1 lutego 2006

Seksualizm biżuterii

Mój stosunek do biżuterii można określić słowem minimalistyczny, ograniczający się zegarka oraz małego, srebrnego triskelonu na krótkim łańcuszku. I to byłoby na tyle. Jakoś nie mam potrzeby ani przyjemności wieszania na sobie niczego, co nie miałoby dla mnie znaczenia bądź to praktycznego, bądź emocjonalnego.
Niemal analogicznie przedstawia się mój stosunek do biżuterii na męskim ciele – zegarek i spinka przy krawacie wyczerpują w zasadzie cały męski arsenał błyskotek. Cały? No dobra poza jednym, małym elementem a dokładniej parą. Niezauważalnym niemal, zwłaszcza z pod marynarki. Znowu nie tak – niezauważalnym dla kogoś, kto nie przywiązuje do tego wagi. Dla kogoś, kto po kształcie i ułożeniu wystających mankietów nie jest w tanie stwierdzić co trzyma je razem. Tak, chodzi o spinki do mankietów. Te maleńkie cacka doprowadzają mnie do szaleństwa. No po prostu przestaję myśleć racjonalnie, kiedy widzę mankiety koszuli nimi spięte. To taki trochę powrót do przeszłości, odrobina nostalgii, przyprawiona szarmancką elegancją. To dbałość o detale, czarowanie i uwodzenie nimi.

Nawet pisać nie potrafię o spinkach bez przyspieszonego oddechu. No, a wczoraj to już przeszłam samą siebie. Podczas rozmowy złapałam się na tym, że zamiast patrzeć rozmówcy w twarz wodziłam wzrokiem za jego nadgarstkami, śledząc każdy ruch tych małych prowokatorek, które łypały na mnie zalotnie. Doszło do tego, że wyciągnęłam palce, żeby ich dotknąć. Całe szczęście, że rozmówca znaną mi osobą był i jedynie z uśmiechem opędzał się od moich wścibskich paluchów. Strach pomyśleć jak odebrałby to ktoś całkiem obcy. Jeśli jeszcze dodać do tego reakcję ciała, które ewidentnie potraktowało obraz tych chłodnych w wymowie, kawałków srebra jak element, co tu ukrywać, jak element seksualności no jest komplet.

Popularne powiedzenie określa oczy mianem zwierciadeł duszy. Dla mnie spinki są wyrazem męskiej seksualności. Taką małą prowokacją noszą niemal jawnie a rozpoznawalną tylko dla wtajemniczonych. Moja wyobraźnia już mi szepcze do ucha słowa nietuzinkowy, nieszablonowy, interesujący… To pretekst. Do czego? Do nawiązania rozmowy. Do sprowokowania dotyku. Do powrotu… na przykład po szaleńczym seksie. Po oderwany, w ferworze zmagań z garderobą, guzik przy mankiecie koszuli nikt się nie schyli, nie będzie go szukał – to produkt masowy, zastępowalny. Po zapomnianą/ zapodzianą/ zostawioną celowo (niepotrzebne skreślić) spinkę zawsze można wrócić. Bezkarnie. Bezpiecznie. Z klasą.

A przecież i celowo można taką spinkę przed jej właścicielem ukryć… Spinki to atrybuty seksualnej dyplomacji, z których każda ze stron może korzystać, jeśli tylko potrafi… Zwłaszcza to, na których czas już odcisnął swoje piętno. Te, na których widać ręczną robotę. Te, które mogłyby opowiedzieć nie jedną historię, gdyby tylko potrafiły mówić.


Brak komentarzy: