako przypuszczenie. To było zdanie twierdzące. Czy to aż tak widać? Czy może, po prostu, Mąż Pan zna mnie tak dobrze. Leżałam w pościeli, z twarzą wciśniętą w poduszkę, żeby ukryć łzy. Ukryć je przed sobą.
Teraz wystarczy mi nadzieja i świadomość, że mogę poprosić. Odpowiedź, to już zupełnie inna bajka. Zresztą nie do mnie należy. Poczekam.
6 lutego 2006
Kaskady nadziei
Drogowskazy Gunter'a Hagedorn'a



2006-02-10 23:43:47 213.158.197.36
WitamRzeczywiście, słusznie.Zabawa w światło i cień.Dla mnie, najważniejszy jest wynik tej zabawy - np. whagedorn01x wynik jest idealny - absolutnie tak samo bym ten temat mógł / chciał potraktować.Dość spory kawał czasu wstecz bawiłem się przy użyciu czarnej farby drukarskiej i białego papieru.Do dziś pamietam tamte efekty formatu a4 i tak - tak to właśnie można pokazać.Bardzo podobne dobre estetycznie.Tak, po prostu dobre.Pozdrawiam
5 lutego 2006
Tak szkoleniowo, ze bardziej się nie da
Tak. Tak wanna pełna gorącej wody, piana o zapachu cynamonu, dwie gołe baby i on. Wiele można powiedzieć o tej kąpieli, ale jedno bez wątpienia – była krótka. Okazało się, że suma przyjemności nie koniecznie musi być przyjemna. Lodowaty Jose spożywany w gorącej kąpieli i zagryzany cytrusami zawrócił mi w głowie w zawrotnym tempie. Myślałam nawet, żeby zostać w wanie na noc, ale koniec końców przetransportowałam się do łóżka. Tym bardziej, że w tle właśnie przemykała scena kiedy Mr Smith poznaje przyszłą Mrs Smith. Meksykańska sceneria w obrazie, tequila w krwioobiegu, helikoptery wokół głowy. Mniam.Z niewiadomej dla mnie przyczyny lubię ten stan, najzwyczajniej w świecie go lubię.Są i gorsze strony, ot choćby zmęczenie the day after, ale co tam, na wojnie są ofiary. W każdym razie cel został osiągnięty (głownie przez to, że ja osiągnęłam stan nieważkości).
Najgorsze jednak było dopiero przede mną.Nadludzkim wysiłkiem wstałam w niedzielny poranek, omijając ze wstrętem lodówkę (szerokim łukiem) wlałam w siebie jakieś pół litra wody i wyruszyłam na spotkanie szkolenia. Droga była. To chyba najlepsze określenie na czas, w którym pokonałam odległość z punktu A do punktu B. Z nieodłączną butelką mineralnej wkroczyłam do Sali Nauk. I tu ujawnił się drugi skutek uboczny wczorajszej kąpieli z Jose. Mianowicie okazało się, że moja percepcja, choć przytępiona w sensie ogólnym, w niektórych obszarach była niezwykle czujna. Krótko mówiąc starałam się wyjaśniać możliwie skutecznie wszelkie niedopowiedzenia, głównie przy użyciu dwóch podstawowych narzędzi – parafrazy oraz serii pytań w rodzaju ‘a dlaczego…’ Tym sposobem udało mi się przekonać prowadzącego, że coś, co na początku dyskusji przekazywał zebranym jako aksjomat było jedynie sugestią. To fajne szkolenie było! Serio.
Ale wracając do mojego przyjaciela Jose – na wspólną kąpiel już się nie dam namówić. Co innego wieczór w łóżku, ale z daleka od wanny (wieczór jest wtedy taki krótki). Nie mniej jednak uważam, że Jose to mocna znajomość i koniecznie trzeba go jeszcze bliżej i dogłębniej poznać. Do zobaczenia Jose!
4 lutego 2006
(...) w twoich doskonałych palcach
Wszystkiego po trochu
3 lutego 2006
Taniec z soplami
1 lutego 2006
Seksualizm biżuterii
