23 września 2006

Przypadki chodzą po ludziach

Nie pamiętam odkąd miałam na to ochotę, mogę tylko stwierdzić, że od bardzo dawna. Mało tego, mój szanowny organizm także zaczął w tym kierunku kombinować. Tylko jakoś tak nie mogliśmy się zejść w fazie, zawsze coś stawało na drodze. Jak nie buszująca po domu sześciolatka, to zbyt szybko wcielana w życie decyzja o seksie (albo po prostu bzyk bez uprzedzenia). A tu trzeba chwilę wcześniej wiedzieć, że człowiek zamiaruje poeksperymentować, grunt tak zwany zawczasu przyszykować.

Tym razem jednak wszystko zaczęło się o przypadkowego pośpiechu. Chciałam bez zbędnej zwłoki znaleźć się w domowych pieleszach więc pominęłam ten drobny rytuał jakim jest sikanie przed podróżą (choćby tylko krótką jak droga z pracy do domu). Zupełnie wyleciało mi z głowy, że chwilę wcześniej pochłonęłam pół literka czarnej, słodkiej, zimnej kofeiny z bąbelkami. Ale ona nie zapomniała o mnie. Nie minął kwadrans, kiedy zameldowała rozkosznie, że dotarła do pęcherza i chciałaby z niego wyjść. W tym czasie zdążyłam już dotrzeć do rogatek miasta i… tu się zaczyna dramatu część pierwsza. Zupełnie zapomniałam, że po drodze mijam (lub chciałabym minąć) przebudowę drogi. Tym samym utknęłam w gigantycznym korku, ponieważ takich jak ja zapominalskich było tam już więcej. Wcześniej byłaby jeszcze możliwość objechania tego draństwa. Wcześniej tak, ale już nie teraz. Stałam więc wśród innych czekających na cud nad Wisłą, i jak oni nie mogłam się spodziewać niczego dobrego. W tym czasie cola w pęcherzu zaczęła urządzać sobie całkiem pokaźne rozmiarowo zgromadzenie towarzyskie. A tu ani objazdu, ani możliwości ulżenia sobie w lasku (głównie ze względu na brak lasku). Wyrywając po metrze jezdni w żółwim tempie zbliżałam się do krytycznego skrzyżowania. Kiedy zostało już zaledwie dwieście, może trzysta metrów parcie na pęcherz zrobiło się niemiłosiernie, a jednocześnie (zupełnie nie wiedząc dlaczego) pojawiło się ni mniej ni więcej tylko podniecenie. W tej sytuacji przestałam myśleć o opróżnieniu pęcherza skupiając się na tym, jak dowieźć jego zawartość w stanie nienaruszonym celem spożytkowania w całkiem inny sposób.

Wystukałam numer telefonu relacjonując Panu Mężu stan drogowo-pęcherzowy wraz z przewidywanym czasem dotarcia do domu. Polecenie było proste – zameldować się w łazience w pełnej gotowości. Na samą myśl gdzieś z wnętrza odpowiedziały mi skurcze, które próbowałam uspokoić, żeby nie popsuć tak misternie układającej się koncepcji mokrą kałużą. Zaprojektowana przeze mnie łazienka nie przewiduje czegoś takiego jak kabina prysznicowa ale wydziela jedną trzecią przestrzeni dla celów prysznicowych. Bez ciasnoty, bez zbędnych powierzchni szkła czy pleksi, wystarczą przemyślnie postawione ścinki. Tam też udałam się w poszukiwaniu nowych doznań.

Stojąc twarzą do ściany, z wypiętym tyłkiem czekałam aż pojawi się Mistrz Ceremonii. Jego palce dotykające mojego łona były jak przecięcie wstęgi – stałam wypięta i otwarta, czekająca na grom z jasnego nieba i tylko krople sączące się z wnętrza nie były kroplami deszczu. Kiedy poczułam pierwsze dotknięcie rozpalonego kutasa kraina dotyku otworzyła się przepaścią pode mną. Stałam się sensorem odbierającym najlżejszy nawet kontakt z moim ciałem. A wsuwająca się we mnie powoli męskość Pana Męża tylko podkręcała obroty. Pierwszy sztych, głęboki aż do dna, wywołał skurcze rozkoszy a jednocześnie nie dające się opanować uczucie parcia na pęcherz. Czułam, że zaczynam sikać, ale nic takiego nie miało miejsca. I tylko skurcze były coraz silniejsze. Dotknęłam wnętrza ud, ale nie spływał po nich żaden ciepłu strumyczek. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że chociaż fizycznie czuję to sikanie to jednak się ono nie uzewnętrznia. Przestałam się nad tym zastanawiać albowiem odczucia płynące z wnętrza ciała były niesamowite. Zatracałam się w falujących skurczach przy jednoczesnym wypełnieniu do granic. Każdy ruch członka inicjował kolejne orgazmy, coś absolutnie niesamowitego. Kiedy tak rozkoszowałam się tym co działo się we mnie zostałam nagle pozbawiona gorącego dotyku męskości wewnątrz. A to, co się z tym wiązało zaskoczyło mnie. Kiedy tylko opuścił moje wnętrze poczułam strużkę na udzie. Bezwiednie, nieświadomie, po prostu poczułam, że sikam. Zupełnie jakby członek był korkiem przytkniętym do trzeciej dziurki. Odruch powstrzymania strumienia był niemal natychmiastowy, ale jednocześnie podniecał mnie fakt, że zostałam doprowadzona do takiego stanu, kiedy nie panuję nad własnym ciałem, kiedy ono robi co chce i kiedy chce, mając głęboko w poważaniu moje chcenie. Czułam się w jakiś sposób zbrukana ale i czysta zarazem. Świadomość tego, że fizjologia ustępuję przed siłą pożądania była niesamowita. Oto stałam się świadkiem i świątynią obrzędu, w którym pierwotne instynkty i reakcje wzięły górę. Nawet posłuszne mi kegle nie bardzo radziły sobie z tym stanem, w każdym razie działały z opóźnieniem. A im bardziej nimi pracowałam tym bardziej odpływałam drgającą przestrzeń własnej cielesności. Wydające się wiecznością chwile kończyły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wystarczyło, że Pan Mąż wsunął się we mnie. I chociaż nie ustępowały ani skurcze, ani przyjemność to jednak fizjologia była poskramiana. I znowu ta świadomość i fizyczne odczucie opróżniania pęcherza, która stała w sprzeczności z obrazem rzeczywistym. Czułam brak władzy nad ciałem. Czułam się jak ogrodowy wąż w rękach kawalarza, który zaginając prześwit zatrzymuje strumień wody, żeby puścić go w najmniej oczekiwanym momencie. Tak było i ze mną. Kiedy tylko zespolenie nie było pełne jego miejsce zastępowała sącząca się strużka, która znikała gdzieś w czeluściach mnie ustępując miejsca taranowi męskości.

Niesamowita karuzela doznań, percepcja na najwyższych obrotach, doznania wywołujące drżenie mięśni łydek i ud. Trans. Mokry, podniecający trans. Sikanie w rytmie skurczów orgazmu, zupełnie jakby niewidzialna dłoń zaciskała się nie tylko na pochwie, ale i na pęcherzu. I ta świadomość, że nie mam na to najmniejszego wpływu, że jestem jak nieszczelne naczynie, którego dziurkę zatyka się palcem. A gdzieś w środku tsunami…

=============

nycprincess goodgirlus@op.pl2006-09-23 17:31:24 69.86.141.76
Czytam od dawna i systematycznie:)I coraz bardziej mie sie podoba...Pozdrwiam cieplutko:)

Brak komentarzy: