5 lutego 2006

Tak szkoleniowo, ze bardziej się nie da

Wracałam po pierwszym dniu szkolenia, ciemno, zimno do domu daleko (niby mogłam zanocować w 'łosirodku', ale wolę własne lóżko). Zatrzymałam się w pobliskim ‘osiedlowym supermarkecie wiejskim’ po jakieś coś. Patrzę, a tu z półki zerka na mnie wymownie Jose Cuervo. Przyglądnęłam się bliżej i widzę wyraźnie, że sygnalizuje 'weź mnie, weź mnie'. Żal mi się zrobiło starego Jose i wrzuciłam gościa do koszyka z cytrynami. W ferworze walki i wychodzenia z samochodu zamiast zabrać go do domu i zostawiłam na mrozie. Kiedy uświadomiłam sobie ten stan popędziłam po biedaka i z mety zabrałam go do gorącej kąpieli.

Tak. Tak wanna pełna gorącej wody, piana o zapachu cynamonu, dwie gołe baby i on. Wiele można powiedzieć o tej kąpieli, ale jedno bez wątpienia – była krótka. Okazało się, że suma przyjemności nie koniecznie musi być przyjemna. Lodowaty Jose spożywany w gorącej kąpieli i zagryzany cytrusami zawrócił mi w głowie w zawrotnym tempie. Myślałam nawet, żeby zostać w wanie na noc, ale koniec końców przetransportowałam się do łóżka. Tym bardziej, że w tle właśnie przemykała scena kiedy Mr Smith poznaje przyszłą Mrs Smith. Meksykańska sceneria w obrazie, tequila w krwioobiegu, helikoptery wokół głowy. Mniam.Z niewiadomej dla mnie przyczyny lubię ten stan, najzwyczajniej w świecie go lubię.Są i gorsze strony, ot choćby zmęczenie the day after, ale co tam, na wojnie są ofiary. W każdym razie cel został osiągnięty (głownie przez to, że ja osiągnęłam stan nieważkości).

Najgorsze jednak było dopiero przede mną.Nadludzkim wysiłkiem wstałam w niedzielny poranek, omijając ze wstrętem lodówkę (szerokim łukiem) wlałam w siebie jakieś pół litra wody i wyruszyłam na spotkanie szkolenia. Droga była. To chyba najlepsze określenie na czas, w którym pokonałam odległość z punktu A do punktu B. Z nieodłączną butelką mineralnej wkroczyłam do Sali Nauk. I tu ujawnił się drugi skutek uboczny wczorajszej kąpieli z Jose. Mianowicie okazało się, że moja percepcja, choć przytępiona w sensie ogólnym, w niektórych obszarach była niezwykle czujna. Krótko mówiąc starałam się wyjaśniać możliwie skutecznie wszelkie niedopowiedzenia, głównie przy użyciu dwóch podstawowych narzędzi – parafrazy oraz serii pytań w rodzaju ‘a dlaczego…’ Tym sposobem udało mi się przekonać prowadzącego, że coś, co na początku dyskusji przekazywał zebranym jako aksjomat było jedynie sugestią. To fajne szkolenie było! Serio.

Ale wracając do mojego przyjaciela Jose – na wspólną kąpiel już się nie dam namówić. Co innego wieczór w łóżku, ale z daleka od wanny (wieczór jest wtedy taki krótki). Nie mniej jednak uważam, że Jose to mocna znajomość i koniecznie trzeba go jeszcze bliżej i dogłębniej poznać. Do zobaczenia Jose!

Brak komentarzy: