3 kwietnia 2005

Jak to z Manekinem było...

Wygląda na to, że udało mi się wprowadzić w życie przysłowiową nową świecką tradycję, po raz czwarty odbyło się spotkanie bdsmowych maniaków ze stolicy i okolicy oraz innych sympatyków szkoły. Skład podstawowy jest niemal stały, plus kilku gości, dla odświeżenia krwi. Wnętrze Manekina szybciej niż ludźmi napełniło się dymem papierosowym, w ilościach co najmniej hurtowych.

Małgosia nie przyszła... mówi się trudno i żyje się dalej.

Widocznie nie starczyło jej odwagi.Kiedy tylko weszliśmy od razu zobaczyłam osobę, z którą najbardziej chciałam porozmawiać. Oczywiście był także ten, z którym miałam się zmierzyć ponownie. Nie powiem, nieco stresowała mnie ta perspektywa, ale przecież byłam silna i przygotowana, no i Pan był ze mną, wszystko musiało pójść dobrze. Strząsnęłam z siebie niepokoje i zasiadłam na miękkim krześle tuż obok Katii. Przywitałam się z nią i z Margotką tak raczej z dystansem, nie wiem jak zareagowałby jej Pan na wylewne powitanie, a nie chciałam robić jej kłopotów. No i nie będę ukrywać - unikałam wzroku mojego pogromcy z poprzedniego spotkania. Na szczęście rozmowy z dziewczynami były bardzo miłe i zabawne, w efekcie wybuchałyśmy salwami serdecznego śmiechu. Dotyk tych jasnych sterczących włosów doprowadzał mnie do tego dziwnego stanu, kiedy chucie dają znać o sobie. Wiosna, jak nic wiosna. A przecież przy każdym wybuchu śmiechu jej głowa stykała się z moją. Przecież dotykałam jej dłoni. A po głowie chodziło mi tylko jedno móc ją dotknąć – nagą. A gdzie rozum? Gdzie odpowiedzialność? Gdzie moralność? Chyba zapomniałam zabrać z domu. Bo przecież teraz siedziała tak blisko, nie stał między nami stolik, mogłam jej dotknąć, gdybym tylko chciała. A czy nie chciałam? Ależ owszem, chciałam i to bardzo. Co więc mnie powstrzymywało? Pan. Siedział na mną, rozmawiał z innymi, ale czułam, że jest ze mną. Kati była zagubiona, z plątaniną myśli... o dawnym panu, o nauczycielu, który nim nie był, o istotach z innej planety. Była taka ufna, wystarczyło wyciągnąć dłoń a przyszłaby do niej. Tak bardzo chciała czuć się kochana, pożądana a nie bezpańska. Bezpańska – jakie to smutne słowo, nawet nie zdawałam sobie sprawy, nawet wówczas, kiedy używałam tego nick’a. Katii była teraz uosobieniem bezpańskości, taka mała kupka smutku.Ale przecież ona jest taka młodziutka, na zaledwie 22 lata, Nawet nie wie o sobie jeszcze wielu rzeczy. Przecież jej kontakty z kobietą ograniczyły się do tego jednego razu z margotką, na polecenie pana. Ona przecież nie wie nawet czym jest, czym może być miłość dwóch kobiet, namiętność która wynika li tylko i wyłącznie z fascynacji sobą, ciałem, duszą... A mimo to czułam, że lgnie do mnie. Jestem przerażona sobą, a dokładnie tym jak bardzo chciałam ją wziąć, zagarnąć tylko dla siebie. Ten jej zapał, chęć poznania, ciekawość życia. Zawsze stroniłam od kobiet, które nie miały świadomości skłonności do własnej płci. Nigdy nie chciałam stawać się nauczycielką, nie chciałam przed nikim odkrywać świata miłości kobiecej. A teraz? Teraz chciałam dobrać się do tego kruchego, młodego ciała. Nie do duszy, nie do uczucia, ale właśnie do ciała. Wpić się namiętnie w usta, zatopić twarz w wilgotnej kobiecości a zęby w karku. Tak, pożądałam tej młodej kobiety.

Katii została zawołana prze swojego byłego pana. Kątem oka widziałam jak zapina jej na szyi obrożę, jej własną, tę granatową. Kiedy znowu usiadła koło mnie aż promieniała, tym cudownym blaskiem spełnienia, zadowoleniem i radością. Właśnie wtedy straciłam ją. Wiedziałam, że nie mogę rywalizować z panem. To samo było z moja Kochanką. Pan przede wszystkim, a czasami w chwilach uniesienia i zapomnienia jest tylko ze mną. Suki - moje życie i moje przekleństwo. Nie będą nigdy tylko moje. Łzy zakręciły mi się w oku, ale może to tylko dym drażniący spojówki. Starałam się zająć myśli czymś innym.Przyszedł czas na moją konfrontację. Bez strachu spojrzałam w oczy, te oczy, które wówczas napełniały mnie strachem i pokorą. Teraz nie było w nich siły, która działałaby na mnie. Teraz siła była we mnie. Podałam mu ręce – jak prosił. Nie wyczuł w nich drżenia, albowiem nie było w nich drżenia. Jaką radość sprawiło mi to, że potrafiłam panować nad swoim ciałem. W każdym razie potrafiłam w stosunku do niego.

Kolejne zmiany konfiguracji przy stolikach, kiedy wróciłam od baru ze szklanką coli usłyszałam coś co spowodowało mocniejsze bicie serca. Katii prosiła Pana, mojego Pana, o pozwolenie na pocałunek. Na pocałunek ze mną. Ona. I odpowiedź Pana, która jeszcze bardziej podniosła moje tętno. A już całkiem zaskoczyło mnie to, co stało się za chwilę. Podeszła i bez słowa dotknęła moich ust swoimi. Namiętność z jaką całowała, mogła pochodzić jedynie od bardzo młodej osóbki. Oddałam ten pocałunek, przedłużając go jak tylko mogłam. Świadomość tego zetknięcia z jej ciepłem i wilgocią podnieciła mnie niesamowicie. I tylko po głowie kołatało się pytanie czy zrobiła to bo tego chciała czy zrobiła to bo tego chciał jej pan. Nie ważne. Zrobiła to. Dała mi tę odrobinę przyjemności, która chodziła mi po głowie od naszego pierwszego spotkania. Chłonęłam jej zapach pragnąc zapamiętać go, ale ona nie miała zapachu. Tylko perfumy. Nie roztaczała woni kobiety, tego najpiękniejszego z zapachów, nie pachniała, w każdym razie – nie dla mnie.

Potem już wszystko potoczyło się w przyspieszonym tempie. Pytania o godzinę w Tokio. Zbyt inwazyjne wiązanie mojej Kochanki, która krzyczała z bólu. Ona, która potrafi i cierpieć i szczytować w milczeniu. Uniesiona przez Pana moja spódniczka i prezentacja gołej cipki innemu mężczyźnie. Mimochodem, podczas rozmowy... tak od niechcenia. Wyjście z Manekina. Krótki przystanek w tym samym co poprzednio mieszkaniu i wreszcie powrót do domu. Prysznic. I sen. Długi, spokojny sen...

Brak komentarzy: