11 kwietnia 2005

Dotyk Tej-Która-Przenosi-Dotyk

Nie spałam, ale oczy wciąż zamknięte zatrzymywały pod powiekami świat, w którym chciałam zostać. Ni to jawie, ni we śnie, trwałam tak na pograniczu światów, na pograniczu czasu, na pograniczu świadomości…Słyszałam Ją, kiedy weszła. Czułam jak składa swoje ciało obok mojego w pościeli. Nie otwierałam oczu, ciągle nie otwierałam oczu. Może chciałam przyśnić coś, czego nie było. Może…
Szeptem sprawdzała stan mojego uśpienia, odpowiadałam, ale oczy ciągle stanowiły kurtynę między światami. Pierwsze dotknięcie. I wyczekiwanie. I myśli gonitwa. Czyj to dotyk? Jej? Czy może…? Zapominam o światach, zapominam o sobie. Teraz jestem jednym wielkim sensorem czułym na dotyk. Impulsy elektryczne przeskakują wzdłuż ścieżki, która prowadzi swoją dłoń. Nic więcej tylko Dotyk. A może raczej aż Dotyk. Opuszki palców muskające ciało, niespokojne, rozbiegane. Czasami nieznacznie tylko zbliżone do skóry, czasami zostawiające na niej swoje odciski. Między łagodnymi pociągnięciami czuję mocniejsze, trochę drapieżne, trochę zaborcze. Zatracam się w dotyku. I chociaż nie wiem, które dotknięcia należą do Kochanki, które do Dominy, a które do Demona, pożądam ich wszystkich. Leżę, bez ruchu niemal, zaciskając uda, aby nie uronić ani kropli mojego podniecenia, które wzbiera niczym powodziowa fala. Jeszcze nie, jeszcze nie, jeszcze potrafię to powstrzymać. Chcę to powstrzymać. Za żadne skarby świata nie chcę pozbawić się tych cudownych doznań, które przynoszą palce i paznokcie. Jak niepisaną umową, terytorium tego spektaklu ograniczone zostało jedynie do pleców, ramion, karku… Karku… Tu właśnie poczułam pierwsze ugryzienie. Jęknęłam cicho, albowiem fala rozkoszy zaczyna przybierać na sile. Teraz już nie tylko dłonie, teraz także język i zęby wkroczyły do akcji. Odczucia mieszają się, narastają, wręcz eksplodują we mnie. Żeby już za moment zacząć spadać w dół z niewiarygodną szybkością, zabierając ze sobą wszystko, co spotkają na swojej drodze. Jak lawina, jak śnieżna kula toczącą się ze zbocza. Nie ma przed nimi ucieczki, nie ma odwrotu.

Kiedy poczułam dłonie Pana rozsuwające moje uda, nie potrafiłam dłużej powstrzymywać rozkoszy. I słowa, które tętnią mi w głowie, słowa nie do mnie nawet wypowiedziane
- Dobrze ją przygotowałaś suko. Dla mnie ją przygotowałaś?
- Tak, Panie
Wszedł we mnie tak mocno, tak męsko, tak …
Spełniłam się po raz kolejny, Jego dotyk w moim wnętrzu wystarczył, żeby zeszła kolejna lawina… Słyszałam chlupoczącą pieśń, którą wydała z siebie moja kobiecość. Pieśń pochwalną dla dotyku. Pan odrzucił moje rozedrgane ciało i ofiarował swój dotyk Jej. Wszystko trwało chwilę zaledwie. Potem już kalejdoskop, którego nie sposób zatrzymać. Dłonie Pana w naszych włosach, nasze usta stykające się ze sobą zroszone Nim, Jego smakiem. I nagle pustka. Wyszedł równie cicho jak się pojawił. Znowu zostałyśmy same…

Musiałam chyba prosić o to całym ciałem, albowiem bez słowa podarowała mi swój dotyk na nowo. Teraz jednak miał to być dotyk wnętrza. Chwila wahania nad długimi paznokciami, ale to w tym momencie nie miało znaczenia. Pragnienie było silniejsze od wszystkiego innego. Jeszcze tylko odrobina oliwki i Jej dłonie zaczęły taniec ku rozkoszy. Ciągle zaciśnięta po przeżytych orgazmach z trudem pozwalałam Jej dłoni na wejście. Ból jaki temu towarzyszył i rozkosz jaką przy tym odczuwałam nie da się porównać z czymkolwiek innym. Nigdy jeszcze fisting nie był tak intensywnym przeżyciem. Bałam się, że wycofa się, że odbierze mi to na co tak bardzo czekałam. Czułam jak ból narasta z każdym milimetrem. Chciałam go i przerwać i trwać w nim. To takie przedziwne uczucie. W końcu jednak naparłam sobą mocniej i Jej drobna piąstka przekroczyła ten magiczny krąg. Od tego momentu napięcie i rozkosz już tylko rosły. Każdy ruch, każdy obrót, każdy najmniejszy choćby dotyk wywoływał koleje lawiny rozkoszy, która z łoskotem spadała na mnie. Ostatkiem sił i zdrowego rozsądku powstrzymywałam swój krzyk – nie byłyśmy same w domu… Jaka szkoda… Zostać tak, z tym nieziemskim dotykiem wewnątrz ciała, zostać tak na wieczność, tego pragnęłam. Ogniu krocz za mną powtórzyłam w myśli sama nawet nie wiem za kim… krocz, krocz i nieś pożogę rozkoszy, niech spłonę na jej stosie, ale nigdy, przenigdy się jej nie wyrzeknę. Jej dotyk był dziś wyjątkowy, niezapomniany, nieziemski, nie potrafię go nazwać. Czułam, że kulminacja jest już bardzo blisko… bardzo… wspięta na palcach drżałam w oczekiwaniu, drżałam, kiedy orgazm rozszarpywał moje neurony a mięśnie szalały w morderczym widzie usiłując zgnieść źródło tej rozkoszy we mnie. Nie potrafiłam już powstrzymać krzyku. Zasłonięte dłonią usta wykrzyczały swoje podziękowanie. Ale moje ciało było dziś nie moje. Zaciśnięte na dłoni nie zamierzało jej oddać. Tak, właśnie tak, zaciśnięte. Trwała więc tak ze mną, we mnie i obok mnie aż nasycę się tym dotykiem na tyle, że uwolnię Dłoń-Która-Przynisła-Rozkosz. Z niechęcią i nie bez bólu oddałam tę Dłoń.

Dłoń, która już za moment tuliła mnie i obdarzała dotykiem, pozwalając spokojnie dopełnić się temu misterium, które sprawiła. Powoli, bardzo powoli echo rozkoszy gasło we mnie… W Jej ramionach zaczynałam budzić się do życia. Po raz pierwszy tego ranka. Ranka? Wszak minęło już południe…Dopiero południe, południe tego cudownego dnia, który nas czekał… a był emocjonujący aż do końca, a nawet jeszcze dłużej, bo skończył się dobrze po północy. Ale to już w innej opowieści…

Brak komentarzy: