15 kwietnia 2005

„Chciałem być marynarzem, chciałem mieć tatuaże…”

Wczoraj usłyszałam Krawczyka śpiewającego te słowa w radiu. Znowu widzę jakąś analogię do ostatnich wydarzeń. Ja też chciałam czegoś… Przyziemne, zapewne przyziemne, ale dla mnie ważne. Jeśli ktoś chciałby zdeprecjonować wartość człowieka to właśnie byłam królikiem doświadczalnym kolejnej wersji takich działań. Ta dziedzina chyba nigdy nie osiągnie dna… Cóż temu, kto rozdaje karty wydaje się, że jest najbardziej przebiegły, a każdy kto śmie powiedzieć, że król jest nagi robi to tylko jeden raz.

Parafrazując cytowaną piosenkę chciałam być dyrektorem finansowym a skończyłam jako główna księgowa, bo przy okazji wypowiedzenia szefowej zarząd zlikwidował stanowisko. Śmieszne? Nie. Raczej żałosne. Całe szczęście, że nie mam już 20 lat i kariera zawodowa nie jest priorytetem mojego życia. Stało się, machina ruszyła. I tylko gdzieś w środku kołacze się pytanie czy to jest czego chciałam? Odpowiedź sama ciśnie się na usta. Nie. To nie jest ta bajka, którą tygryski lubią najbardziej. Wrr. Nic to. Jestem profesjonalistką.

Brak komentarzy: