14 kwietnia 2005

Dotknij mnie znowu...

Czasami dotykam wnętrza swoich dłoni wargami, delikatnie muskając je niczym motylim skrzydłem. Zamykam oczy i wówczas widzę coś czego nie ma ... wtedy dotykam duszy. Czasami łasi się do mnie jak kotka, czasami jest jak kotka drapieżna i niedostępna. Moja dusza… Uwielbiam dotyk. Kocham go i za nic nie jestem w stanie się go wyrzec. Jeśli chodzi o dotyk to jestem fetyszystką w najdrobniejszym nawet detalu słownikowej definicji. Nie potrafię osiągnąć satysfakcji bez tego zmysłu, ale potrafię nim zastąpić akt seksualny. Dotyk jest tym dla czego warto żyć. Tyle jest dotyku w świecie, każdy jest inny. Czasami jak teraz przychodzą mi do głowy dotyki, których zaznałam...Ona.

Ona potrafi mnie dotykać w taki sposób, jak nikt inny, Dotykając skóry dotyka duszy… Jej dłonie są takie dziwne... chłodne i gorące zarazem. Kiedyś przez bardzo długi czas dotykała mojego ciała... paskiem. Tak, szerokim, skórzanym, męskim paskiem. Złożonym na pół, albo jego miękką końcówką... dotykała mnie centymetr po centymetrze. Niespiesznie, przeciągała pieszczotę godzinami wręcz. Kilka minut zajmowało jej przesunięcie paska po moim policzku. A ja delektowałam się dotykiem, byłam tak niesamowicie podniecona, że wprost trudno to opisać. Dotyk paska na twarzy czułam w palcach u stóp, wypełniała mnie drgającą rozkoszą bez końca. Kiedy podała mi do polizania końcówkę paska przeżyłam jeden z najsilniejszych orgazmów. A potem, kiedy tą mokrą, zimną i sztywniejącą końcówką kontynuowała pieszczotę eksplodowałam raz za razem. Przedziwne uczucie, kiedy mokry język przesuwa się po nielicowanej skórze, która staje się tępa, stawia opór. I niemy nakaz, któremu nie potrafię się przeciwstawić…

Albo dotyk Jej dłoni w takim jednym miejscu, pomiędzy piersiami, powyżej splotu słonecznego… Silny dotyk, wyciskający powietrze, odbierający oddech, mocny, bezwzględny i taki… czuły. Albo Jej palce na mojej twarzy, przesuwające się po powiekach, policzkach, po szyi. I paznokcie, którymi wypisuje wyznania swojej namiętności na moich plecach. To wszystko doprowadza mnie do szaleństwa.

Ona jedna potrafi samym tylko dotykiem i to, bynajmniej nie typowych punktów erogennych, doprowadzić mnie do spełnienia. Samym dotykiem mojej zewnętrznej powłoki. O dotyku wnętrza nawet nie będę dziś pisać, bo już i tak moja bielizna jest mokra na wylot. Samo wspomnienie przyprawia mnie o drżenie i skrapla moja kobiecość, która pod postacią ciepłej, lepkiej stróżki znaczy moje uda i pończochy. Ech… być już w domu… być z Nią… móc Ją gryźć i lizać, zatracać się w dotyku…

Dziękuję kochana.

Brak komentarzy: