31 marca 2006
Historia z wanną w tle
FETYSZufka
- brak
- trampling (Don Kichote, Gloria_Victis)
- Drag Queen
- zabawy z woskiem (Gloria_Victis)
Abstrakt:
Klub NoMercy, w którym miała się odbyć impreza na 3 tygodnie przed terminem zmienił zdanie i skasował rezerwację
Publikacje:
30 marca 2006
Sezon czas zacząć
Poza tym nie zna życia kto się w piankę nie ubierał tuż przy ciągle jeszcze emitującym ciepło grzejniku, w małej przymierzalni. Nowy neopren ma dwie właściwości jest bezwonny i cholernie trudny do wciągnięcia. Ile to się trzeba nasapać, nawściekać, nawciągać, żeby ujrzeć się w tej drugiej skórze. I kiedy już ostatnim pociągnięciem suwaka odpływa się w niebieskie gorąc uderza do głowy. Na łodzi zawsze znajdzie się pomocna para rąć, która szarpnie odzieniem ściągając górę poza linię ramion. A tu? Radź sobie sam Grzegorzu Dyndało. Poradziłam sobie, ale po tych operacjach bardziej się nadawałam żeby pójść pod prysznic niż wracać do biura. Ale butki dobrałam perfekcyjnie i tym sposobem rozpoczęłam realizację kolejnego punktu z listy przewidzianej na ten rok. Zobaczymy co będzie następne…
28 marca 2006
Mów mi DYRFIN :)
I to jest to, co tygryski lubią najbardziej - sięgać wysoko i zdobywać to, po co się sięga!
===========
Piotr 2006-03-28 19:38:15 80.75.243.102
Gratulacje!
Raven 2006-03-28 13:17:34 195.136.47.66
gratuluję zoozko:)
27 marca 2006
A może tak zamiast krytykować "w MetalCave było do bani", "M25 poracha", "Rasko żenada" to ruszyć dupsko w wyśfeichtanych skórzanych portkach i zdecydowanie przykusej koszulce (tych samych na każdej imprezie)i samemu zorganizować imprezę pokazując całemu światu co to jest dresscode-by-MeSe? Droga wolna. No a argument, że A. mogła się bardzie postarać z ubiorem powalił mnie na miejscu. Faktycznie długi lateksoxy kombik i zasznurowany na maxa wiktoriański gorset to nie dresscode. Temu panu już dziękujemy...
26 marca 2006
FETYSZufka the day after
Dwa słowa o klubie. Nieduży i przytulny, z miękkimi kanapami (jak to obiecywał Płaszczowy). Ale było też kilka mankamentów niestety. Po pierwsze zdecydowanie za jasno, po drugie zimny wychów (miejscami nie do zniesienia) czyli nadzwyczaj sprawnie działająca klima. Co do ochrony to bez zarzutu, przestrzegali ustaleń a w razie wątpliwości wzywali A., która podejmowała decyzję ostateczną o możliwości wejścia dekliwentów. Barmani początkowo dość oschle i z dystansem odnosili się do uczestników, ale cóż na pierwszy rzut oka całe to towarzystwo wygląda przecież niezwyczajnie. Co do następnej imprezy to koniecznie musi to być sobota a nie piątek.
A teraz do rzeczy czyli to co najciekawsze. Przede wszystkim nie zawiedli stali bywalcy i ci miejscowi, i ci z dalekich rubieży (a reprezentowane było całe południe i zachód, i środek, i wschód). Było parę nowych twarzy i było całkiem sporo tych, którzy robili duuuże oczęta (i vice versa zresztą). No ale to nieuniknione biorąc pod uwagę całkiem pokaźny udział TV wśród uczestników. O pełnej integracji nie można mówić, ale była ona dużo większa niż w październiku. Po części zapewne dlatego, że większa była liczba osób, które już się znały, po drugie dlatego, że pojawiły się ‘zajęcia w podgrupach tematycznych”. No i przede wszystkim tym razem sporo ludzi zdecydowało się zabrać (i pokazać!) swoje zabawki. Tak więc można było potrzymać w dłoni różne ciekawe noże (nie powiem niektóre powodowały szybszy oddech) a i parę urządzeń spankingowatych przemknęło przez ręce i tyłki. Nie zabrakło lin dla tych, którzy mają ‘talent tkacki’ w rękach. A i parafina popularnie woskiem zwana zmieniła się w apetyczny pancerzyk na plecach, piersiach i tyłku. Siłą rzeczy konieczne było oczyszczenie oczywiście przy użyciu… palcata.
Jedną z atrakcji wieczoru był występ Drag Queen. W całkiem normalnych okolicznościach mało kto wybiera się, żeby zobaczyć taki występ na żywo. Choć z drugiej strony jeśli oglądało się Klatkę dla ptaków to czasami przychodzi ochota, żeby zobaczyć taki występ na własne oczęta. Jedno jest pewne pozazdrościć im można swobody poruszania się (i to nie wyłącznie po płaskiej i równej podłodze) w tych niebotycznych szpilkach. No bo jak inaczej ocenić piruety, wymachy, wchodzenia na krzesła czy stoły bez jednego zachwiania równowagi? A jeżeli dodać do tego dynamiczną choreografię i wokal to już duża sztuka. W jakiś sposób byliśmy obcy w przestrzeni klubu, co dawało się zaobserwować zwłaszcza podczas jednego ze spontanicznych występów wokalno-tanecznych kiedy to zarzucenie uda na heretyckie męskie ramię wzbudzało sprzeciw (właściciela ramienia rzecz jasna). Ale, że w przyrodzie każda akcja wywołuje reakcję to była i nieoczekiwana zmiana miejsc. Kiedy w ferworze występu Drag Queen wskoczyła na barana jednemu z gości, odsłoniła nieopacznie tę część ciała, która do sparkingu najbardziej się nadaje. Wówczas to właściciel heretyckiego ramienia wziął odwet serwując pośladkom parę solidnych razów tawsem lub packą (dokładnie nie wiem, bo wszystko działo się szybko). Tak więc można zaskoczyć także zaskakującą innych Drag Queen. To taki mały przykład integracji środowisk różnych, zakończony oczywiście brawami i śmiechem. Jak widać odmieniec z odmieńcem zawsze znajda wspólny język eeee… tyłek… czy co tam.
Impreza spełniła oczekiwania jednego z nowo przybyłych – fana trampingu bo poza oficjalnym pokazowym deptaniem w wykonaniu A. znalazło się kilka chętnych tramplinek. Zwłaszcza jedna wykazywała niezwykły zapał w spacerowaniu po żywym dywaniku. Jedna z Drag Queen także wybrała się na spacerek. Nie sposób pominąć faktu, że małego stępa zdecydowała się ponygirl, jej podkute kopytka stukały wdzięcznie po podłodze kiedy podchodziła do podestu. Później zaś były już cichutkie kiedy „steplowały” ciało. Tak, tak to kolejny przykład na to, że w specyficznych okolicznościach i towarzystwie można się odważyć na coś, co na co dzień wydaje się niemożliwe, albo po prostu nie mamy pojęcia, że coś takiego istnieje
Oczywiście był i lateks i to całkiem dużo, w różnych kolorach i formach. Była Biała Dama i Srebrny Szerszeń, była Kobieta w Długiej Sukni i Człowiek z Lampasami, zaszczycił nas obecnością nawet Diabeł z Piekła Rodem (albo z Krakowa jeśli ktoś woli). Aż mi się ciepło robi na samo wspomnienie – nic nie jest w stanie dorównać gładkości lateksu z odrobiną olejku silikonowego. Z każdym pociągnięciem dłoni budzi się w człowieku jakieś pazerne na głaskanie stworzenie. Ale wracając do kreacji to nie sposób pominąć faktu, że był na Sali Ten-Który-Z-Lateksu-Zrobi-Prawie-Wszystko czyli wykonawca wszystkich tych gumo-cacek.
Tak sobie piszę i prawie bym zapomniała o grupie facetów (całkiem zresztą licznie reprezentowanych). Odkąd pamiętam to takie sceny wydawały mi się możliwe jedynie w amerykańskich filmach, a tu się okazuje, że po pierwsze nie tylko w filmach ale i w realu, a po drugie nie tylko w Ameryce ale także w Kaczogrodzie. Tak, tak mam na myśli facetów ubranych w skóry w wersji, która optycznie chyba najbardziej kojarzy się z gejami (w każdym razie nam laikom). Czyli kurtki, spodnie z gatunku bryczesów albo czapsy odsłaniające gołe pośladki (doceniam bo mnie nie starczyło charaktery żeby się tak pokazać), czapki z daszkiem i temu podobne (w tym jeden całkiem kompletny mundur wyglądający na mundur amerykańskiego policjanta). Super. Serio, jestem p
wrażeniem, w końcu to była koedukacyjna (i płciowo i ‘wyznaniowo’) impreza więc duże brawa za zaprezentowanie się w takiej formie. Poza tym aż miło było popatrzeć na relacje między nimi, dużo ciepła i czułości w najlepszym wydaniu. Była też słynna kurteczka o policyjno-motocyklowym fasonie wykonana z lateksu (właściciel pomimo maski został zidentyfikowany czyli – po kurtce go poznacie). Z męskiego ale heretyckiego towarzystwa nie sposób pominąć Człowieka-W-Wermachtowych-Spodniach, który na dodatek uroczo (głośno przełykam ślinę na samo wspomnienie) włada nożem…
Przedstawiciele wyznania „goth-fetish-cyber… itp.” decydowanie najbardziej alienowali się choć niektórzy pod koniec pozowali nawet do wspólnych fotek. A właśnie skoro już przy zdjęciach jestem to niestety wraz z chorobą Płaszczowego pozbawieni zostaliśmy Nadwornego Fotografa imprezy, stąd dokumentacja fotograficzna wykonana została jedynie dla i przez Gumisiów oraz tych, którzy mieli ochotę się z nimi pobawić przed obiektywem.
Reasumując można to lubić, można nie lubić, może się podobać albo nie, ale wartości poznawczej takiej imprezy nie sposób przecenić, zwłaszcza w dobie kaczyzmu i moheryzacji społeczeństwa. I chociaż Płaszczowy stwierdził, że następna to będzie raczej prywatka niż impreza klubowa to mam nadzieję, że uda się go odwieść od tego pomysłu (może za duuużą porcję głaskania?). W każdym razie pomysł na konwencję następnej jest już wstępnie omówiony :)
22 marca 2006
Myślę maska - myślę lacka - myślę...
Świadomość tego, że cały strój przygotowany jest własnoręcznie, a przez to niepowtarzalny i odpowiadający moim potrzebom jest ekscytująca. W zasadzie to lubię wszystkie swoje lackowe kreacje. I powoli szycie z lacki staje się coraz łatwiejsze. A konstruowanie i wykonywanie batystowych prototypów nakręca jeszcze bardziej. Jak tak dalej pójdzie to może trzeba będzie się zastanowić nad jakimś autorskim pokazem fetyszowej mody? Hmm całkiem fajna koncepcja, może na następnej imprezie? To co prawda było by (najbardziej) zaspokojenie mojego ekshibicjonizmu, ale co tam. Biorąc pod uwagę monotonną ofertę ciuchów w sklepach branżowych z cała pewnością stanowiłoby ciekawy punkt programu. To co wisi na sexshopowych wieszakach to maksymalne wykorzystanie materiału czyli mini mini spódniczki i topiki. A przecież lacka cholernie wdzięcznym materiałem jest i można z niej uszyć prawie wszystko. Ot chociażby długą do ziemi suknię, którą uszyłyśmy z A. na październikową imprezę. ‘Lady In Red’ to coś, na co nie sposób pozostać obojętnym.
Tik tak płynie czas, a do piątku całkiem już niedaleko (w każdym razie bliżej niż wczoraj). Dziś wieczorkiem uszyjemy maskę dla A, jeszcze drobne wykończeniówki przy sukience i masterskiej masce, i można zaczynać. Niech już będzie piątek.
==============
picadorre stinger47@gazeta.pl2006-03-24 10:20:33 194.187.145.4
Dojrzałem od pewnego czasu do klimtów BDSM. Nie wiem skąd to się wzięło. Trochę przypadek. Spotkania klimatyczne w kilka osob, regularnie co jakiś czas. Podniecenie, gdy widzę moją sukę w lateksowych ciuchach. Jak jest zdominowana przez "S" (S to ona). Jej pokorny wzrok. Knebel, sznur, kajdanki. Ponure klimaty miejsca, w którym sie spotykamy. Roziskrzony wzrok wszystkich. Razy na wypięty tyłek. Jęki tej suki. Dzisiaj następny seans. picadorre.blox.pl
A 2006-03-22 14:21:25 62.233.167.70
O, a jak wyszłam z pisania komentarza to upierdiwy googiel zniknął :-) Całkiem, ani kawałek nie zasłąnia tekstu..
A 2006-03-22 14:20:05 62.233.167.70
Niech już będzie..Też nogami przebieram i ślinić się zaczynam na samą myśl o gładkim tłumie (zwłaszcza, że tłum raczej nie będzie protestował przy głaskaniu)...I nadal nie wiem w co się ubrać...
Puk! Puk!
A przy okazji gdzieś w środku mnie kołacze się pewna wizja. Zmaterializowany pociąg do długich, sznurowanych baletek I nie oto chodzi, żeby je mieć (bo to jest sprawą najprostszą) ale żeby móc swobodnie w nich chodzić. Tak, wiem, niektórzy dostaną oczu wielkości kół od wozu na tę wieść (znając mój stosunek do wysokich obcasów). Ale taka jest prawda. Jestem zakochana, zafascynowana i zauroczona tymi butkami. Raz jeden miałam na nodze (nawet nie na dwóch tylko na jednej) i mnie dopadło. To trochę jak zakładanie maski i stawanie się inną sobą, zew gdzieś z wnętrza. A potem już tylko trening, trening i jeszcze raz trening. Ale za to jaki jest efekt! Nic nie może się z nim równać.
Podczas którejś wizyty u M&M nie mogłam się napatrzeć na film z baletkami w roli głównej właśnie. Dwie kobiety – dwa światy. Jedna pełna gracji płynęła nad ziemią w drobnych kroczkach i druga, całkiem jeszcze niestabilna, niewprawna, nieporadna. A przecież ja nawet kroków dwóch nie uczyniłabym dziś w takich butkach. Podziw mój dla nich był ogromny i fascynacja, i chyba nawet coś na kształt zazdrości. Bo taka jest prawda zazdrościłam im tej swobody balansowania na szczycie kobiecości. I w końcu sam widok – jakże podniecający. Szaleństwo do potęgi entej na samą myśl. Chciałoby się powiedzieć – na następną imprezę przybywam w takich butkach (ale to mogłoby oznaczać dłuuugie czekanie na kolejną okazję do spotkania w tym gronie). Jedno jest pewne, spróbuję to zrobić. Nie na następną, to na kolejną, albo jeszcze dalszą, ale tak bardzo chodzi mi to po głowie, że spróbować muszę. No bo jak się nie nakręcić widząc coś takiego? Rozpływam się w marzeniach…
21 marca 2006
Ścieżka do…

20 marca 2006
Apel do ludzi dobrej woli władających hateemelem
=============
asdf 2006-03-21 13:32:01 83.5.47.230
A ja podejrzewam, że to ten licznik generuje dodatkowo reklamę.
Piotr 2006-03-20 23:23:57 149.156.9.242 10.100.100.6
Zooza, cóż nie znalazłem Twojego maila - wal więc na coro1231 (at) wp (kropka) pl
zooza 2006-03-20 22:10:32 83.24.33.155
zooza ==> A Rozwiązanie skuteczne i nie wymagające nakładów, dzięki :). Nie mniej jednak spróbuję usunąć przyczynę.
zooza ==> PiotrPrzejrzałam kod strony głównej i podstron, ale nie znalazłam nic, co wyglądałoby jak Twoja wskazówka. A co do napisania to napisać mogę, a i owszem pytanie tylko gdzie wysłać Tajemniczy Nieznajomy ;-)
Piotr 2006-03-20 21:08:56 149.156.9.242 10.100.100.6
A jeśli masz dostęp do kodu strony to znajdź kawałek wywołujący takie coś:http://www.popunder.hostingpro.pl/ad/adjs.phpi wywal go.
A 2006-03-20 20:21:53 87.96.115.176
No i można jeszcze olać totalnie, a chcąc przeczytać całość bez upierdliwej obecności googla - kliknąć na "skomentuj".. Tekst widać cały i żaden googiel nie podskoczy ;-)
Piotr 2006-03-20 19:53:27 149.156.9.242 10.100.100.6
Droga Zoozo!Rzecz jse jak podejrzewam niezależna od Ciebie - można ją usunąć tylko przez przeglądarkę. Ja to zrobiłem (z niemałym wysiłkiem), a używam jako przeglądarki Firefoxa dodatkowo z wtyczką o nazwie Adblock Plus. Jak chcesz więcej informacji, napisz.
Ogrodnik Michael Schultes

Połyskliwą skórkę czereśni huśtających się na sterczącym sutku…






Taaaa daaaaam!
17 marca 2006
Losy powiązane przeznaczeniem
Wyspa, Drzewo, Zamek
Lecz mój czujny wróg był jak szczur,
Na dobranoc, w środku samotnej nocy dostało mi się jeszcze wiaderko pomyj z najmniej spodziewanej strony. Smutne. Bardzo smutne. Dlaczego ci, których kochamy ranią najmocniej? Nie wiem, ale wiem, że tak jest. Niejednokrotnie już tego doświadczyłam. Ze smutkiem na ustach i łzami na policzku zasypiam, zostało mi jakieś trzy i pół godziny na sen…
16 marca 2006
Żywe wspomnienie
I tak bardzo pragnę Jej, właśnie teraz, po miesiącach bardzo ciężkiej pracy, po zdarzeniach ostatniego tygodnia. Dobrze jest móc wrócić pamięcią do chwil, w których czas i świat są tylko delikatnym tłem. Do smyczy z rąk do rąk przekazanej, do smyczy na dłoni zawijanej. Zapadam się we wspomnienia, w marzenia, w siebie. Tak niewiele potrzeba do szczęścia, tak dużo zarazem. Mój niepoprawny optymizm nakazuje mi wierzyć, że Zjawiskowa Pani znów stanie w progu mojego domu żeby w rozkosznej wymienności zagrać odę do rozkoszy na moim ciele i duszy. W mojej głowie niezmiennie LA.
15 marca 2006
Zawodowo bez zmian :(
Dziękujemy za spotkanie. Wybraliśmy na to stanowisko inną osobę, osobę o mniejszych kwalifikacjach i doświadczeniu, ale taką, dla której będzie to prawdziwy awans. Obawiamy się, że nasza firma nie spełni pani oczekiwań i szybko byśmy panią stracili na rzecz większej organizacji.
No załamać się można, wygląda na to, że ciepła posadka w niedużej, spokojnej firmie już nie jest mi pisana, bo zakwalifikowałam się do kategorii koncernowych molochów fabrycznych. Tyle tylko, że nie jestem zawziętym japiszonem i zdobywanie szczebelków korporacyjnej drabinki nie jest moim priorytetem. Mówi się, że co nas nie zabije to nas wzmocni. Możliwe. Ale dziś mnie zabiła na miejscu ta argumentacja. Jak zmartwychwstanę to pomyślę co dalej.
================
Azael azael69@wp.pl2006-03-16 14:00:42 83.31.5.46
doskonale Cię rozumiem... kilka razy słyszałem podobny tekst a dwa razy nawet czytałem!potem zmieniłem nieco CV... odchudziłem je.nie umieraj Zoo...będzie przykro...
Medycyna naturalna
Samotność domowa - dawno jej nie doświadczałam. A. wyprowadziła się, Pan Mąż z Młodą wybyli w sprawie, a ja cieszyłam się dniem wolnym od biura. Cisza i spokój, zmącona jedynie szumem wody nalewającej się wanny i cichymi dźwiękami muzyki. I w takim właśnie nastroju stanęłam oko w oko z bańkami. I jakoś tak inaczej na nie spojrzałam i postanowiłam wykorzystać nie do końca zgodnie z przeznaczeniem. Usadowiwszy się wygodnie na łóżku obracałam w palcach ciężkie, grube szkło, przeciągając chwilę prawdy. Nie byłabym sobą, gdybym nie wcieliła w życie pomysłu, który zalągł się w mojej głowie. Pieczołowicie nakryłam łechtaczkę szklaną kopułką (brr strasznie zimne to szkło, aż mnie dreszcze przeszły, choć nie wiem czy to z zimna czy raczej z oczekiwania na nowe doznania). Nie mogę powiedzieć, wyglądała całkiem elegancko z wyraźnie zarysowanymi brzegami. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że oto zamierzam ją hodować pod kloszem. Uśmiechnęłam się do własnych myśli i przytknęłam strzykawkopodobne coś do metalowego dzióbka. Pierwsze pociągnięcie tłoczka nie dało jakiś oszałamiających odczuć, ale przymocowało bańkę w miejscu, które jej wybrałam. Nie ukrywam, że bardzo kręcił mnie widok, który ukazał się moim oczom. Przede wszystkim dlatego, że wiem ‘co i jak mi robi podciśnienie’, ale także dlatego, że w odróżnieniu od małych strzykawek przerobionych na wysysarki pole widzenia było duuużo lepsze. Kolejne ruchy tłoczka prowadziły mnie coraz bliżej granicy bólu ale jednocześnie dawały coraz więcej przyjemności. No i panna łechtaczka wyglądała coraz bardziej ponętnie wysuwając swój najwrażliwszy z czubeczków z fałdek kapturka. Powoli nabierała lśniąco purpurowej barwy, a cała reszta cipki zamieniała się z każdą chwilą w ukrytego ślimaka, którego zdradzały jedynie mokre, ciepłe ślady na prześcieradle. Muszę przyznać, że piana z wanny zaczęła się już wysypywać na podłogę łazienki a ja nie mogłam się rozstać z moją nową zabawką (można powiedzieć, że mnie wciągnęła). Kolejnych parę ruchów tłoczkiem zaprowadziło mnie na szczyt, więc postanowiłam się odessać.
I tu natrafiłam na pewien mały problem. To, że ja postanowiłam nie oznaczało wcale, że bańka miała takie same plany. Wręcz odwrotnie trzymała się mocno. No ale od czego pseudostrzykawkowy tłoczek, skoro wyssał powietrze to teraz je wciśnie. Jak pomyślałam tak zrobiłam a tu znowu protest. Dzióbek w bańce najwidoczniej jednokierunkowy jest bo wcisnąć się nic przez niego nie dało. Lekka panika (w końcu trochę głupio tak ze szklaną bańką między nogami latać). I już zaczęłam się rozglądać za instrukcją obsługi, kiedy przypomniało mi się jak zdejmowane były bańki podczas ich klasycznego stosowania. Naciśnięcie palcami okolicy przy i pod bańkowej zaskutkowało i odłączeniem się od bańki, i kolejnym orgazmem. Tak, tak… jeszcze nigdy nie miałam tak tkliwej i wrażliwej łechtaczki. A wyglądała po prostu rewelacyjnie. Nie przepadam za pieszczotami językiem, ale wtedy chyba bym oszalała czując na niej jęzorkową szorstkość. Z barku odpowiednio długiego języka własnego oraz braku innych języków w zasięgu ręki posłużyłam się ręką właśnie, a dokładniej palcami. Mistrzostwo świata! Fascynacja zarówno bodźcami dotykowymi odbieranymi przez opuszki palców jak i przez pannę łechtaczkę. W obliczu zagrożenia powodzią zaniechałam czynów lubieżnych i przeniosłam się do łazienki. A tu kolejna niespodzianka – w wannie wystarczył tylko sam ruch gorącej wody żebym zaliczyła kolejny szczyt. A potem jeszcze jeden. Nie ma co ukrywać - ciężko było mi wyjść z wanny.
No to się nazywa pełen relaks!
Mała bańka a cieszy :)
==============
stachu banki_adasia@poczta.fm2006-05-27 20:04:34 85.128.27.10
Następnym razem spróbuj postawić bańki na cycuszkach też dają niezły odlot
13 marca 2006
Trzy do jednego
"Było nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel..." tak śpiewał Perfect lat temu iks. A ja dziś mogę powiedzieć, że jest nas trzy w każdej z nas inne sny ale jeden (ten sam!) przyświeca nam cel - wziąć TĘ robotę!
Nie lubię czekać!
Nie lubię czekać!
Nie lubię czekać!
Nie lubię czekać!
Nie lubię czekać!
No nie lubię i już!!!
Elena Vasilieva - urzeczywistnianie marzeń







11 marca 2006
Oswajania Strangera ciąg dalszy
Sałatka szwedzka na lodzie
Z pewną obawą szłam na to spotkanie, bo przecież Szweda sobie wyobraziłam jakoś i nie było to wyobrażenie przyjazne. Jakże miłym było zaskoczenie, które mnie czekało na miejscu. Szwed okazał się być przemiłym gościem, na oko dobiegającym pięćdziesiątki, otwartym i przyjaznym, a przy tym obdarzonym ogromnym poczuciem humoru. Atmosfera rozmów była hmm chyba najbardziej pasuje określenie familiarna. Co nie znaczy, że gadaliśmy o pierdołach. Zacznijmy od tego, że na środku stołu stał duży talerz a na nim eklerki, ptysie i babeczki z malinami. No grzech byłoby nie wykorzystać takiej okazji więc zaczęłam rozmowę od wproszenia się na ciacho. A później już były konkrety i to bardzo konkretne. Moja koncepcja poprowadzenia tego projektu, wstępny terminarz i check lista. Gdyby nie Generalny, który chłodził atmosferę swoim lodowatym spojrzeniem byłoby jeszcze bardziej wesoło. A swoją drogą to Generalny ma bardzo ładny angielski, taki miękki i melodyjny, aż miło posłuchać. A teraz przyjdzie chwilę poczekać bo sobie panowie zastrzegli termin na decyzję do środy. Nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona, ale poczekam. Zmora mojego życia – oczekiwanie!
Tak sobie myślę, że z jakiejś niewiadomej przyczyny zazwyczaj zmiana pracy wypada mi gdzieś w okolicy maja-czerwca. Czyli zaczynam od ‘niemienia’ wakacji. No ale może na tym właśnie polega cały widz, żeby powiedzieć ‘tak’ wtedy gdy inni mówią ‘nie’. Fajny ten Szwed, polubiłam gościa. Bardzo przypomina mi mojego pierwszego szefa w korporacji, wiekiem, sposobem bycia, elokwencją, wszystkim - poza wyglądem. A przecież od czasu kiedy tamten przyjmował mnie do pracy minie za chwilę dwanaście lat. A zawsze będę go ciepło wspominać, bo to fajny szef był… A Szwed wygląda właśnie na ten sam typ szefa.
10 marca 2006
Po prostu STRANGER!
Nie ma prezentów bez prądu
I zadziałało, wystarczyło, że Pan Mąż wziął w swoje łapki co trzeba i … włożył BATERIE! To przez ten ciężar. W porównaniu z pustą w środku winylową wytłoczką ten sprawiał wrażenie gotowego do użytku czyli – z zasilaniem. No dobra, pierwsze koty za płoty. Głupio mi jak diabli, ale co tam nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz w życiu.
Rozkładam się w polu widzenia Pana Męża i zaczynam zabawę (w duchu mam nadzieję, że odczucia będą takie jakich się spodziewam czyli PORZĄDNE). Ale wszystko wyjdzie w praniu, a teraz już lecę sprawdzić co potrafi ta wibrująca silikonowa futura. Później opowiem jak było.
9 marca 2006
Zapach przeszłości
Dziś, zupełnie nieoczekiwanie, kiedy przechodziłam obok konnego wozu dopadł mnie ten właśnie specyficzny zapach. Tym razem jednak nie przyniósł obrazu galopu przez zaśnieżony las. Dziś przypomniał mi smak pocałunków i macanki na strychu stajni. Tuż nad głowami stojących koni. I chociaż we wspomnieniach nie było sexu (bo panienką z dobrego domu byłam przecież), to teraz, nagle poczułam trzepotanie w środku. I jedyne skojarzenie jakie mi się nasunęło to zwierzęco dziki sex. I to właśnie nie sypialni, ale tam w stajni, wśród parujących, zgrzanych koni. A dziś, dużo lepiej niż wówczas, byłabym w stanie wykorzystać różne stajenne urządzenia, ot choćby wyposażenie siodlarni…
Kurcze, będę musiała bardzo uważać, kiedy znowu odwiedzi nas Człowiek-Przynoszący-Zapach-Konia. Bo nie mam pojęcia jakie wówczas skojarzenia zapach ten przywoła. A może tak Młoda załapałaby końskiego bakcyla? A ja po cichutku razem z nią… Trzeba sprawdzić!
Szwed przyleci w piątek
Hasło: Najlepsi Szwedzi są w Warszawie.
Odzew: zoozanna lubi ich tylko wiosną.
Znaczy w oryginale to były kasztany, Paryż i jesień, ale od czego parafraza?Wyzdrowiał już i przylatuje. Znaczy to, że Generalny łyknął ze smakiem to, co opowiadałam w hotelowej knajpie. Pytanie tylko po co przylatuje Szwed? Czy spotkać się z grupką i wybrać czy tylko dla formalności klepnąć wybór Generalnego i namaścić wybrańca? Czeka mnie jeszcze kilka dni niepewności. Jak ja nie lubię czekać, to się chyba nigdy już we mnie nie zmieni. Czekanie to taka bezsensowna czynność. Póki co mam jeszcze jedno spotkanie w przyszłym tygodniu no i ciągłe (nie posuwające się naprzód) negocjacje z obecnym pryncypałem.Jutro podpisanie sprawozdań przez biegłego i powoli rok 2005 stanie się elementem historii. Czas przygotować się na piątek. Koncepcja, struktura, harmonogram, prezentacja. Ekscytująca perspektywa. I przerażająca. Ale co tam, przeżyliśmy szwedzki potop to i Szweda solo przeżyjemy. Do dzieła!
8 marca 2006
Powrót z imprezy (by Aga)
„mikroskopijnych majteczek oraz czarnej, krótkiej, ledwo zasłaniającej pupę”
Wystarczy tego badziewia. Wpadałoby się zdecydować, albo panienka z dobrego domu z pupą albo dupka i ‘przód’ albo pizda, a tak jest słowny przekładaniec. A do tego z bardzo ograniczonym zasobem słów. Jak się bardzo postaram mogę udawać, że nie widzę niekonsekwencji, więc może fabuła. Hmm tu też nie jest wiele lepiej. Pseudodokumet jakim ma być ta relacja od strony fabuły też się kupy nie trzyma. No, ale nich tam, kompilacja Niewolnicy Isaury z domorosłymi porywaczami, a w między czasie klub, jacht i stajnia. Chciałaby dusza do raju, chciałaby opowiedzieć o wszystkich możliwych elementach o jakich nie śniło się filozofom, a wychodzi z tego pobieżnie skreślona kakofonia sygnałów różnych. Ale to, co wysuwa się pierwszy plan to fakt, że o większości opisanych sytuacji autorka ma niewielką wiedzę, o czym świadczą pobieżne opisy albo wręcz niewiedza, która wkłada w usta ponygirl piłkę a nie wędzidło. Scenariusz na pronosa z tego zrobić można, ale jeśli chodzi o słowo pisane to cieniutki ten tekścik. Ocena końcowa: wybujała fantazja małolatki pod tytułem – wydaje mi się, że chciałabym tak, opowiedziana językiem małolatki. Powinno się dodać podtytuł: do użytku indywidualnego dla walikoników, którym nie starcza wyobraźni własnej. A całość w czterech częściach (kolejna w przygotowaniu jak zaznacza autorka) wisi sobie tu, ale proponuję darować sobie.
7 marca 2006
Świat jest mniejszy niż się zdaje
Prawie nie wychodzę z łóżka i myli się ten, kto sądzi, że śpię. Daleki będzie od prawdy ten, kto uzna, że sexem dziś dzień cały się param. Nic z tego. Ot po prostu siedzę w łóżku z laptopem i telefonem i załatwiam sprawy różne. I mam w tym wielką przyjemność. W gorącej kąpieli w środku dnia, w tym, że mogę włóczyć się po domu półnaga, w tym, że nie spieszę się nigdzie. Nadrabiam zaległości w lekturze ulubionego forum, a nawet trochę czatuję. Właśnie tak, wpełzłam na czat.
Wpełzłam? Raczej wpadłam, jako ta śliwka w kompot. No, bo jakże mogłoby być inaczej. Szybki przegląd sytuacji po znanych pokojach wykazał brak znajomych. A nieznajomi? No cóż, tacy zawsze się znajdują. Ale nie bardzo mam ochotę być odpytywana z metryki. Miotając się tu i tam wylądowałam w pokoju swingersów. No, a skoro już tam byłam… Dokładnie tak, postanowiłam rozejrzeć się pod kątem tego drugiego. Choć tylko teoretycznie, ale skoro to nie boli i nic nie kosztuje to dlaczego nie. Poza pewną dawką oszołomów i walikoników trafiło mi się kilku rozsądnych rozmówców. Wniosek pierwszy: 99% tych, którzy szukają trzeciego wierzchołka (lub mówią, że szukają) szukają drugiej kobiety. Ten model znam i nie jestem zainteresowana. Dwóch młodych byczków też zostało odrzuconych, ale za to Trzeci_do_pary wydał się realny i doświadczony w temacie, a do tego inteligentny i dowcipny. Rozmowa była przemiła i całkiem konkretna, chętnie odpowiadał na pytania dotyczące MMK. Z mojej strony żadnych konkretów (w końcu to tylko rekonesans). Odpytałam go trochę o klimaty bdsmowe (tak na wszelki wypadek, żeby wiedzieć jak może reagować). Fanem nie jest, ale i nie uczynił znaku krzyża na samo wspomnienie. Osiągnęliśmy martwy punkt w rozmowie, bo tak się nam dobrze konwersowało, że wypadałoby się przedstawić i termin spotkania ustalić. A ja nic, cisza, po prostu mnie zacięło. Tu mój interlokutor wykazał się wyczuciem sytuacji i zobaczyłam na ekranie „nic na siłę, ale jakbyście się zdecydowali to zostawiam namiary”. Uśmiechnęłam się bo w końcy wybawił mnie z dość niezręcznej sytuacji. Czekałam chwilę spodziewając się adresu mailowego, a tu moim oczom ukazał się rządek cyfr.
Dziwnie znajomych.Czerwona lampka ostrzegawcza włączyła się natychmiast.Pożegnanie rozpraszało moją uwagę skupioną na identyfikacji wyświetlonego numeru. Nie potrzebowałam dużo czasu. Wniosek był prosty i szokujący. Numer był bardzo podobny do mojego. To… kumpel z biura !!! Siedzi cztery pokoje dalej !!! Szczęście w nieszczęściu, że weszłam na tyldzie… A swoją drogą, niezłe z niego ziółko…
Beren i Luthien
Jak niewiele rozumiałam, jak niewiele wiedziałam. Gdybym wtedy słów tych znaczenie poznała o ileż łatwiej byłoby mi być. Bo oto historia, nad którą nie ma piękniejszych. Historia miłości niezwyciężonej. Miłości przepowiedzianej. Miłości skazanej na spełnienie i niespełnienie zarazem. Nie pamiętam kiedy płakałam nad książką, po prostu tego nie pamiętam. A wczoraj morze łez wylałam przy wersetach o śpiewie słowiczym. Dlaczego historią Tristana i Izoldy raczą nas zawsze, Romea i Julię na piedestał stawiają?
Dlaczego skoro tu właśnie najpiękniejsza z miłosnych historii opowiedziana została?
Nie masz kochanków ponad Berena i Luthien.
============
Finrod Felagund 2006-03-08 17:38:25 158.75.236.151
Prawda? I znów postrzegasz świat moimi oczyma... A przy okazji... wiesz dlaczego Finrod, książe Nargothrondu nie miał żony w śródziemiu? Kiedyś Loreena, teraz Silmarillion - dwie moje miłości.