25 lutego 2006

(Nie)szczerość pogańska

Czy zawsze? Kiedy? Dlaczego? Pytanie, które snują się mojej głowie niemal od zawsze. I jeszcze komu? Czy istnieje szczerość obiektywna? Czy szczerość oznacza powiedzenie każdemu wszystkiego? Czy niepełna prawda to nieszczerość? Pytania, pytania, pytania…Mam przyjaciółki. Nie jest to grupa przyjaciółek, ale raczej osobne przyjaźnie, każda okrzepła mocno i sprawdzona. Ala każda znająca tylko część mnie, tę część, którą jest w stanie zaakceptować. Ja kroczę do przodu z podniesioną głową, chcę myśleć, że nie ma rzeczy niemożliwych. A one? One są w jakiś sposób obserwatorkami mojego życia. Widzę pąsy na twarzy kiedy pytają, szybszy oddech słyszę kiedy odpowiadam. A jednak lata mijają a one pozostają na swoich pozycjach, niewzruszone.

Nikt nie zna mnie w całości, jestem jak ciężki przypadek schizofrenii, wiele osób we mnie. Kto inny w pracy, kto inny po godzinach. Ta, która w domu i ta, która w łóżku. Uwielbiam skrajność zachowań, skrajność doznań. A skoro nie można mieć więcej niż jednego życia to podzieliłam je i mam byty równoległe. I tylko czasu czasami brakuje, żeby wszystkie je dopieścić tak, jak na to zasługują. A przecież tyle jest jeszcze moich wcieleń, które nie ujrzały światła dziennego. Na szczęście dni coraz dłuższe, więc może się uda. Ludzie, ludzie, ludzie – to jest właśnie to czego pragnę. Marzy mi się nie co innego, ale nieduża orgia. Taka choćby jak za pogańskich czasów ku czci… w zasadzie to obojętne, niech będzie ku czci słońca. Przesycona dymem ogniska i zapachem letniej nocy, nutą skoszonej trawy i rechotem żab. Wilgotną rosą pod stopami i wszechogarniającą pierwotną żądza. Może w ofierze jakiemuś bożkowi, który mógłby mieć całkiem cielesną postać. Przez mała chwilę cofnąć się w czasie i znaleźć ujście dla mrocznych pragnień. Takie małe, dobrowolne sekciarstwo na jedną noc. Bez ograniczeń, bez reguł cywilizacji, bez wszechobecnej hipokryzji. Cielesna przyjemność najczystszej formie. Tak, tego bym chciała. Ale to rzecz, której nie da się zrealizować ot tak. Łatwiej namówić tysiąc ludzi do tego, żeby położyli się nago na ulicy do fotografii niż namówić garstkę na takie pogańskie rytuały. A przecież to nie takie trudne. Trzeba tylko rozebrać się ze wszystkich warstw niepotrzebnej pruderii spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie – chcę, mam na to ochotę. A potem to zrobić. Jedyny problem, że nie sposób zrobić tego w pojedynkę, a prawdę powiedziawszy nie znam nikogo, kto podzielałby moje zachciankę.

Wiosna za pasem, jedyna nadzieja w „wiosennych porządkach”…

============

podzielający 2006-03-07 20:34:36 83.31.234.87
i jeszcze trochę by się znalazło ;-)

Brak komentarzy: