7 lutego 2006

Prośba

Ile trzeba siły by prosić? Jak bardzo kochać by sobie na to pozwolić? Zwłaszcza wtedy, kiedy strach ściska gardło nakazując rozwagę nad każdą zgłoską. Strach nie o to, że usłyszę ‘nie’, strach, że swoją prośbą mogłabym zrobić przykrość. To ten strach jest największym jaki odczuwam.

Nawet nie próbowałam artykułować swojego pragnienia. Zapytałam tylko, czy mogłabym dostać prezent, prezent-niespodziankę. Rzeczy nienazwane nie istnieją, rzeczy nazwane stają się. Poczęte rozpoczynają życie we wnętrzu umysłu, w duszy i innych zakamarkach człowieczych. Rosną, czasami powolutku i w kąciku, czasami gwałtowną siła dopominają się miejsca w życiu. I nie sposób ich poskromić. Wieczorem jest w głowie całkiem cicho i sennie, ale nad ranem, jeszcze przed świtem, budzi mnie myśl kołacząca do wrót moich powiek. Otwieram oczy, jak wizjer w ciężkich, stalowych drzwiach, żeby zobaczyć co dziś pojawiło się w moim umyśle. Mała tęsknota odziana w płaszcz wspomnień. I wiem, że kiedy przekroczy próg mojej świadomości ugoszczę ją gorąca herbatą. Usiądziemy przy strzelającym ogniu przyjemności z albumem wspomnień na kolanach. Otulę się jej płaszczem i zjednoczę, sama stając się tęsknotą, Tęsknotą przeszłych zdarzeń.

I nie wypowiedziałam swojego życzenia, nie wypowiedziałam bo Pan wypowiedział je za mnie. Nie jako pytanie, nie jako przypuszczenie. To było zdanie twierdzące. Czy to aż tak widać? Czy może, po prostu, Mąż Pan zna mnie tak dobrze. Leżałam w pościeli, z twarzą wciśniętą w poduszkę, żeby ukryć łzy. Ukryć je przed sobą.

Teraz wystarczy mi nadzieja i świadomość, że mogę poprosić. Odpowiedź, to już zupełnie inna bajka. Zresztą nie do mnie należy. Poczekam.

Brak komentarzy: