28 września 2006

Nienasycenia ciąg dalszy

Dziś potrzebowałabym wszystkich rozkoszy świata, żebym mogła zaspokoić głód zwierzęcia we mnie. Chlupot determinował moje zachowanie. I zapachy. Wszystkie dookoła przywodziły na myśl sex. Nie panowałam nad ciałem nie panowałam nad umysłem. Pragnęłam tylko nasycić bestię. Bestię, która nie chciała słuchać. Leżąc na plecach z uniesionymi w rozkroku nogami pulsowałam spełnieniem po szybkiej, mocnej penetracji. Czułam się jak zziajany pies, którego jęzor zwiesza się bezwstydnie z pyska.

Zwierzę we mnie potrzebowało poskromienia. Z pomocą przyszła linka. Czarna, gruba linka, którą Pan Mąż oplótł ciasno i ściśle moje przytulone do podudzi przedramiona. Przez moment przeszło mi przez myśl, że to idealna pozycja do podwieszenia (oczywiście ze stosowną rozpórką). Uwielbiam być skrępowana. Ograniczenie możliwości ruchu wywołuje we mnie poczucie bezradności, bezsilności – co wzmaga pożądanie. Z wystawionymi na szybkie gwałtowne pchnięcia nabrzmiałej męskości uderzającej w tylną ściankę. Bez ustanku, bez jednej przerwy. Zmęczenie rozwiedzionych ud, nieznośny ucisk w nadgarstkach i kostkach. I ciągle rosnące podniecenie. Czułam je już nie tylko wewnątrz, ale i na zewnątrz. Moja skóra zaczęła pokrywać się delikatną warstewką wilgoci, a dreszcze, które były widoczne tylko uwypuklały ten efekt. Nie zliczę szczytów, które zdobyłam tego wieczora. Szczytów, których zdobycie obwieszczałam światu gromkim głosem. Później, od Męża Pana, dowiedziałam się, że solidny knebel stał się konieczności, z bardzo wysokim priorytetem…

Kiedy wstał poczułam się taka zależna. Palce dłoni zaczynały powoli tracić czucie, a ja nie mogłam się zdecydować czy poprosić o rozwiązanie. Ten stan ubezwłasnowolnienia, którym się upajała zbyt był rozkoszny. Ale nie ja decyduję o zdjęciu więzów czy ich założeniu. Tak więc kolejne zwoje liny wypuszczały mnie z objęć pozostawiając po sobie jedynie odciśnięte w skórze pocałunki. Uwielbiam ślady po linach. Po prostu je uwielbiam. Dotykanie rysunku wypukłości, czerwonych i zbielałych miejsc na ciele, ich widok potrafi przynieś orgazm. I tak było tym razem. Byłoby to piękne zwieńczenie wieczoru. Byłoby, gdyby nie cudowny fist, który nastąpił chwilę później. Po tym mogłam już tylko zasnąć. Ze zmęczenia. Z rozkoszy. Ze spełnienia. I zasnęłam. Z błogim uśmiechem na twarzy. Jutro obudzę się trochę obolała ale cóż to jest w porównaniu do ogromu przyjemności jakiej doznałam dziś. Rozkoszy, bólu i upokorzenia. Bo przecież usłyszałam, że jestem jak suka w rui, że gdybym poszła do pokoju tamtego faceta to zrobiłabym to czego chciał w esemesie. Tak powiedział Pan Mąż. I cóż. Wstyd się przyznać, ale tak – zrobiłabym to. Wtedy i w stanie jakim się wówczas znajdowałam tak właśnie stałoby się. Ciekawe czy byłabym w stanie zrobić to na oczach Męża Pana. Może kiedyś się o tym przekonam. Na szczęście jeszcze nie dziś, nie jutro…

Brak komentarzy: