7 września 2006

Idzie nowe

Idzie nowe, co nie znaczy, że lepsze. Ale jak w filmach Barei jak coś z góry nadciąga to wdrożyć trzeba nie zadając pytań. A, że przy tym ludzie sobie ręce po pachy urobią a efektów nikt nie zauważy to już inna sprawa. Osobiście wizytował dziś dyrfin koncernu i przekazywał „dobrą nowinę”. Jedno jest pewne czasu będzie jeszcze mniej niż dotychczas. Całe szczęście, że trochę ruchów personalnych w departamencie będzie miało miejsce w najbliższym czasie bo inaczej trzeba byłoby zacząć gonić własny ogon. No i wygląda na to, że wycieczka do Monachium mnie nie ominie (bo podobno tam na miejscu lepiej się wyjaśnia problemy). Swoją drogą ten dyrfin to jakiś pechowy jest, podczas każdej jego wizyty zdarzają się jakieś perturbacje natury organizacyjno spożywczej. Pamiętam jego pierwszy przyjazd, kiedy całkiem nowa asystentka prezesa wniosła tace z pogryzałkami i zdjąwszy z niej filiżankę kawy pozwoliła zjechać miseczce z orzeszkami, które malowniczo rozsypały się na stół, ludzi i podłogę. Dziś dla odmiany rzeczony gość tak gestykulował zawzięcie, że posłał w kosmos filiżankę z kawą. Ot takie tam.

W międzyczasie kolejna walka z niesubordynacją pracowników, ale do tego już chyba powinnam przywyknąć. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała przełączyć się na zamordyzm bo do niektórych nie trafia słowo w języku ojczystym. Matka Karmiąca wróci za jakieś cztery tygodnie to i nowe porządki się wprowadzi leserom dziękując.

Brak komentarzy: